#Bez Cenzury
Explore tagged Tumblr posts
Note
niebinarna flaga bazowana na okładce siódmej części 'historii bez cenzury'
ktoś gdześ już to pewnie zrobił lol
Cudowne
#polishcore#poland#polska#polish#polish reference#pl#polska gurom#pl tag#kurwa tag#motherland tag#historia bez cenzury#wojtek drewniak#nonbinary
95 notes
·
View notes
Text
uwaga oto on
Jak mi idzie kupno sukienki na slub: kupilam obrus
#wybaczcie wyjatkowo nieestetyczna kompozycje#uwazam ze dodaje ona nam bliskosci . mozecie poczuc sie jakbyscie faktycznie byli w moim burdelu#bez zadnego udawania i cenzury#zanim ogarnelam ze to obrus myslalam bh#zrobic z tego materialu spodnice?
15 notes
·
View notes
Text
już mi raz zrzucili, próbujemy dalej (jeśli ktoś chce bez cenzury to let me know a podeślę!)
#zastępy anielskie#the heavenly host#uznajmy tę nazwę angielsku brzmi cool#my art#siewca wiatru#wind sower#razjel#grabriel
8 notes
·
View notes
Note
Hello once again! Can we get some Nika headcanons?
Hi, thanks for the ask! Im not that great at headcanons but here you go!
She feeds and takes care of stray cats! Shes the trio's moral compass, she saved the old lady who tried to kill her, of course she does!(often she doesnt actually have money for cat food, but she always makes sure they have clean water and somewhere dry to sleep)
She really doesnt get memes. Net tried to explain his favourites countless times but she just cant grasp it.
However SOMEHOW shes really good at video games. She beats the other two 90% of the time and Net complains shes using her powers(shes not)[i have no explanation for this other than i think its funny]
She always leaves generous tips at reastaurants out of solidarity
Shes always sleep deprived - whenever shes not studying or reading past midnight shes propably having nightmares about her parents or the enteriety of 'trzecia kuzynka'(btw i love that book so much its one of my favourites) or shes haunted by prophetic dreams
she snores.
For some reason she strikes me as someone who obsessively read 'Percy Jackson' as a kid lol
Shes many things, but straight isn't one of them
She listens to those over-an-hour-long video essays on YouTube and watches Historia Bez Cenzury(if you know you know)
I like to think shes a member of some local book club. She deserves to have fun talking about her favourite books ok?
I think that's all! I really like Nika, shes been trough so much shit and should propably go to thereapy(but she cant, for obvious reasons) but she still has so much compassion for everyone around her, human or not(except if youre Aurelia. Or Ilona Bogucka). The trio shares one braincell and most of the time shes the one using it.
Id love to hear other people's headcanons too, its always fun!
#ask#felix net i nika#fnin#nika is my bestie#god i have so many thoughts about 'trzecia kuzynka'.......
14 notes
·
View notes
Text
Literatura bez granic – Piotr Lucjusz w swoim stylu Każda książka Piotra Lucjusza to literackie wyzwanie, które burzy schematy i stereotypy. Jego dzieła pełne są nietuzinkowych bohaterów i fabuł, które balansują na granicy prowokacji. To pisarz, który pisze bez granic i cenzury, co czyni jego twórczość wyjątkową i inspirującą. Jeśli chcesz odkryć książki, które zmieniają spojrzenie na świat, odwiedź https://lucjusz.com i poznaj literaturę, która nie boi się poruszać tematów tabu.
0 notes
Text
“Złote płyty”
Teatr: Teatr Muzyczny Capitol
Reżyseria: Mateusz Pakuła
Jak byłem mały to nigdy nie chciałem być kosmonautą. Była to dla mnie praca zbyt męcząca i zbyt daleko od domu. Może właśnie dlatego kiedy dorosłem to w środku mnie powstała wielka czarna dziura, która wessała całe szczęście jakie kiedykolwiek czułem i nic mnie już nie bawi. Miałem nadzieję, że Mateusz Pakuła zatka moją dziurę swoim potężnym spektaklem (dostosowuje moje żarty do żartów autora scenariusza). Wybierałem się na „Złote płyty” do Wrocławia ale dzięki Bogu spektakl sam przyjechał do mnie na Boską Komedię i niemalże bez ruszania się z domu mogłem odbyć tę kosmiczną przygodę.
Pakuła opiera swój spektakl pretekstowo na wydarzeniach z lat 70., gdy Carl Sagan z Frankiem Drakiem debatowali i przygotowywali złote płyty, które miały być umieszczone na sondach kosmicznych Voyager jako list do potencjalnych istot pozaziemskich. W interpretacji Pakuły ta grupa rozrasta się do pięciu osób, może do sześciu, jeśli doliczymy złowieszczo milczącego w kącie Dicka, może do siedmiu, jeśli doliczymy tajemniczy, porozumiewający się z zebranymi w sali konferencyjnej za pomocą telefonu zarząd NASA. Obserwujemy więc debaty na temat tego jak powinniśmy się zaprezentować obcej cywilizacji, jak zmieścić całą kulturę na jednym dysku i co wypada pokazać, a czego nie. Równorzędnym wątkiem jest rodzące się uczucie między Carlem a Ann; niestety obydwoje są już po ślubie, a pech chciał, że nie ze sobą. Aby dodać pikanterii: żona Carla i mąż Ann znajdują się w tym samym pomieszczeniu i razem opracowują skład złotych płyt. Realnie jednak historia bardziej skupia się na ludzkich słabościach i niedoskonałościach i tym, jak bardzo chcielibyśmy przedstawić siebie w lepszym świetle niż realnie jesteśmy. Jest to też historia pokazująca jak malutcy jesteśmy w skali wszechświata i jak miałkie mogą być nasze problemy w odniesieniu do ogromu przestrzeni kosmicznej. Tworzenie złotych płyt jest jedynie pretekstem do próby obnażenia naszych słabości jakie mamy jako gatunek ludzki. Nie unika się tematu rasizmu, cenzury, wybielania historii czy też zwyczajnego zatajania zbrodni.
Reżyser i autor tekstu jednocześnie stara się skonstruować spektakl na podobnym schemacie jak inne swoje komediowe propozycje repertuarowe (ostatnio miałem okazję oglądać „Latającego potwora spaghetti”, który kropka w kropkę odhacza te same punkty programu co „Złote płyty”) i niestety boryka się z tymi samymi trudnościami co większość niedramatycznych realizacji Pakuły. Więcej tutaj jest sreberka niż samej czekolady – realnej treści w przedstawieniu jest maksymalnie na 20 minut, a sam spektakl trwa półtorej godziny, co widać bardzo mocno, bo „Złote płyty” momentami nieznośnie tracą tempo. Dodatkowo czułem odrobinę jakby traktowano widzów jak głuptasów; na przykład kilkukrotnie powtarzając ten sam żart z dzwoniącym telefonem (za każdym raz dowcip polegał na tym samym i przebiegał bardzo podobnie) – nasuwa się pytanie czy Pakuła był tak z niego zadowolony, że postanowił nas nim raczyć kilkukrotnie (jeśli tak to niedobrze, bo to żart z brodą), czy właśnie uznał, że możemy nie zrozumieć za pierwszym razem (też niedobrze, bo trochę wiary w zdolności kognitywne widza, panie reżyserze). Nie obyło się tez bez typowych wujaszkowych żartów z hehehe seksiku i piczy heheheh, ale osoby mające wcześniej do czynienia z komediami pisanymi przez tego twórcę wiedzą, ze istnieje ryzyko pojawiania się takowych. Muszę też skierować niezadowoloną buzię w stronę piosenek obecnych w tym spektaklu: są zaśpiewane wspaniale, ale mogłoby ich zupełnie nie być, dzieją się jakby obok, nie wnoszą żadnej wartości dodanej. Nie tworzą dialogu i jednocześnie dzieją się poza nawiasem fabuły, bo po zakończonym śpiewaniu wszyscy udają, że nic takiego nie miało miejsca. Postawiono na istniejące już piosenki z okresu, w którym dzieje się akcja spektaklu i aktorzy wykonują je w języku angielskim. I tutaj pojawia się zagwozdka – jeśli mają one ilustrować emocje, które dzieją się w postaciach to byłoby spoko, gdyby wiadomo było o czym te piosenki są (nie wszyscy znają perfekcyjnie angielski, na przykład dwie panie po 60 które miały nieszczęście siedzieć obok mnie), a jeśli celem reżysera nie było ilustrowanie emocji za pomocą piosenek to po co je tam wciskał. Może to moje czepianie się na siłę, ale miałem mocny dysonans, gdy cały spektakl grany jest po polsku i nagle, na potrzebę songów, przerzuca się na język angielski.
Na scenie błyszczy jak piękny diament Emose Uhunmwangho w roli Franka. I tak realnie można by zmienić nazwę spektaklu ze „Złotych płyt” na „Emose show”, bo czego tylko dotknie to staje się złotem (Midas, MIDAS). Czeka się na każdy moment kiedy otwiera usta, bo ma ona tak wyborne wyczucie komizmu jakiego nie widziałem dawno na scenie. Umie podać nie do końca lotne żarty Pakuły w taki sposób, że naprawdę bawią do łez (chociażby doskonale zagrana scena w której Frank opowiada o obrazie „Pochodzenie świata” Courbeta używając metafor zaczerpniętych ze Śródziemia Tolkiena). Uważam, że tym spektaklem Emose wysyła nam podprogowy sygnał, że jest kosmitką, bo żadna ludzka istota nie ma prawa być tak zdolna i plastyczna jak ona. Dodatkowo jest obdarzona przepięknym głosem z którego robi doskonały użytek w piosenkach. Ogromne, ciepłe brawa i gratulacje za tytaniczną robotę na scenie.
W ogólnym rozrachunku Pakuła stworzył spektakl w założeniu ciekawy, w finale pokazujący, że bycie człowiekiem jest bardziej nieuchwytne niż sama nasza historia czy kultura: to głównie emocje i uczucia, patrzenie na sztukę, głaskanie psa, czy wzruszanie się w czasie pięknych zachodów słońca. Niestety cały koncept w moim odczuciu rozbija się o zbyt dużą ilość ozdobników w stosunku do samej treści i dodatkowo o nie zawsze trafiony humor. Uważam, że Pakuła-dramatyczny o wiele lepiej by wybrzmiał w tym temacie niż Pakuła-komediant. Szkoda, bo oczekiwania miałem spore, a to kolejny jego spektakl, który mi nie do końca siada. Ale cóż, czasem jakiś Challenger musi wybuchnąć przy starcie w wielką pożogę rozczarowania, żeby potem, za jakiś czas, inny wahadłowiec Endeavour mógł wystartować w glorii i chwale i dostarczyć zachwytów.
0 notes
Text
Moment numer 33. Rok 2024. Krok pierwszy… Powrót.
Powrót do pisania.
Każdy Moment jest dobry, by coś odmienić w życiu… Nie pisałem 7 lat i właśnie mnie naszła ochota, by to zmienić. Właśnie tu i teraz!
A o czym będzie pisane?
Dobre pytanie. Bo chyba o wszystkim. Tzn. o wszystkim, z wyjątkiem tematów, których nie jestem gotów wystawić na widok publiczny… Mimo że swoją prywatność utraciłem, wiele lat temu nagrywając vlogi, przedstawiając się z imienia i nazwiska również w podcastach, to odrobina prywatności chyba nikomu jeszcze nie zaszkodziła. Odrobina, choćby taka tyci — ciut-ciut malutka.
A wszystko poza granicą tejże prywatności może być lub będzie tematem wpisów, lub nagrań.
Nagrań. Takich audio. I właśnie w tym celu planuję stworzenie dodatkowo podcastu Momenty. Tylko czy to rzeczywiście będzie podcast, a może inna forma, np. wideo — nie wiem jeszcze. Jednak zaznaczam, żeby nie było, że nie uprzedziłem, to nie będzie miejsce z wersją audio tego, co napiszę w Momentach. Nie! To będzie byt zupełnie równoległy — uzupełniający uniwersum Momentów, jakoś podskórnie czuję, że to z czasem będzie się rozwijało w przeróżnych kierunkach.
Nagrań spontanicznych, bo zdarzają się takie sytuacje, takie Momenty, gdzie lepiej włączyć dyktafon lub kamerę i nagrać to, co aktualnie ma się w myślach lub chce pokazać światu, poza tym niektóre historie po prostu lepiej brzmią opowiedziane, pokazane niż spisane. Rzadko, ale jednak.
Choć uprzedzam, domyślnie wolę pisać niż gadać. Gadać lubię, ale pisanie kocham, a dodatkowo ma jedną bardzo ważną przewagę, której nie mają podcasty… Tekst, w przeciwieństwie do audio jest indeksowany przez wyszukiwarki internetowe, co sprawia, że łatwiej znaleźć interesujące nas tematy za pomocą choćby Google’a wpisując weń frazę, która akurat gdzieś tam, w głowie, w głębokich przestrzeniach naszego myślenia się czai. Audio nam tego nie da. I już. Koniec dywagacji.
Audio się słucha wygodnie — to prawda, ale też zauważyłem jedną, wielką, wręcz ogromną, turbo MEGA wadę audio / podcastów… Ludzie często (nie mówię, że zawsze, ale jednak często) słuchają podcastów zupełnie bez refleksyjnie.
Czytając, coś jednak do nas trafia, można przemyśleć, to co czytamy, oczywiście, gdy czytamy uważnie. Audio, słuchane, żeby “coś tam grało, trajkotało w tle” … No co Wam będę wiele mówił, sami wiecie. Szum w tle, który po sobie pozostawia zero przemyśleń.
To co?
Ja piszę, Ty subskrybuj Moje Medium i / lub Mojego Substack’a. Ciebie to nic nie kosztuje, a profity… O pani/e… Same wskakują do skrzynki e-mail.
Zasadniczo chyba polecam bardziej Substack, bo powiadomienia o napisanym / nagranym felietonie chyba szybciej dostaniesz e-mailem, niż przeglądając bloga… Choć na platformie Medium, też z tego, co widzę, to można być poinformowanym, gdy coś wyskrobię, ale wymagane jest założenie konta — a wiem, jak wiele osób teraz zaczyna dbać o swoją prywatność i unikają zakładania kolejnych kont, na kolejnych portalach jak ognia i tu właśnie Substack przychodzi ze swoją funkcjonalnością jako blogowo e-mailowy newsletter. Z mojej strony jest dżentelmeńska obietnica, że Twój e-mail nigdy nie zostanie użyty do rozsyłania spamu.
Czym będą Momenty? Nadal tym, czym były kiedyś na łamach bloga, oraz tym czym było Bez Montażu, Bez Cenzury. W Momentach zawsze stawiałem na 100-procentowy realizm i szczerość we wpisach, absolutne zero sztucznie pompowanego / poprawianego na potrzeby publikacji “contentu”. Kto mnie zna, ten wie, że wiele można mi zarzucić, ale nie populizm i pogoń za statystykami.
Wręcz przeciwnie, od zawsze powtarzam, że wolę jednego zaangażowanego czytelnika lub słuchacza niż miliony subskrypcji bezrefleksyjnych zombie. Dla mnie pisanie czy nagrywanie to hobby, nie nastawione na zarobek byle się talarki zgadzały. Nigdy nie traktowałem tworzenia treści komercyjnie. Talarki talarkami, dobrze gdy są, ale nigdy nie mogą zasłonić priorytetu, którym dla mnie jest uczciwość twórcy względem czytelnika / słuchacza / widza.
PS. Gdzie link do podcastu / wideo Momenty? Jeszcze nie wiem jak to zorganizuję, więc linku jeszcze nie ma, ale gdy już będę wiedział co, gdzie i jak, to dam znać w przyszłości, w którymś z kolejnych wpisów.
PPS. Krótka odpowiedź, na potencjalne pytanie, czemu nie kontynuuję Bez Montażu, Bez Cenzury — otóż, ten projekt się bardzo dziwnie rozwinął i zastygł — oddałem go w ręce Grzegorza Pietrzaka, później nastąpiła lawina dziwnych zdarzeń, przekazywania, oddawania, zamieniania, znów zamieszania i jakoś nie chcę już tego projektu wracać. Nie czuję już tego. Zbierać resztki i starać się odbudować. Odcinam się grubą kreską od Bez Montażu, Bez Cenzury , choć kibicuję dalszemu rozwojowi, jeśli Grzesiu zdecyduje się go kontynuować lub odda go komuś innemu.
Ja, na 40 urodziny postanowiłem, że stworzę sobie jedno miejsce, jeden dom dla moich historii i będę je wszystkie opowiadał w Momentach. Momentach, które 7 lat temu zostawiłem jako archiwum, gdy byłem w zupełnie innym miejscu mojego życia, gdy chciałem gonić czas i decydowałem się na rozpoczęcie podcastowej przygody. Jak widać, zacząłem od bloga i do bloga po wielu latach wróciłem. Cóż to był za wspaniały czas, wiem że będzie o czym opowiadać.
Zainteresowany/a?
Link do Medium: medium.com/@profesorleniuch Link do Substack: substack.com/@profesorleniuch
Link do Twittera: twitter.com/profesorleniuch Link do Threads: threads.net/@profesorleniuch Link do Instagrama: instagram.com/profesorleniuch
TikTok Profesora Leniucha: tiktok.com/@profesorleniuch YouTube Profesora Leniucha: youtube.com/@profesorleniuch
Podcast Profesora Leniucha: anchor.fm/profesorleniuch Podcast Profesora Leniucha: youtube.com/@podcastprofesoraleniucha
Bardzo rzadko o tym wspominam, ale tak dziś, w ramach wyjątku przypomnę żebyś wiedział/a że takie miejsce istnieje, zapraszam na moją prywatną stronę internetową pod adresem:��wiejaczka.com gdzie można znaleźć całą moją radosną twórczość internetową.
Do następnego. Pa.
Moje Momenty. Moje Medium. Zapraszam.
Kubek pysznej gorącej kawy dla Profesora Leniucha :)
Masz ochotę postawić Profesorowi Leniuchowi kubek pysznej gorącej kawy? Zapraszam na stronę PayPal: paypal.me/profesorleniuch lub przez Revolut klikając tutaj: revolut.me/piotrwiejaczka
Dziękuję!
0 notes
Text
Piotr Śmiałowski „Proszę to wyciąć”
Wydawnictwo Universitas, 2024 Każdego miłośnika kina bez wątpienia intryguje kwestia scen, które z racji ingerencji PRL-owskiej cenzury zostały wycięte z filmów. Historię tych ujęć z okresu scen pierwszego ćwierćwiecza PRL opisuje Piotr Śmiałowski. Taśmy z wyciętymi scenami były niszczone, a jedyną po nich pozostałością były osobiste opowieści reżyserów, fragmenty scenopisów i dokumenty…
View On WordPress
0 notes
Text
ephemeris
Niedługo kończę dwadzieścia dwa lata. Już od dziecka zaczęłam obserwować ludzi i ich zachowania - natura ludzka, psychika człowieka cały czas jest dla mnie zagadką. Przeraża mnie to do czego ludzie są zdolni, jak reagują na różne sytuacje w życiu.
Dużo rozmyślam, dużo zapisuje, dużo obserwuje. Mogę śmiało nazwać się osobą wysoko wrażliwą, takie osoby mają ciężko w życiu, w relacjach. Wrażliwość to dar jak i kara. Samoświadomość również męczy. Strasznie męczy ale i uczy. Jest to interesujący aspekt własnej osoby.
Czy skorzystam z samo analizy? Wyciągnę jakieś wnioski i lekcję?
Można to oczywiście podpiąć pod filozoficzną stronę lub nadmiernego myślenia i analizowania, ale czy jest jakikolwiek cel, jakaś nagroda za własną diagnozę?
Co do diagnozy. Czym jest w ogóle diagnoza, jeśli chodzi o część psychiczną. To wskazówka dla nas czy dla lekarza przepisującego nam odpowiednie leki?
Uważam, że diagnoza jest niczym ważnym. To nazwanie naszych zaburzeń, naszych traum, strachu i innych rzeczy, które ludziom były znane od lat. Nie nazywano ich, ale one istniały. Postęp nauki, postęp świadomości i narastającego problemu na całym świecie, spowodował, że ludzie obrali taki kierunek, żeby to zwalczyć. Żeby pomóc innym w cierpieniu, pomóc im przejść przez traumy pokoleniowe.
Nikt nie mówi o tym, jak z diagnozą czują się pacjenci. Słysząc o depresji, borderline, chorobie afektywnej dwubiegunowej, zaburzeniach odżywiania itp. czują, że ich świat się zawalił.
Czytają objawy w internecie, nie wierzą w to, że to jest definicja ich osoby, czują strach i wiele różnych emocji. Ciężko przychodzi im, zrozumienie tego, że diagnoza to nie opisanie ich całej osoby. To tylko łatka dla tych, którzy zajmują się leczeniem.
Mało kto o tym mówi. Czy wypada zaczynać taki temat?
Potrzebuje miejsca na wylanie tego co uważam za beznadziejne, ciężkie i wspaniałe. Pomyślałam, że ktoś, kto zmaga się z podobnymi rzeczami i myślami znajdzie swoje komfortowe miejsce.
Trochę melancholijne, nostalgiczne, ale kto z nas tego nie potrzebuje?
Ex Nihilo będzie miejscem na emocje, słowa, życie bez cenzury
/19.02.2024
1 note
·
View note
Video
youtube
Niemiecka pralnia mózgów - Hitlerjugend. Historia Bez Cenzury
0 notes
Text
Koszmar NATO - komputery PRL-u. Historia Bez Cenzury
youtube
0 notes
Text
0 notes
Text
Kiedy ktoś przywoła nazwę "Pianista", gdy opowiada się o dziele sztuki, to większość ludzi ma w głowie film Polańskiego. Pewnie słusznie, w końcu ten obraz z 2002 roku dostał trzy Oskary i tuziny innych nagród. Mnie kinematografia omija mocnym łukiem, więc niezależnie od tego jak bardzo kultowa produkcja by to nie była, nie miałem okazji jej obejrzeć. Może i dobrze, bo mogłem podejść do oryginalnego tekstu kultury bez tej reżyserowanej wizji. Wydaje mi się, że mało kto może pamiętać, że ten film bazuje na rzeczywistym pamiętniku Władysława Szpilmana. Znalazłem go przypadkiem, znając tylko nazwisko pianisty i ten drobny fakt, że o jego życiu opowiedziały już kamery. Raz po wycieczce w górach zaglądnęliśmy do antykwariatu i tam, na półce "za 5 złotych", wrzucony był pomiędzy pomniejszą literaturę. Sama ta scena mogłaby nadawać się na jakiś wiersz, że świadectwo brutalności wojny było pomiędzy jakimiś skazanymi na zapomnienie książkami kucharskimi, a tomami "Pięćdziesięciu Twarzy Greya". Zabrałem ją do domu obok innych ciekawych, tak samo wypatrzonych, obok ostatnio opisanego Hellera.
Mniejsza popularność pamiętnika, choć posłużyła jako materiał źródłowy do utworu kinowego, mogła zostać spowodowana jego historią. Szpilman opisuje swoje wrażenia w 1946 roku, czyli bezpośrednio po wojnie. W kraju wydanie zawierało liczne ingerencje cenzury, która nie mogła pozwolić na postawienie w złym świetle braci Ukraińców oraz Litwinów. W tej relacji podobnie jak Żydowska policja byli bardziej gestapowi niż gestapo. Dlatego większy posłuch zyskało dopiero tłumaczenie na niemiecki i wydanie książki Szpilmana wraz z dziennikiem Hosenfelda - oficera SS, któremu zawdzięcza życie. Mój egzemplarz to wydanie pełne z 2001. To, że mogło tak się stać, to między inni zasługa jego syna - Andrzeja.
Mogę powiedzieć, że przeczytałem tę relację jednym tchem. Nietaktem byłoby opisywać słowem "fajna", bo tematyka jest przerażająca. Choć Szpilman zarzeka się, że nie jest pisarzem, to jego autobiografię można umieścić w jednym rzędzie z dziełami Tadeusza Borowskiego jak "Pożegnanie z Marią", czy "Innym Światem" Gustawa Herlinga-Grudzińskiego. Ciężko komentować styl takiego utworu, czy jego kompozycję, bo to jest jedno z nielicznych miejsc, gdzie te kategorie nie mają żadnego znaczenia. Jednak trzeba zwrócić uwagę na to z jakim dystansem, brakiem patetyczności, z jaką powściągliwością to wszystko opisuje. Ludzie, którzy byli brutalni, czy byli bez kręgosłupa moralnego nie zostali opisani z łańcuszkiem epitetów. Może nie miał dla nich słów, może nie miał dla nich zawiści. Ciężko mi sobie wyobrazić co w tym artyście siedziało w głowie, choć parę rzeczy z tej psychiki próbuje przekazać. Jednak wróćmy do początku.
Władysław Szpilman był pianistą Polskiego Radia. W stolicy grywał klasyczne utwory i swoje kompozycje, przez co już wtedy był znany w świecie kulturowym. Swoje wspomnienia zawarte na tych niecałych dwustu stronach zaczyna od pierwszych dni wojny. Od tego jak każdy wiedział, że to kiedyś nastąpi. Jednak jeszcze przez tydzień życie w mieście stołecznym trwało jak dawniej. W końcu jednak porażki na froncie i zajęcie Warszawy zmieniło całkowicie jej obraz. Jeszcze przed tym symboliczny był ostatni recital grany na żywo w rozgłośni, już niecały miesiąc po rozpoczęciu IIWŚ, gdzie grał Chopina. Bomba w nocy uderzyła w elektrownie, przez co ostatnim utworem był koncert c-moll Rachmaninowa. Historii nie ma co przytaczać w tej notce - tą można znaleźć chociażby na Wikipedii. Szpilman przeprowadza nas przez nią ze swojego punktu widzenia - polskiego żyda, intelektualisty. Mówi o pierwszych Niemcach, o nalotach, o pierwszych obostrzeniach. Wspomina budowę Getta, żydowską policję, która kolaborowała z nazistami. Przeprowadza nas przez dzień w getcie, gdzie choć na pozór normalny, to jednak był utrzymywaną iluzją. W końcu pomaga nam być świadkiem ostatniego pochodu Korczaka, łapanek i przypadkowych śmierci z rąk Niemców. Pokazuje nam jak próbował sobie ułożyć w takim świecie życie, podobnie jak jego rodzina. Jednak też zapisuje swoją osobistą tragedię - czyli wywózkę całej rodziny do Treblinki.
Tutaj trzeba zwrócić uwagę, wraz za autorem, ile szczęścia musiał mieć, by przeżyć. Ile zbiegów okoliczności i przypadków musiało się ułożyć, by uratował się on, a nie kto inny. Sama likwidacja Getta, którą też przypomina, to setki tysięcy ludzi wożonych na śmierć. Z prawie pół miliona mieszkańców pozostało około 30 tysięcy. Później było Powstanie w Getcie, w którym też zginęło wiele osób. Na końcu wyrok na miasto został wykonany po przegranym Powstaniu Warszawskim. Od tego momentu obserwujemy człowieka, który ukrywa się przed Niemcami w zgliszczach, stara się o szczepki jedzenia i wody i cudem prze��ywa podpalenie kamienicy ukrywając się na jej strychu. Najbardziej ciekawą historią jest oczywiście ta, która w tak tragicznym położeniu Szpilmana, uratowała mu życie - spotkanie oficera SS Hosenfelda, który w swoich pamiętnikach krytykował swój kraj. Temu też próbował dyskretnie ratować ludzi, tak jak po usłyszeniu Nokturnu cis-moll Chopina, postanowił uratować Szpilmana kolportując mu jedzenie i wodę.
Historia kończy się wraz z opuszczeniem przez Niemców Warszawy oraz znalezieniem go przez Polaków. Do tego tomu też zostały dołączone fragmenty dziennika wspomnianego oficera SS oraz posłowie, które dodaje jeszcze kontekstu do utworu. Miała też być dodana płyta z utworami wygrywanymi przez autora, jednak też w moim egzemplarzu już nie było. Szpilman długo jeszcze cieszył swoim graniem słuchaczy. Niestety jednak Hosenfeld zmarł parę lat później jako jeniec w Rosji nawet gdy Szpilman próbował do niego dotrzeć i dyplomatycznymi metodami mu pomóc. Ogólnie nie wiem, co mógłbym jeszcze napisać. Takie świadectwa są ważne, bo opowiadają o czasach, które były dawno, ale których zagrożenia jeszcze nie znikły. Miejmy nadzieję, że jak najdłużej takie pamiętniki i utwory wspomnieniowe zostaną właśnie tym, wspomnieniem o poległych. Choć obecnie na świecie panuję ogromny niepokój i przynajmniej dwie równie brutalne wojny, co może troszkę utrudniać optymizm.
Miłego, Adiabat 21.04.2024
1 note
·
View note
Photo
Отношения без цензуры - Репецкий (2023)
Отношения без цензуры
Артем Репецкий
4 закрытых разбора. Будем разбирать отношения БЕЗ ЦЕНЗУРЫ
Что получите:
- 4 эфира по 1,5 часа с глубокими разборами.
- Буду использовать на разборах 1 фишку, которая ускоряет процесс проработки себя в несколько раз.
- Ответы на вопросы по поводу отношений.
Автор: Артем Репецкий
Большую часть своей жизни я ежедневно испытывал фоновую депрессию, низкую самооценку,
имея проблемы в общении с людьми, огромное...
Читать далее
Подробнее на https://eground.org/threads/otnoshenija-bez-cenzury-repeckij-2023.115403/?&utm_source=tumblr&utm_medium=autopost&utm_campaign=project_21975&utm_content=post_37145127
0 notes
Text
Bonus RPK x Rogal DDL x Bez Cenzury x Goście - REPREZENTUJĘ SIEBIE (Inco...
youtube
0 notes