#łokieć
Explore tagged Tumblr posts
Text

Krąg życia jednak nigdy się nie zatrzymuje i niebawem powitaliśmy na świecie Izydora!
PS. pozdrawiam wspierających, którzy wymyślili, a potem wspólnie zatwierdzili to imię <3
#Wiktoria Zalążek#Wiktoria Metoda#Izydor Zalążek#Sabrina Zalążek#nie wiem w sumie po co ją taguje skoro tylko jest ale why not#będę jak ci ludzie co nawet łokieć kogoś właściwie oznaczą#narodziny#nowa dzidzia w sierocińcu#ale taka z rodzicami#Miłowo#T12#Tura 12#Miłowo: T12#Sims 2#TS2#The Sims 2
1 note
·
View note
Text
Łokieć mnie nadal boli, ale dziś najgorszy jest ból pleców i zakwas pod łopatką ( od gilotyny i wałkownicy). Chciałam to trochę rozruszać i się porozciągać, ale mam wrażenie, ze pogorszyłam sprawę. Wjechał ibuprom i moje tabsy zwiotczające mięśnie co mi po neuralgii zostały. Na razie w miarę ok. Ale chyba musze sobie jakies mascie jeszcze na bóle starych ludzi kupić.
11 notes
·
View notes
Text
Łokieć pięta 4 buły chodź na randkę dla fabuły
#cytat po polsku#polski cytat#cytatowo#blog z cytatami#cytat dnia#blog post#mądry cytat#polskie cytaty#cytaty#cytat
18 notes
·
View notes
Text
SPOTKANIE xD 5-05-02024
Wczoraj wróciliśmy z wyjazdu - to jest taka, hymm, powiedzmy, że wyjazd takie 7/10. Mogło być lepiej, ale możliwe, że ze wzgl��du na konieczność realizacji wielu zadań tak dobrze, jakbym chciała po prostu być nie mogło.
Anyway - wczoraj dzień zjazdowy i dziś dzień zjazdowy.
Nadal jestem chora (jutro umawiam się na USG brzucha, wciąż mam gorączkę), a skończyły mi się leki przeciwbólowe. Korzystając z przerwy między jednym a drugim wykładem poszłam do Żabki.
No. Wychodzę na ulicę ze swojej klatki, ręce w kieszeniach nowych spodni (mam takie słodziutkie, nowe spodnie: bawełna, pomarańcz w czerwone różyczki), na głowie węzeł włosów, na górze cropp-top w kolorze żółtym. Ciepło, miło, odhaczam w myślach elementy projektów na zaliczenie. Relaks.
I wszystko dzieje się w przeciągu kilku sekund, nawet ułamków sekund!
Schodzę po schodach, sięgam wzrokiem do odległej Żabki - jest kolejka czy nie ma? Tuż pod moim nosem przejeżdżają rowerzyści, spacerują piesi z pieskami na smyczach, pchając wózki z dziećmi, starsze osoby idą z młodszymi oparte pod łokieć. Słońce jarzy, więc mrużę oczy. Gdy tak patrzę ku Żabce NAGLE moje spojrzenie przecina się ze spojrzeniem dziewczyny jadącej na rowerze, która wjechała mi w pole widzenia. Przez ułamek sekundy patrzymy na siebie. Dziewczyna pierwsza ucieka spojrzeniem i jedzie dalej, a ja idę spokojnie ku Żabce.
W pierwszej chwili coś mi w głowie miga, fakt, ale ignoruję to, bo myśli mam zaprzątnięte pracą kreatywną nad projektem i tą Żabką (bo jak kolejka jest to nie zdążę na początek wykładu, a szkoda, bo fajny wykłada właśnie trwa, gdy to piszę xD). W drugiej chwili trafia mnie bardziej świadomie, że przez chwilą wymieniałam spojrzenia z kimś znajomym: ten kształt oczu, łuki brwiowe, ten czekoladowy kolor spojrzenia, to osadzenie szerokiego nosa oddzielającego gałki oczne - TO jest coś co mi się co jakiś czas śni. W koszmarach zwykle.
Ale nim zdążyłam połączyć kropki moją uwagę zwróciło gwałtowne, piskliwe hamowanie pierwszego roweru, który mnie minął. Ludzie na ulicy się też odwracają za tym dźwiękiem. To było jakieś takie alarmujące. Kobieta prowadząca pierwszy rower zatrzymała się nagle, dziko trzęsąc się na siodełku i nerwowym spojrzeniem wodziła od naszego (mojego i mojego partnera) zabytkowego samochodu zaparkowanego tuż obok miejsca, gdzie stanęła, a to do mnie, a to do jadącej za nią dziewczyny.
Wyglądała jakby zobaczyła ducha!
A ja szłam dalej do Żabki, z rękami w kieszeniach pomarańczowych spodni, zaskoczona jak to spotkanie NIC mi nie zrobiło, żadnego stresu czy skrętu żołądka nie poczułam, a jak to dużo w niej (nich?) zrobiło to spotkanie i jakie to było w gruncie rzeczy śmieszne. Patrzyła w moją stronę, ale jakoś tak, jakby zarazem chciała się upewnić, że to NAPEWNO ja, ale jednocześnie nie zwrócić na siebie mojej uwagi (co było trudne, bo szłyśmy w przeciwnych kierunkach xD), ani nie powiedzieć zwykłego "dzień dobry", masę roztrzęsienia w tym było, paniki i szoku.
Hehehe. No i luz.
Mama i siostra byłego mego faceta.
Młoda mnie poznała szybciej niż ja ją i zdecydowała odwrócić wzrok, bez "cześć", a do starszej fakt minięcia mnie trafił dopiero po czasie. Ale nie mogła się zdecydować co jest dla niej bardziej ciekawe: zabytkowy samochód czy niedoszła synowa. xD (Przy czym jeszcze śmieszne było to, że na 99,99% ona nie ma pojęcia, że ten samochód od którego nie mogła odkleić spojrzenia jest mój xD).
I machnęłam jej głową na "dzień dobry" - stała ZMROŻONA obok mojego samochodu xD, trzymając kierownicę swojego roweru. I nie odpowiedziała. Była była bardziej przejęta tym, że ją poznałam. Odwróciła się tylko do córki i coś tak omawiały. No cóż, ich wybór.
Nie rozumiem ich. Nigdy nie zrobiłam nic złego im, byłam pomocna, opiekuńcza, mogły na mnie liczyć - czy to z odprowadzaniem małej do szkoły, na wycieczki, czy z pilnowaniem jednego z mieszkań, pomocy w remontach, przy skręcaniu mebli itd itp. Ale to dziwna rodzina, więc pewnie tam były cenione wartości, których nie rozumiem...
Wracałam potem z Żabki z lekami przeciwbólowymi tak dumna z siebie, że nie czuję NIC w związku z tym. Że ta rodzina i przeszłość nie mają na mnie już takiego wpływu, jak miały kiedyś.
Jak fajnie, że ruszyłam.
7 notes
·
View notes
Text
Miałam jakieś 18h fasta, zostałam dziś w domu i nagle spadłam ze schodów i przyjechała karetka oraz mój tata okazało się że mam stłuczony łokieć. Mój tata stwierdził też że zrobi mi śniadanie więc niestety musiałam przerwać fasta
14 notes
·
View notes
Text
Słomiana parasolka
Wgląd na relacje Xue Yanga i Wei Wuxiana w Dzwonkach.
Mały two-shot (or is it?), który zaczęłam pisać o 1 w nocy, kiedy nie mogłam spać.
Honestly? 1 w nocy to czas, kiedy najprzyjemniej mi pisać, sama jestem zdziwiona, jak dobrze to wyszło.
Część 1/2
Xue Yang nie pamiętał, kiedy ktoś ostatni raz podał mu pomocną dłoń.
Mężczyzna wyrzucił go na ulicę w deszczu, krzycząc i wytykając jego niekompetencje. Nie ważne, ile Xue Yang bil, kopał i krzyczał, ten mężczyzna trzymał jego rękę mocno niczym imadło, udaremniając każdą możliwość ucieczki.
Cisnął Xue Yanga prosto na błotnistą drogę, wyłożoną gdzie nie gdzie kamieniami. Ludzie nie zwracali uwagi na zwykłego wyrzuconego szczeniaka, takie rzeczy były na porządku dziennym i zdołali nauczyć się, jak ignorować problemy innych. Po prostu woleli nie ściągać na siebie kłopotów, albo po prostu mieli innych gdzieś. Ten wściekły sprzedawca już wolał pobić bezdomną sierotę niż stracić choćby mały kawałeczek swojego towaru.
Kiedy Xue Yang został z pełną siłą rzucony jak worek ryżu na zimne błoto, ludzie omijali go szerokim łukiem, jakby bali się, że zarażą się od niego biedotą i pechem. Właściciel stoiska ze słodyczami jeszcze kilka razy okładał go kijem, po czym popchnął na środek ulicy i splunął. Rzucił jeszcze za siebie kilka wyzwisk pod adresem Xue Yanga i jego matki, po czym odszedł, jakby nigdy nic się nie stało, jakby nie była to dla niego żadna nowość.
Ale Xue Yang już nie słyszał. Po uderzeniach w plecy nie mógł złapać tchu ani się ruszyć. Widział tylko pędzący na łeb na szyję powóz, który zaraz miał go przejechać. Desperacko szamotał się na kamieniach w próbie usunięcia się z drogi nadciągającymi niebezpieczeństwu.
Powóz był coraz bliżej, ale Xue Yang nie mógł unieść posiniaczonej ręki, która już jako jedyna stała na drodze wielkiemu kołu oraz kopytowa konia.
Kopyta konia uderzyły go w łokieć i potylicę. Już widział, jak ciężkie koło rozgniotło owoc leżący przed Xue Yangiem. Widział, że już nic nie może zrobić, więc zamknął oczy i przygotował się na czekający go ból.
Niespodziewanie, ból nie nadszedł.
Zamiast tego, Xue Yang usłyszał jak przez mgłę, jak ktoś krzyczy głośno:
- Stać! Stać, mówię!
Ta osoba wybiegła naprzeciwko wodzowi, ryzykując własne życie, aby go zatrzymać. Drewniane koło zatrzymało się o długość paznokcia od jego dłoni.
Xue Yang uniósł powieki i spojrzał na swojego wybawiciela.
Mężczyzna był raczej wysoki, chudy i ubrany w nieco znoszone, czarne szaty. Jedynymi plamami koloru były czerwona wstążka w jego włosach i parasol.
Właściciel wozu wychynął zza zasłony w oknie.
- Zjeżdżaj, ty szaleńcu! Nie widzisz, że mi się okropnie spieszy?! No już, zjeżdżaj stąd!
Mężczyzna jednak nie ustąpił, przeciwnie, podszedł bliżej do okienka powozu i wytknął palcem w drugiego. Xue Yang nazwał go "mężczyzną", ale przy bliższym przyjrzeniu się, nie wyglądał na dużo starszego od samego Xue Yanga, najwyżej o kilka lat. To jego cienie pod oczami i wychudzona, aczkolwiek wysoka sylwetka zmyliła małego Xue Yanga.
- Czy to ty nic nie widzisz? Prawie rozjechałeś niewinne dziecko! Jak ci nie wstyd! - Krzyczał, cały czas wytykając palcem mężczyznę siedzącego w pojeździe.
Tamten tylko parsknął i udawał, że ogląda się pod koła.
- Ja tu nie widzę żadnego dziecka, tylko brudną sierotę z ulicy. A teraz zejdź mi z oczu, ty heretyku!
Młodzieniec wyprostowal się i wykrzywił twarz w grymasie.
- Bardzo dobrze. Chodź młody, idziemy - chwycił rękę Xue Yanga i podciągnął go z ziemi. Uchylił nad nim parasolkę, osłaniając przed deszczem.
Starszy mężczyzna jeszcze prychnął i odjechał powozem. Przez chwilę Xue Yang patrzył, jak drewniany pojazd znika w tłumie.
- Jak się nazywasz, mały człowieku? - Zapytał starszy, uśmiechając się pogodnie.
Jednak Xue Yang nie ufał ludziom starszym od siebie. Wyrwał dłoń z uchwytu drugiego.
- Nie dotykaj mnie!
Młodzieniec uniósł ręce defensywnie.
- Spokojnie, spokojnie mały! Chciałem ci tylko pomóc - podparł się pod boki. - Gdyby nie ja, tamten człowiek zgniótł by ci palce. Uważam, że należy mi się przynajmniej magiczne słowo.
Xue Yang uniósł brew.
- Jakbyś nie zauważył, nie jestem kultywatorem. Nie znam żadnych magicznych słówek ani pieczęci.
Starszy wydawał się przez chwilę skonfundowany, po czym roześmiał się głośno.
- Oczywiście, że nie! Chodziło mi o zupełnie inne magiczne słowo. Sam uważam, że wszyscy ludzie powinni je znać - otarł łzy, chichocząc jeszcze pod nosem. - Te dwa słowa to "dziękuję" i "przepraszam". Jeśli ktoś zrobi ci przysługę, trzeba mu podziękować za fatygę. " Dziękuję", że uratowałeś moje palce - wskaza�� dłonią na Xue Yanga. - No, dalej! To wcale nie jest takie trudne.
Xue Yang skrzywił się i zgarbił nieco.
- Dziękuję dage za dzisiejszą pomoc - wymamrotał i od niechcenia złożył ręce w geście pozdrowienia.
Mężczyzna ponownie się uśmiechnął. On również złożył dłonie, lecz bardziej formalnie, jakby naprawdę salutował Xue Yangowi.
- Ten dage jest wdzięczny za przeprosiny tego młodego mistrza i chciałby zapytać się o imię.
Xue Yang stwierdził, że ten człowiek jest niepoważny, zachowując się tak w swoim wieku. On był od niego młodszy, a uważał, że jest za stary na takie głupie dziecinady.
Ale młody xianjun był nawet zabawny. Jeszcze nikt oprócz jego zmarłych rodziców nie chciał się z nim bawić. To nie mogło być aż takie złe.
4 notes
·
View notes
Text
Jezu jak się dziwnie czuję mega dziwnie rzygać mi się chce i to mega nie jadłam od 18 jest 22 może tak dziwnie się czuję bo moja przyjaciółka len niechcący wepchnęła mi łokieć w gardło tak w tchawicę chyba nwm nie znam sie leddko nad obojczykami
3 notes
·
View notes
Text
Czuję się dorosła gdy:
- płacę podatek - wypełniam nowe DRA i wywala mi błędy krytyczne jak co roku bo weryfikacja taka trudna - dodaje produkty do sklepu przez 6 godzin bez przerwy - kupuje domenę i nie wiem co robię - mimo postępu i nauki czuję się psychicznie wycieńczona - rocznikowo mam 35 lat - bolą mnie plecy, kark i łokieć - widzę podwyżki i dostaje kurwicy... - nie ma w sklepie mojego ulubionego produktu
0 notes
Text
"A judgement"
>zbiór opowiadań
>romans, historicalfiction, fantasy
"— Muszę iść. — Zerwałam się z miejsca i ruszyłam w stronę domu. Ścisnęłam materiał płaszcza w pięści, serce biło mi jak młot.
— Madeline! — zawołał chłopak i pobiegł za mną, więc przyspieszyłam tempa, chwytając za tunikę sięgającą ziemi. — Madie!
— Przestań, przestań za mną iść!
— Nie było cię osiem lat, wyjechałaś z dnia na dzień, nawet nie mieliśmy okazji porozmawiać! — Złapał mnie za łokieć, pociągnął w swoją stronę. Zmusił mnie, bym zerknęła na jego twarz. — Nie odezwałaś się ani słowem.
— Co by to zmieniło? — wydusiłam.
— Czy masz pojęcie, jak bałem się o ciebie, gdy ni stąd, ni zowąd stwierdziłaś, że wyjeżdżasz do wielkiego miasta? — Nie chciałam wierzyć w jego zainteresowanie, w szczerość troski.
— Sądziłam, że moja osoba cię nie interesuje — wypaliłam i od razu odwróciłam głowę.
— Proszę?
— Nic. Nie ważne.
— Madie, powiedz mi... — Chwycił mnie za ramiona.
— Nie mów tak do mnie! — Nie mogłam już powstrzymać łez, które napływały do moich oczu. — Nie masz prawa zwracać się do mnie tak, jakbym cokolwiek dla ciebie znaczyła.
— Lecz znaczysz...
— Tak? Musisz być zatem głupcem lub człowiekiem pozbawionym serca. Nikt bowiem mądry lub miłościwy nie pozostawia drogiego mu człowieka bez słowa.
— Ja...
— Kochałam cię, Ezra! — rzuciłam mu w twarz. — Zapomniałeś już, jak wyznałam ci miłość? Zapomniałeś, jak czekałam, byś powiedział cokolwiek, ale ty nie wydałeś z siebie nawet słowa? — Czułam, że trzęsie mi się głos. Jak i wtedy, gdy wreszcie zdradziłam mu, że gotowa byłam zrobić dla niego wszystko, że skrywałam uczucia tak długo. Ten sam ciężar przygniatał mnie na nowo. — Czy uciekło z twej pamięci, iż tego dnia widziałam, jak całujesz się z Eleanor? Naprawdę zrozumiałabym, gdybyś powiedział mi wtedy, że nie jesteś w stanie mnie kochać, że twe oczy kłamały, że dłonie dotykające moich policzków, palce odsuwające kosmyki za ucho były dziełem przypadku, niefortunnym gestem. Cierpiałabym, ale byłabym zdolna to zrozumieć. Ty jednak przyglądałeś mi się i nie poczyniłeś nic.
— Gdybyś dała mi czas...
— Czy jedenaście dni jest dla ciebie niczym? Pukałam do twoich drzwi, ale nie raczyłeś ich otworzyć. Nie zerwałeś się, by wyznać mi prawdę, nie przyszedłeś, by wywrzeszczeć mi w twarz, iż nie chcesz mnie już więcej widzieć. Nie powiedziałeś nic, Ezra, nie licz więc, że ja odezwę się teraz do ciebie.
— Nie potrafię tak żyć.
— Tego dnia potrafiłeś... Po piętnastu wiosnach przyjaźni zdobyć ci się nie było trudno na milczenie, czemu więc po ośmiu latach mej nieobecności przychodzi ci to z trudem?
— Byłem wówczas głupcem, Madeline, przyznaję to szczerze, ale błagam, nie każ mi patrzeć na siebie, jak na nieznajomą.
— Byłeś głupcem i głupcem pozostałeś." - "A Judgement", rozdział "1. Nieodwzajemniona miłość" (fragment) Nhilabel.
0 notes
Text
Chyba umieram... - Fragment rozdziału 2
Rozdział 2
[...]
Wf to dla mnie teraz bardziej thriller niż lekcja. Wszyscy biegają, skaczą, a ja tylko zastanawiam się, czy dzisiaj będzie ten dzień, kiedy ktoś zobaczy moje rany. Najchętniej owijałabym się bandażami jak mumia albo zgłaszała co tydzień 'niezapowiedziane zwolnienie lekarskie'. Czy naprawdę nikt nie zauważy, że od jakiegoś czasu wymyślam kontuzje, które nawet nie mają sensu? 'Skręcona brew', 'wybity łokieć'... Kiedyś skończą mi się wymówki, i co wtedy? Może napiszę sobie na ręce: 'to tylko eksperyment artystyczny'?
Nie mam zamiaru ćwiczyć dziś znów coś wymyślę. Dziś powiem, że się wywaliłam na dworze przez utratę sił po zawale. Najlepsze jest to, że w to uwierzą, a jeśli nie to będę w dupie.
-Co tym razem, Rozalia?
-Wywróciłam się na ulicy, bo mi się słabo zrobiło.
-Nie wciskaj mi kitów, jutro masz ćwiczyć jasne, a z resztą możesz już teraz. Dziś rzuty piłką lekarską. Nie masz dżinsów więc sobie poradzisz.
Koniec świata – nie przyjął mojej wymówki! Teraz nic mnie nie uratuje przed lekcją. Mam przed oczami wizję, jak upuszczam tę potworną kulę, a potem wszyscy patrzą na moje ręce. Tylko czekam, aż ktoś powie: 'Hej! Ty krwawisz!?' i wtedy cała klasa zamilknie, a ja... no cóż, może uda się teleportować? Albo wcisnę kit, że to ślady po 'ekstremalnym łapaniu kaktusów'. Może po prostu od razu zacznę kaszleć na zapas, jakby nagle dopadła mnie epidemia wymyślonych chorób?
Liliana patrzała na mnie z litością, bo wiedziała to się nie uda.
-No proszę przy całej klasie.
Serce waliło mi jak szalone, jakby zaraz miało wyskoczyć z klatki piersiowej. Nogi mi się trzęsły, a oddech przyspieszył tak bardzo, że ledwo łapałam powietrze. Cała sala gimnastyczna zaczęła się rozmywać przed oczami. Jeszcze chwila i pomyślą, że to aktorzenie, żeby się wywinąć z rzutu piłką lekarską... Ale tym razem to nie była gra. Chciałam uciec, zniknąć, znaleźć się gdziekolwiek, byle nie tutaj. Gdyby tylko nauczyciel zauważył, że dla mnie to nie jest zwykła lekcja, ale coś, co paraliżuje mnie od środka...
[...]
0 notes
Note
To jak uri jest ogniowy to dlaczego go nie hejtujesz?
Podobno pan woli śnieg i mroźne. Niech pan sobie zarywa do Elsy a nie do Uriela
Harnaś się wściekł i wzią anons za łokieć i przydusił mocno "kidzie uriel jest MAJNE!!!!! nie tego głupiego lucifera........ dlaczego"
Harnaś póścił Anona i popchną żeby poszedł.
0 notes
Text
Wczoraj miałam fatalny dzien pod względem ... no niefizycznym. Niby nic, ale ilosc trudnych uczuć przytłaczająca.
Tona rzeczy do ogarnięcia nie pomaga i to, że fizycznie tez mam kryzys. Bo niedosypiam, ciulowo sie odzywiam, wyglądam jak kupa. Dla mnie jest srodek sezonu komunijnego, ale realizacja zamówień przypomina gaszenie pozarów, mimo, ze siedzę po nocach. Poza tym juz mam skurcze w dłoniach i rozwalony bolący łokieć od gilotyny i wałkownicy.
W międzyczasie ogarniam sprawy dzieci. Dziś mam tą teleporadę z alergologiem, tymczasem jeszcze nei ma wyników badań. A czas bardzo nagli. Inaczej nie zdążymy zacząć juz tego odczulania. Jedynie morfologia przyszłą co ją kazałam zrobić dodatkowo i niektóre rzeczy wyszły poza normą wiec kolejna teleporada z pediatrą. Dzis jeszcze ortodonta Mieszka.
No a marzec zapowiada się tylko gorzej.
6 notes
·
View notes
Text
Łokieć pięta nie ma klienta.

Kość łokciowa ( łac. ulna) - jest smukła i wraz z kością promieniową tworzy szkielet przedramienia.
Trzon kości łokciowej posiada trójgraniasty kształt i jest nieco wypukły ku stronie palca małego. Wyróżnia się w nim trzy powierzchnie:
- przednia
- tylna
- przyśrodkowa
Poza opisanymi powierzchniami w budowie trzonu wyróżniać można także 3 brzegi:
- przedni
- tylny
- międzykostny
#anatomia#anatomy#fizjoterapia#physiotherepist#physiotherapy#student fizjoterapii#studia#studying#motivation#notes#kość łokciowa#ulna
0 notes
Text
SPA
1-10-2023
Fajny weekend za mną. Wiem, że jeszcze cała niedziela przede mną, wiem. Po prostu ostatnie dwa dni to bardzo dobre dwa dni.
Bardzo głęboka rozmowa z przyjaciółką, tulanko z moim pieskiem, wyjście do ludzi - bez oczekiwań, bez ciśnienia, wyjście do sauny, dobre jedenie, dużo śmiechu, ugotowanie bardzo dobrego, rozgrzewającego obiadu i na koniec wybranie się dość spontanicznie na masaż tajski, który okazał się być czymś na co trochę mi było szkoda pieniędzy (no, w obecnej sytuacji), a jednak potrzebniejszym do poczucia ulgi, osadzenia w ciele i uwolnienia, wytchnienia niż kiedykolwiek bym sądziła.
Pani masażystka zrobiła mi refleksologię po której cała "ciężkość" z żołądka wyleciała ze mnie (tj. godzinę po masażu, w ubikacji ofc). Wiedziałam, że podobno mam zbyt mało elastyczne mięśnie stóp - to mówiła moja instruktorka jogi - ale nie miałam pojęcia, że mięśnie mojego śródstopia to twarde jak kamienie koksy! I to daje inny ogląd na sytuację: myślałam, że chodzenie w conversach jest dla mnie trudne, bolesne, bo te buty mają zbyt cienką podeszwę, a ja zbyt delikatną stopę przez co "czuję każdy żwirek". Tym czasem wychodzi na to, że przy zetknięciu stopy z podłożem nie tyle czuję "każdy żwirek" co czuję swoje przesadnie napięte, stwardniałe mięśnie śródstopia. Wow. Sprawdziłam co trzeba było mi rozmasować (wg. refleksologii) i co dziś jest obolałe tak, jakbym miała tam bolesne siniaki: wychodzi na to, że miejsca odpowiedzialne za żołądek, za nadnercza, jelito cienkie i kręgosłup w odcinku lędźwiowym, do tego prawą nerkę, a mniej bolesny (a teraz mniej obolały, ale jednak odczuwalny) był punkt odpowiedzialny za mięśnie karku i ramion.
Do tego Pani masażystka uświadomiła mi co się dzieję z moimi kończynami górnymi i obręczą barkową. To była masakra. Najpierw było mizianko, potem ulga przy masażu mięśni baku i szyi (aż stękałam z wytchnienia - bolało mnie przy każdym ucisku w te miejsce i zarazem po każdym czułam, jakby zrywała mi z tych miejsc ciężar). Potem Pani przeszła do masażu kończyn górnych. Zaczęła od lewej: znowu mizianko, ucisk, ulga. Wcześniej tak samo postępowałą z moimi nogami - też było we mnie multum bolesnych mięśni, ale poddawałam się temu, puszczałam kontrolę mimo chwilowemy brakowi komfortu. Ale z lewą ręką było inaczej... Bolało. Bardzo. Poddawałam się, pewnie, ale ból był większy.
Dlatego tym bardziej ucieszyłam się, gdy Pani już kończyła.
Ale podczas zgięcia przez specjalistę mojej ręki w łokciu (!) tak bym dłonią dotykała obojczyka, przy jednoczesnym - bardzo subtelnym, bardzo nieinwazyjnym - uciskaniu mięśnia łokciowego (aż to sprawdziłam) poczułam coś takiego, że myślałam, że po prostu zeskoczę z łóżka! Pani mówi "don't fight with me. Breathe!", a ja ledwo łapiąc oddech zaczynam skupiać się na wdechu, tak jak w przypadku ćwiczenia jogi, tak jak to robiłam wcześniej, przy innych stwardniałych na kamień masowanych mięśniach przez ostatnie pół godziny - z każdym wydechem ból staje się mniejszy. I NIBY ból w łokciu był mniejszy, faktywnie, ale WTEDY zaczęło do mnie docierać co jeszcze czuję: po zelżeniu bólu promieniującego z mięśnia łokciowego mogłam rozdzielić źródło bólu na "to z łokcia" i "to z przedramienia i kciuka". Pani masażystka nie dotykała mojego kciuka nawet! Trzymała mnie za nadgarstek doprowadzając bezwładne przedramię w stronę obojczyka. Tym czasem mój lewy kciuk w tej ręce PŁONĄŁ. Palił się! Miałam wrażenie, że jest podłączony do prądu - ewidentnie jakiś nerw został uciśnięty. Powiedziałam o tym Pani masażystce. A ona momentalnie mnie puściła, usiadła na łóżku obok mnie, rozmasowywała mi kciuka i totalnie na serio, totalnie zaniepokojona zaczęła robić wywiad. Pytała o mój tryb życia, o rodzaj wykonywanej pracy, o to w jaki sposób się relaksuję i jak dbam o ciało. A potem badała mi mostek - i od mostka, przez obojczyk, bark, ramię, łokieć i dalej do końca palców pokazywała mi jak muszę codziennie lub w ogóle częściej dbać o swoje ciało. Pokazywała mi JAKIE RUCHY WYKONYWAĆ PODCZAS CODZIENNEGO PRYSZNICA, bo moje mięśnie wymagają cyklicznego rozmasowywania. Upewniała się, że dobrze po niej powtarzam - zaskoczyła mnie tym, ale jestem wdzięczna za te lekcje (i trochę zaniepokojona stanem swojego ciała). Do tego zaleciała masaż częściej - może być tajski, może być fizjoterapeutywny, bo to co czułam było wg. niej bardzo niepokojące. Tym bardziej, że wcześniej wyjaśniała, że takie sytuacje jak ta mogą się przydarzyć podczas masażu ręki wiodącej, a ja na to "ale ja jestem praworęczna" i Pani zacisnęła mocno usta patrząc na mnie z troską. Gdy przeszłą do prawej ręki (mięśni z przodu - dodam) ból był jeszcze większy - przy samym masażu! A jeszcze nie doszła do uciskania! Nie próbowała nawet robić tego ze zginaniem kończyny. Dodała, że muszę w domu regularnie robić masaż jak pokazywała, od mostka, aż do końcówek palców i od razu przeszła do głowy. Byłam wdzięczna, że zostawiła moją prawą rękę w spokoju - jakikolwiek ucisk czułam BARDZIEJ. Wcześniej zresztą, gdy jeszcze leżałam na brzuchu masowała mi prawą łopatkę i kończynę górną: ULGA była nie do opisania po tych naciągnięciach i rozmasowaniu. Najgorsze i najdziwniejsze jest to, że Pani masowała mi jakieś mięśnie na łopatce: racjonalnie wiem, że to moje ciało, że to jest ta część między skórą, a kością, a jednak podczas tego masażu miałam wrażenie, że Pani wciska mi w kość łopatki jakiś obły duży kamyk, który czasami ucieka spod jej palców i ślizga się po kości. Twarde dziadostwo. Nie wiedziałam, że taki mięsień mam (nie bolało szczególnie, bardziej samo wraże, że coś tak twardego mam pod skórą dawało wrażenie dysonansu poznawczego), ani nie byłam świadoma jak jest twardy.
Cieszę się, że mimo wszystko wybrałam się na masaż - było drogo, ale jakoś tak... czuję się lepiej we własnym ciele i przy tym sprowadzona na ziemię...
Wczoraj jeszcze sprzedałam dwie rzeczy na Vinted, a jedna jest reklamowana: okazało się, że ten sweterek, ten, któy wpadł wcześniej w viral miał dziurkę, której nie zauważyłam. Strasznie mi głupio, nie chciałam wprowadzać Pani w błąd...
Dziś chcę zrobić jeszcze jedno pranie, zafarbować włosy i obfotografować jeszcze kilka rzeczy na Vinted - żeby do końca tygodnia mieć co wrzucać.
W ogóle: w piątek udało mi się mniej-więcej ogarnąć ten burdel z ciuchami i okazało się, że jednak nie jestem "w połowie" z ciuchami na Vinted. Jestem raptem w 1/3 tego pierdolnika, który wystawiam na sprzedaż. Ech....
16 notes
·
View notes
Text
30/08
Siedzę w pustym mieszkaniu, walają się tylko rzeczy codziennego użytku, no i zapakowane kartony, o które się potykam. Stare krzesła w sobotę podwieziemy Ali, a póki co ostentacyjnie leżą na stoliku od Heleny Tumiszczakowej. Noga jednego z nich wbija mi się w łokieć, klatkę piersiową albo serce. Dużo we mnie emocji, niekoniecznie sprzecznych, bo czemu smutek nie mógłby przeplatać się z ekscytacją i strachem. Chciałabym napisać jakieś wielkie rzeczy w stylu to mieszkanie nauczyło mnie cierpliwości, znalazło słowa, by dogadać się z przyjaciółką, pozwoliło znaleźć spokój i piękno w tych obsypujących się tynkiem ścianach. Gówno, mieszkało się tu w kratkę z nieustannym dźwiękiem tramwai sunących po torach za oknem. Podłoga często była przez nas zasiedlana, podobnie lubiły pomieszkiwać tu muszki owocówki i promienie słońca otulające ściany, czy to w kuchni, czy w moim pokoju. Trochę mi szkoda sakralnego, że takie mieliśmy na niego wielkie plany, a ostatecznie skończył jako składzik raczej, niż pokój twórczy. Tak się chyba dzieje z planami, że lądują w składziku. Jakie są moje plany na najbliższy czas? Chyba układać sobie to, co chciałabym robić, to, co mam do skończenia i do rozpoczęcia też. Dbać o relacje, które zabieram ze sobą niefizycznie i dbać o siebie w nich i poza nimi też. Powtarzam, że to jak przeprowadzka do innego miasta, tylko trochę dalej, trochę komunikacyjnie inaczej. Rodzice bardzo dużo mi pomagają, siostry i przyjaciele, jezu jak ja kocham ich wszystkich i jestem wdzięczna. Mówiłam im to, może powinnam powtórzyć. Nie kąpię się w gorącej wodzie, ale puszczam cieplejszą niż zimniejszą, żeby móc się zastanawiać i przygotowywać na ten upał, co ma nadejść. Mam w głowie rozpisane różne wersje, ale spełniają się wszystkie po trochu. Wyjątkowe miesza się z nieoczekiwanym i wyczekiwanym. Wiedziałam, że będzie nam blisko.
0 notes