#.........może dzień dobry panie doktorze?
Explore tagged Tumblr posts
mountaincryptid · 4 years ago
Text
czy jeśli pisze się do prowadzącego ćwiczenia na czacie na teamsach, raczej można zacząć od ‘dzień dobry’, co nie? czy obowiązują te same zasady, co przy pisaniu maili (‘szanowny panie doktorze itp.’)?
2 notes · View notes
mikethehellman · 5 years ago
Text
14:35 (OIOM) - część druga.
Wizyta druga. Poprzednim razem trochę ciężko było się tu dostać. Najpierw
znaleźć odpowiedni budynek (cały kompleks ma kilka obiektów),
potem odpowiednie piętro, oddział i drzwi. Brzmi jak całkiem
prosta sprawa, ale najpierw trzeba zameldować się w
sekretariacie, który oczywiście znajduje się w zupełnie innym
miejscu. Teraz jednak pewnym krokiem przecinałem kolejne
korytarze, klatki schodowe i pokonywałem kolejne pary drzwi na
mojej drodze. Dotarłem do przebieralni. Zastanawiałem się nad
zakupem typowego wdzianka medycznego, w którym popyla większość
personelu, jednak zdecydowałem się pozostać przy zwykłym
lekarskim fartuchu i wspaniałych granatowych crocsach. Często
mylony przez innych, witany jestem słowami "Dzień dobry panie
doktorze", albo "cześć" ze strony młodszych lekarzy. Zdarzały
się sytuacje kiedy pacjenci podchodzili do mnie po konsultację,
co zawsze sprawiało, że byłem dumny ze swojej aparycji. W końcu
dotarłem do drzwi oddziału. -kurwa...serio? - westchnąłem pod nosem. Zamek elektroniczny
tylko na kartę, bez możliwości wpisania kodu. - no to czekam. Na szczęście nie trwało to długo, niebawem drzwi otworzyły się
kiedy jedna z lekarek kończyła zmianę. -cześć -cześć - odpowiedziałem z pewnością siebie. Przywykłem do takich
sytuacji. Po wstępnym odkażaniu w strefie przejściowej udałem się do
pokoju socjalnego. Tam przywitałem się ze znaną mi już
anestezjolog i zabrałem się za karty. -Ooo... nowy pacjent - odezwałem się z entuzjazmem. -Tak, kolejny zakażony po pobycie na sali pooperacyjnej. to
piętro jest wspaniale rozplanowane. Ludzie po przeszczepach mają
swój oddział wzdłuż tego samego korytarza, co oddział zakaźny.
Potem trafiają do nas, a za niedługo mogliby być już w domu. -Człowiek dostaje drugą szansę, po czym umiera kilkadziesiąt
metrów dalej, wspaniale! To zdumiewające jak źle może być rozplanowany nowoczesny
budynek, który powstaje w na prawdę dobrych warunkach. Te kilka
lat temu wiedza medyczna była już na bardzo wysokim poziomie i
powinni przewidzieć pewne komplikacje. Czy to kwestia pieniędzy?
Można by się tym zasłaniać gdyby nie fakt, że kompleks dostał
dwie duże dotacje, dzięki którym zakupił masę rewelacyjnego
sprzętu dużej jakości. Więc lepsze rozplanowanie, czy stworzenie
odpowiedniej śluzy nie powinny być problemem. Anestezjolog zmierzyła mnie wzrokiem, przytaknęła, po czym
dodała: -Mamy wyniki krwi Pana Zgrzanki. Testy na AH1N1 są ujemne, także
udało się opanować sytuację. Wyszczepiliśmy mu ECMO i teraz leży
na sali wspólnej na czwórce. Ahh nasz dzielny pacjent. Był już jedną nogą nad krawędzią, a tu
proszę, jest na dobrej drodze. Dowiedziałem się jeszcze, że ma przyjść dermatolog, skonsultować
pacjenta z piątki pod kątem wysypki, o której ostatnio
rozmawialiśmy. Przyszedł czas, żeby zwlec tyłek z wygodnej kanapy w pokoju
socjalnym i ruszyć do pacjentów. Ponownie mijam ściankę z
podziękowaniami i wchodzę do sali wspólnej. -Zaczynamy - powiedziałem sam do siebie i ruszyłem w kierunku
pierwszego łóżka. Stoi przy nim pielęgniarka - zapewne pora
mycia - pomyślałem krocząc dalej w ich stronę. Jednak coś się
nie zgadza. Te nogi, odsłonięte na potrzeby mycia. Pan Jacek z
jedynki miał dobrze widoczne objawy DIC. Odwróciłem się w stronę
stanowiska monitorującego parametry wszystkich pacjentów.
Wiedziałem, ale musiałem się upewnić. -A gdzie pan Jacek z jedynki? -W kostnicy - odpowiedziała kobieta siedząca przy komputerze,
nie odrywając wzroku od monitora. -Taa, okej. Dziwna sytuacja. Przed chwilą widziałem jego kartę, nie było
wzmianki o tym, że nie żyje, więc postanowiłem pójść do
anestezjolog dowiedzieć się czegoś więcej. -Co się stało z panem Jackiem spod jedynki? -Zmarł - Odpowiedziała anestezjolog z lekkim grymasem
niezadowolenia. -No tak, ale dlaczego? Jak się okazało, pan Jacek zmarł z powodu odcewnikowego zakażenia
"linii życia". Niestety, to są wady posiadania rurek, które
wychodzą poza ustrój. Można o nie dbać, czyścić, odkażać itd. a
i tak (zwłaszcza u tak słabych pacjentów) może dojść do
zakażenia najważniejszych organów, sepsy i zgonu. Rodziny
zazwyczaj robią wtedy wielkie oczy, w końcu
"tata/mąż/syn/mama/żona/córka był/a w tak dobrym stanie."
Niestety, przeżywalność to 50%. Dlatego też nikomu na wstępie
nie daje się więcej niż te 50%. No nic. Skoro nasz nowy pacjent
jest zajęty, to zobaczę co u reszty. Minąłem pana Zgrzanka
schowanego za kotarą z inną pielęgniarką, która dyskutowała nad
nim wraz z lekarzem z innego oddziału i poszedłem do pacjentki z
czwórki. -Jadzia nadal się trzyma - pomyślałem patrząc na jej EKG. Poza
spadkami odcina ST wszystko było w normie - Dobra, sprawdzimy co
tam słychać w płucach i jelitach - dodałem po krótkiej analizie
sytuacji i odsłoniłem kołdrę. - Hmm, płuca palacza? Nic
nadzwyczajnego. - rzekłem do siebie pod nosem po czym
przeszedłem do badania brzucha. Moją uwagę zwróciła stara
ogromna blizna na brzuchu. Ślad oparzenia wyglądał tak, jakby
ktoś lata temu wylał na nią cały czajnik wrzącego kwasu. Już
wtedy jej stan musiał być poważny, patrząc na rozległość oparzeń
i stan blizny, który sugerował obrażenia sięgające poniżej skóry
- brzuch miękki, motoryka jelita wzmożona. Chyba coś za niedługo
poleci. Przeszedłem do podstawy badania neurologicznego. -Źrenice reagują na światło, ale leniwie. Anizokorii brak,
odruch konsensualny zachowany. Anizokoria jest stanem, w którym źrenice mają różną średnicę.
Może to mieć różną etiologię, od podaży leków rozszerzających
źrenicę, aż po obrzęki mózgu i ucisk na nerwy współczulne.
Odruch konsensualny natomiast sprawia, że kiedy naświetlimy
jedno oko, obydwie źrenice się zwężają. Jego zanik może
świadczyć o uszkodzeniu łuku odruchowego źrenic. -Halo, Pani Jadwigo! Budzimy się! - nic - Warto było spróbować -
pomyślałem w duchu i przeszedłem do reakcji na ból. Kciuk pod
obojczyk i? Ramię lekko odsunęło się od źródła bólu. -Czyli w Glasgow mamy 6 na 15. Sprawdziłem jeszcze jakie leki podłączone są do pompy, upewniłem
się, że podczas badań nic się nie rozłączyło i przykryłem
pacjentkę z powrotem. To nie koniec tej wizyty jednak chwilowo brakuje mi czasu na
redagowanie jej do końca, najciekawsze dopiero przed nami, ale
to w następnym wpisie.
1 note · View note
shadboy666 · 6 years ago
Text
Anioł Śmierci cz.6 (Projekt pisanie)
W końcu udało mi się uruchomić placówkę, mimo iż nie rozpoczęły się właściwe prace, to wiedziałem, że lada dzień rozpocznę swoje badania i eksperymenty. Musiałem przeczekać przynajmniej dwa lata, by moja placówka zyskała miano szpitala dla obłąkanych. Wszystko przez to, że pojawiło się kilku śmiałków, którzy zaczęli wygadywać głupstwa, a że byli dosyć medialni nie mogłem się nimi zająć. Jedynym interesem, który dzia��ał w moim szpitalu była pracownia narkotykowa. Musiałem mieć dodatkowe zyski by udoskonalać mój plan dotyczący projektu “OCZYSZCZENIE”.  Gdy w końcu odnalazłem wielu zwolenników związanych z mediami mogłem zacząć robić coś w kierunku prawdziwego celu założenia tego miejsca.  By być jeszcze bardziej przekonywujący zleciłem zebranie pieniędzy i budowę drugiego szpitala. Zabezpieczenie się od wścibskich oczu było priorytetowe. 
**************************
Nadszedł ten dzień, w którym mogłem w końcu działać.  Badania rozpocząłem od ludzi, którzy są największymi świrami i nikt o zdrowych zmysłach nie uwierzyłby im. Rozpoczęliśmy pracę od prania mózgu, chciałem stworzyć posłusznego świra, który będzie jak zombie kontrolowane.  W planach było stworzenie broni, która pozwalałaby stworzyć taką armię. Inne narody zapłaciłyby fortunę żeby mieć taką armie, albo taką broń.  Minęło kilka dni i obiekt 6 oraz 8 wykazują pożądane zachowania, być może jestem już blisko.  Pozostałe obiekty są jeszcze bardziej ześwirowane niż wcześniej, Doktor Dimittrij zlecił mi bym kontynuował badania nad pozostałymi obiektami, być może uda się coś z nimi zrobić.  Jeden z obiektów dostał szału i napadu paniki, wymagał zamknięcia w izolatce, podrapał jednego z personelu. Ów człowiek wydaję się być lekko przerażony, wiedziałem, że potrzeba nam bezwzględnych ludzi w personelu inaczej widać tego skutki.  Zachowanie jego mościa zmusiło mnie by wdrożyć go jako obiekt zero. Doktor Szewczenko nalegał by obiekt zero traktować inaczej i spróbować nowe techniki.  ************************ Minęło dość dużo czasu, obiekt zero nie wygląda zbyt dobrze, Połowa jego głowy jest łysa, przez pranie mózgu wyrwał sobie włosy, ma wiele ran na ciele i zamiast ręki ma protezę. Kilka wypadków doprowadziło do takiego stanu rzeczy.  Obiekt zero jest skrajnie niebezpieczny, jest trzymany w izolatce przez cały czas i ma założony kaftan bezpieczeństwa. Jego zachowanie jest przybliżone do zwierzęcego instynktu przetrwania, porusza się zgarbiony pomagając sobie przednimi kończynami. Jego twarz wygląda nieludzko w wiecznie wykrzywionym grymasie jak gdyby był w nim diabeł. Nie ma już swojej tożsamości i uważany jest za zaginionego. Obiekt zero zatracił się w swoim obłędzie do takiego stopnia, że ma uszkodzoną pamięć krótkotrwałą oraz długotrwałą nie jest w stanie niczego zapamiętać. Jest wrogo nastawiony do każdego. Konfrontacja z obiektem 6 zakończyła się śmiercią dla wcześniej pożądanego obiektu.  Główne badania przeprowadzane na pozostałych obiektach zostały wstrzymane ze względu na priorytet obiektu zero. Była to moja inicjatywa by Doktor Szewczenko mógł kontynuować wdrażanie system X-65.  Ów system należy rozumieć jako zmianę obiektu zero w bestie do zabijania. Pomysł przypadł mi do gustu, bo chciałem wiedzieć czy jest to możliwe.  Obiekt zero był faszerowany lekami, papką manipulacyjną, oraz narkotykami. Człowieczeństwo obiektu zero zostało zatracone.
  *******************************************
Wraz z radą doktorów stworzyliśmy projekt o nic nie znaczącej nazwie “Jaskółcze Gniazdo”, przez ciągle pojawiające się nowe pomysły mój własny projekt “OCZYSZCZENIE” nie mógł wejść w życie.  Założeniem było stworzenie miejsca, w którym testowalibyśmy skuteczność obiektu zero. Moczary oraz las został otoczony wysokim murem na około 6 metrów, powyżej niego druty oraz inne zabezpieczenia by uniemożliwić ucieczkę z owego miejsca. Wewnątrz zostały zamontowane kamery by monitorować eksperyment. W planach po sześciu dniach mieliśmy zakończyć eksperyment.  Na teren został wpuszczony obiekt zero oraz reszta żyjących obiektów. Każdy z nich był w losowym miejscu oprócz obiektu zero oraz obiektu nr. 7.  Do obszaru zamkniętego wpuszczono około 6 uczestników, którym obiecano pieniądze za 6 dni surwiwalu w lesie. Nic nie świadomi zagrożenia zgodzili się na taką umowę. Ludzie nie byli przypadkowi, większość z nich była samotna, więc zaginięcie ich nie byłoby problematyczne.  Jednemu z nich zleciliśmy zadanie prowadzenia dziennika, w którym miał zapisywać wszystko czego doświadczył i co odczuwał.  ********************************************* Dzień 1.  Postanowiliśmy wraz z grupą stworzyć obozowisko, naszym głównym celem było przedostać się do punktu S2 na mapie. Zapas jedzenia wystarczyłby na co najmniej dwa tygodnie. Naukowcy nas rozpieszczają skoro dali nam tyle jedzenia na 6 dni.  Pogoda nam dzisiaj sprzyja bowiem deszczu nie było, a noc zapowiadała się ciepło. Nasza grupa składa się z 6 osób żadna z nich się nie zna. Miałem taką nadzieję, że właśnie to tak będzie wyglądało. Nie będą się robiły podgrupy tylko wszyscy będziemy musieli się trzymać razem.  Noc była wspaniała, mimo iż spaliśmy w lesie można było podziwiać gwiazdy.  Dzień 2.                                                                                                          Postanowiliśmy ruszyć w drogę do punktu zaznaczonego na mapie D6. Po przybyciu na miejsce ujrzeliśmy przepiękną polanę, idealne miejsce na obozowisko w środku lata. Spacerując wokół obozowiska natknąłem się na dziwną rzecz, coś jakby antena w środku lasu, dziwna sprawa lecz nie aż tak ważna by powiadamiać o tym resztę grupy. Bardziej zastanawiające było, to że musieliśmy od początku mówić do siebie w inny sposób. To znaczy że musieliśmy nazywać siebie numerycznie, ja dostałem numer 127 było to dosyć dziwne. Nie mogliśmy ujawniać swoich imion w innym przypadku zakończyłoby się to zakończeniem eksperymentu, a jeżeli nie dotrwamy do zakończenia to nie dostaniemy pieniędzy. Każdy by chciał otrzymać obiecane pieniądze, więc należy się wywiązać z umowy. 
Dzień 5
Od dwóch dni jesteśmy  w punkcie S2, każdy z nas myślał, że coś tutaj jest interesującego. To miejsce niczym się nie różni od poprzednich oprócz D6 w którym to była polana. Ja oraz 47 obeszliśmy nasze obozowisko do 200 kroków w każdą stronę i nic nie znaleźliśmy nadzwyczajnego.  Czwartego dnia opowiedziałem im o swoim znalezisku w lesie byli w lekkim szoku, po czym 107 i 47 powiedzieli, że też natknęli się na antenę i jakiś pręt wystający z ziemi.  Teraz zrozumiałem dlaczego pozostali nie mają w swoich numer liczby siedem, Ja i moim znajomi z numerami siedem lubimy teorie spiskowe, wiem to ja i oni. Naukowcy na początku powiedzieli, że numerowanie nas jest czysto losowe każdy z nas dostał losowy numer, ale ja wiem że tak nie jest. 
Dzień 6  Dzisiaj się kończy eksperyment mimo, że wydawało mi się, iż nie powstaną osobne podgrupy, to jednak to się stało my z liczbami 7 w imionach jesteśmy oddzieleni bowiem pozostali nie mają wspólnych liczb. Czuję, że oni są podstawieni i ciągle coś knują przeciwko nam. Próbują zachować zimną krew i przekonują nas, że wcale tak nie jest.  ******************************************* Zastępca Doktora Dimitrij’a przesłał mi wiadomość iż projekt “Jaskółcze gniazdo” jest poza kontrolą. Nic z tego nie rozumiałem, nie mogłem też przyjechać do szpitala bo byłem poza zasięgiem. Pojawiły się pewne komplikacje związane z budową drugiego szpitala. Przez głupotę mojego wspólnika stworzono podobny kompleks podziemny do tego pierwszego.  Gdyby nie spotkanie medialnych w nowo wybudowanym ośrodku sprawę można by rozwiązać od ręki. Niestety pojawiły się niewygodne pytania, a ja byłem w gównie po uszy. Musiałem coś wymyślić i załagodzić sprawę.  W wiadomości do zastępcy napisałem by Doktor skontaktował się ze mną jak najszybciej.  Musiałem zwołać obrady ze wspólnikami oraz zarządem, tematem przewodnim było rozwiązanie największego problemu.  *********************************************** Sprawa ciągnęła się jeszcze kilka dni, gdy w końcu udało się załatwić ten problem, w końcu też udało mi się nawiązać kontakt z Doktorem Dimitrijem, był bardzo niepocieszony, ale też taki nieswój.  Stwierdził, że to nie jest rozmowa na telefon i lepiej by było gdybym przyjechał.  Przyjechałem dwa dni później. Zastała mnie pustka w szpitalu, zarządca powiadomił mnie, że Zarząd Doktorów ogłosił alarm do odwołania, musieliśmy wszystkich ewakuować z wyższych poziomów. Obecnie działającymi poziomami są -14 i -16 pozostało są zamknięte. Nim zadałem pytanie gdzie jest Doktor Dimitrij zarządca szybko odpowiedział drżącym głosem, wyglądał na zdenerwowanego.  Poszedłem w wyznaczone miejsce i przywitał mnie zastępca Dimitrij’a.  -Witajcie towarzyszu dyrektorze -Witam, co się takiego stało, że cała placówka stoi? -Wyszły pewne komplikacje towarzyszu dyrektorze... -Gdzie jest Doktor Dimitrij? -Właśnie o tym mówię, doktor Dimitrij zniknął. - zastępca spuścił głowę i głośno westchnął.  -Jak to zniknął, a gdzie jest Doktor Zachariusz?  -Właśnie miałem Panu polecić iść do niego, jest u siebie Panie Prezesie.  Pomyślałem sobie, że to zwykła epidemia wynikła, a Dimitrij doprowadziwszy do tego zwiał z kasą, byłem tego świadom, bowiem czytając jego papiery ostatnim razem tak zrobił.  Wolnym krokiem poszedłem do gabinetu Zachariusza.  Stojąc przed drzwiami zapukałem i bez czekania na zaproszenie szarpnąłem za klamkę. W Gabinecie siedział szary mężczyzna z dość dziwnym grymasem na twarzy. Wokół niego leżała sterta papierów i jakichś zapisków.  -Witam Doktorze -Dzień dobry -Co się stało z tą placówką? -Nie jestem pewny czy chce pan usłyszeć co się stało -Ależ chcę i nalegam by doktor powiedział wszystko, może jakoś zaradzimy temu.  -Wątpię, ale no dobrze. Gdy Pan wyjechał w szósty dzień eksperymentu Dimitrij stwierdził, że projekt “Jaskółcze Gniazdo” nie może trwać siedmiu dni, tylko powinniśmy przedłużyć trwanie eksperymentu, zresztą uczestnicy mają zanadto zapasów żywieniowych. Kilku z doktorów zgodziło się z Dimitrij’em, ale reszta stwierdziła, że powinniśmy się najpierw skontaktować z Panem panie Prezesie.  Dimitrij zalecił uruchomienie urządzeń testowych w obiekcie i wypuszcznie obiektów badań oraz obiekt zero.  Obiekt nr 7 miał być dopuszczony do obiektu zero, ale dopiero 6 dnia eksperymentu tak jak Pan powiedział, ale odeszliśmy od tego pomysłu i przetransportowaliśmy ów obiekt w obręb działań uczestników.  Przed tym jeszcze obiekt nr 7 został potraktowany kodem 4-X oraz kodem 1-L.  Jedenastego dnia eksperymentu grupa natknęła się na zwłoki obiektu nr 7. Nieznane są przyczyny śmierci tego obiektu.  Grupa wpadła w panikę i zmienili miejsce pobytu na D6. Dimitrij wpadł na pomysł by uruchomić procedurę L9 w kwadracie D6. Szewczenko opierał się temu pomysłowi, uważał że prototyp jest tylko prototypem i nie wiadomo jakie skutki on przyniesie. Mimo wszystko doktor Dimitrij uruchomił procedurę.  Okazało się to fatalne w skutkach. Nastąpiła chwilę po uruchomieniu emisja elektromagnetyczna, która wpłynęła bezpośrednio na mózgi grupy, najbardziej ucierpiał 127 oraz 47. Dwoje tych ludzi określono jako lubujących teorie spiskowe, emisja wywołała obłęd spisków i chwile po emisji oboje zaczęli biec w stronę pobytu obiektu zero. Biegli nieprzerwanie przez 2 godziny.  Dimitrij oraz kilku doktorów godzinę wcześniej udali się do kwadratu K15 tym samym spotkali 127 i 47.  Obiekt zero przestał być monitorowany i jego lokalizacja przestała być znana. Doktorzy nie mogli zostać z powrotem wpuszczeni. Czytając notatki doktora dowiedziałem się z nich, że dwa dni temu eksperyment Z9-X259 miał zostać dodany na teren projektu. Jak wynika z dokumentacji, to dwie strzykawki automatyczne mające w sobie eksperymentalny wirus. Obiekt nr 7 oraz nr 1 mieli mieć je podane. Jak wiemy nr 7 miał zostać skonsumowany przez obiekt zero i miał się zarazić po przez spożycie.  Znaczniki obiektu nr 7 i nr 1 wskazują na to, że obiekt zero przyjął dwie dawki tego specyfiku tym samym doprowadzając do dziwnej mutacji. Działanie emiterów również przyczyniły się do tego iż obiekt zero jest nazbyt niestabilny i teraz już nie jesteśmy w stanie stwierdzić jak bardzo jest niebezpieczny.  Wszystkie kamery na terenie obiektu zostały zniszczone, żaden sprzęt i wszystkie eksperymentalne prototypy i inne ustrojstwa jakie tam zamieściliśmy są teraz bez kontroli nie jesteśmy ich wyłączyć ani włączyć. Tak naprawdę to teraz nie wiemy niczego. Jedyną dobrą wiadomością jest to, że wszystkie mury są w dobrym stanie i monitorujemy stan ich stąd. Wszystko co zostało zamknięte na terenie jest ciągle w środku i tam zostanie.- skończywszy odszedł od biurka i wejrzał przez szybę na teren poziomu -14.  - To fatalnie co możemy w tym przypadku zrobić? Co z badaniami, co z wynikami Doktorze? -Najważniejsze wyniki przepadły, bo wątpię abyśmy byli w stanie coś zrobić, chyba prezes nie chce tam wchodzić? -Muszę to przemyśleć, wygląda na to, że będziemy potrzebowali ludzi, aby zajęli się tym bajzlem. Muszą tam wejść, zabezpieczyć wyniki badań, wyłączyć wszystkie emitery i unieszkodliwić wszystkie obiekty badań w tym ludzi którzy tam się dostali. Niestety Dimitrij nie wróci już do nas.  Doktor popatrzył na mnie i skinął głową potwierdzając, że rozumie plan działania.  ***************************************** Koniec części 6.
0 notes
odwaznadusza · 6 years ago
Text
OPOWIEŚĆ O DOKTORZE OD DUSZY
- Do widzenia, kochanieńka i proszę pamiętać: wybaczać, wybaczać i jeszcze raz wybaczać! Trzy razy dziennie po jedzeniu! Zdrowia życzę! Następny! - Dzień dobry, panie doktorze… - Niech i dla pani będzie dobry. Co pani dolega? - Boli dusza. Pan jest przecież doktorem od duszy? - Od duszy. Taką mam specjalizację. Co się stało z pani duszą? Coś ją zraniło? - Nie wiem, Chyba tak. Jakoś jej nie czuję, drętwieje ciągle. I w ogóle źle się czuję. Nie potrafię wymawiać „lubię” ani „kocham”. - O, to bardzo powszechna choroba. Proszę mi powiedzieć, jak się pani odżywia. - Odżywiam? Zupy jadam, warzywa, owoce. Lubię czasem coś sobie przygotować smacznego. Uwielbiam pomarańcze, kocham lody, czekoladę też kocham. - To jednak potrafi pani mówić „kocham”? - Nie zrozumiał mnie pan. Ludziom nie potrafię tego powiedzieć. - Rozumiem. Proszę oddychać. Głębiej! Po co się pani tak napina? - Nie potrafię głębiej. Zatyka mnie. - Dobrze, zapisuję: „nie pozwala sobie na oddychanie pełną piersią”. Teraz proszę nie oddychać. Nie oddychać, nie oddychać… Już, może pani oddychać. To chyba już pani nawyk – nie oddychać? - Dlaczego pan pyta? Przecież jakby oddycham… - No właśnie – jakby. A w rzeczywistości tylko pani udaje. Boi się pani otworzyć drzwi. Zamknęła pani wszystkie uczucia w komórce i je tam więzi. Pilnuje pani, żeby nie wylazły. Zaciska je pani coraz bardziej. - Ale przecież uczuć nie powinno się pokazywać. Dławię je w zarodku. - No to ma pani przyczynę kłopotów z oddechem. Nazbierała pani zarodków, całe płuca zajęte. Dławienie uczuć to zbrodnia wobec własnego organizmu. - To co mam z nimi robić? - Uznać, że istnieją. Nazwać je po imieniu. I pozwolić im być. Zaprzyjaźnić się z nimi. - Potem się nimi zajmę, a teraz przyszłam do pana, bo nie umiem mówić „kocham”. - Proszę się wyprostować. Opukam panią. - Ojej! Auć! Proszę nie dotykać! Boję się! - Ach tak, znaczy, że tym stukaniem obudziliśmy obawy. Bardzo dobrze! Ale przecież to panią nie boli, więc czego się pani boi? - Bólu. Nie chcę, żeby bolało! - A kiedy boli? - Jak się uderzę albo oparzę, albo przewrócę… Dużo jest takich możliwości, żeby bolało… - Kochanieńka, to pani się boi miłości! - Ja? Boję się? A co miłość ma do rzeczy… - Przecież miłość to właśnie wzloty i upadki, ostre zakręty, stłuczki, płomienie i fale.Miłość nie może być ostrożna! - Wiem, doktorze… Zdarzało mi się… - I teraz się pani boi? - Tak. Boję się. Odrzucenia, zdrady, kłamstwa. Porzucenia też się boję. - Dlatego więzi pani swoje uczucia, ochrania je pani z każdej strony, ratuje przed bólem. A one gniją w niewoli, cierpią… Pani choroba jest uleczalna, ale musi pani pokochać siebie. Wówczas nie pozwoli pani, aby ktokolwiek panią zranił – to nie będzie możliwe. Będzie pani bezbłędnie dokonywać najlepszych dla siebie wyborów. - To znaczy, że teraz siebie nie kocham? - Przecież pani do mnie przyszła, więc jakiś początek już jest. Zaczęła się pani o siebie troszczyć, a to oznacza rozpoczęcie kuracji. - A jak to jest kochać siebie? - Proszę zacząć siebie słuchać. Swoich życzeń, swoich odczuć. Przecież o co bym pani nie zapytał, to pani mówi „nie wiem”, „nie czuję”… Jeżeli sama pani się do siebie odnosi z takim lekceważeniem, to czemu inni mieliby panią traktować poważnie? - To co ja mam robić? Jak nauczyć się miłości do siebie? - Proszę się oszczędzać, wspierać, pochwalić siebie czasami… Nie przeciążać się, nie forsować. Robić tylko to, na co pani ma ochotę. Nie na wszystko ma pani ochotę? Tak zrobić, żeby ochota była, żeby radość była w każdym pani działaniu… Nie obrażać się. - Dobrze, spróbuję… kochać siebie, radość, być sobie życzliwą… - To tyle. Niedługo poczuje pani, że w środku zwolniło się miejsce na miłość. Myślę, że możemy się już pożegnać. Medycyna zrobiła swoje, teraz wszystko w pani rękach. - Panie doktorze, ale jak się to miejsce ma zwolnić, jak tam tyle tego wszystkiego? - Tak, to prawda, nagromadziła pani sporo. Kamienie… zarodki… połknięte urazy… Dużo tego. - To co ja mam z tym zrobić? - Wybaczać, wybaczać i jeszcze raz wybaczać! Trzy razy dziennie po jedzeniu! Zdrowia życzę! Następny!"
Autor nieznany
0 notes