Don't wanna be here? Send us removal request.
Text
05062021
Miałam niegdyś swoją świątynię. Nie był nią pokój, czy jakieś inne materialne miejsce, a człowiek. Ta osoba była moim ukojeniem i z wielką łatwością leczyła moje zbyt napompowane obawy. Była mi oparciem.
Przeraża mnie fakt, że jestem tak nieporadna. Nie potrafię być tym samym dla niej. I co gorsze, przestałam czuć się w jej otoczeniu swobodnie. Nagle wszystko prysło.
Dziś byłam na małym spacerze w towarzystwie dwóch moich przyjaciółek. Nie cierpię tego, że nie potrafię być tak wesoła, jak one. Po prostu nie umiem, a tak okropnie się starał. Czuję się bezwartościowa. Dlaczego nie potrafię funkcjonować jak wcześniej? Co się zmieniło?
0 notes
Text
11052021(2)
Zadzwonił dzisiaj do mnie mój nauczyciel z liceum. Moja chodząca inspiracja i wieczny optymizm w jednej, niepozornej postaci brodatego belfra.
Będąc w liceum uwielbiałam zajęcia z nim. Był wymagający i cały czas pchał mnie do przodu i nawet, jeśli z jego przedmiotów nie była zbyt wybitna, to jednak ostatecznie zmusił mnie do pracy i zdania ich na maturze. I o dziwo poszło mi całkiem nieźle. W całości poświęcił się temu co robił. Widać, że nie pomylił swojego powołania. Z resztą sam zawsze mówił, że jest nauczycielem z powołania, a jego żona zarabia pieniądze.
W każdym razem bardzo uwierzył we mnie. Był chyba jedynym pedagogiem, który tak mocno we mnie wierzył. Aż głupio mi się robiło, gdy mi pomagał. Słuchając jego słów na mój temat na prawdę czasami wierzyłam, że nadaję się do czegoś więcej. Że coś osiągnę. Nawet nazywał mnie "zdolną bestią". Dodawało mi to niesamowicie skrzydeł.
Tęsknię za nim, jak za przyjacielem.
Choć mam wrażenie, że wierzył w pewnego rodzaju obraz mojej osoby. Wyidealizował mnie na tą "zdolną bestię", choć tak na prawdę nie ma we mnie nic nadzwyczajnego. Wierzył we mnie, a ja go zawiodłam. A teraz kiedy jestem taka zagubiona, mam wrażenie że on mógłby mnie poprowadzić za rękę i pomóc mi się odnaleźć, tak jak zrobił to w liceum. Ale jego nie ma. Tracę przyjaciół, stabilność i sens, by to wszystko dłużej ciągnąć.
0 notes
Text
11052021
Zapisałam się na studia. Wszystko zapłaciłam i pozostaje czekać na jakąś decyzję. Myślałam, że choć trochę ukoi to moje lęki względem przyszłości. Jednak wciąż nie widzę siebie za dziesięć czy piętnaście lat, a zwykłą, wielką, czarną dziurę bez dna. Nie uspokoiłam się ani trochę. Wręcz przeciwnie.
Zauważyłam, że większość osób podchodzi do tematu studiów bezstresowo. Mam wrażenie, że tylko ja tak bardzo przejmuję się tym wszystkim, choć jest maj, a do rozpoczęcia roku zostało nieco mniej niż pół roku. Jedyną myślą, jaka krąży mi po głowie to strach przed utknięciem w czymś, co w ogóle nie sprawi mi radości. Bo łatwo jest powiedzieć "nie spodoba ci się, rzucisz i poszukasz". W przypadku mojej rodziny rzucenie studiów będzie dla mnie szubienicą. Zostanę swoim własnym katem. Bo moja rodzinka oczekuję ode mnie zaprawdę wiele. Mają w pamięci sukcesy mojej siostry. Może dlatego czuję na sobie pewnego rodzaju niemy nacisk? Bo oni w sumie nic nie mówią. Ma się jednak uczucie takiego nacisku z ich strony.
Dlatego nawet, jeśli będę najbardziej nieszczęśliwą osobą na świecie i będę nienawidziła tych studiów z całego serca, to ich nie zostawię, bo będę bała się rodzinnego linczu. Potwierdzę tym samym jedynie łatkę czarnej owcy.
0 notes
Text
04052021
Dzisiaj naszła mnie pewna refleksja, gdy rozmawiała z dziećmi o zawodach. Każde z nich z taką werwą opowiadało o tym kim chcę być w przyszłości. Stworzyli piękną historię nowego, wyidealizowanego przez siebie społeczeństwa. Miło się ich słuchało, ale później pomyślałam sobie jak głupie są ich marzenia. Nie, nie, nie. Może nie głupie. Niedojrzałe. Ale czego można spodziewać się po czterolatkach? Przecież nie zdają sobie sprawy z tego jak ciężka może być dla nich droga do zrealizowania marzeń. Gdy tak myślę, to może troje z dwudziestu pięciu na prawdę stanie się tym, kim chcą być.
Kiedyś myślałam w podobny sposób. Pamiętam, że będąc w ich wieku chciałam być weterynarzem. Chciałam pomagać zwierzętom, które kochałam ponad wszystko. Moje marzenia szybko wyprostowała rzeczywistość i wielka złożoność biologii i chemii, której nie potrafię zrozumieć. Później chciałam pójść w kierunku pedagoga, ale nie potrafię przebić się w tłumię. W liceum zdecydowałam się na prace socjalną, ale z tego też zrezygnowałam, gdy zaczęła padać mi psychika.
I oto jestem ja. Na kilka dni przed dwudziestką nie mam przed sobą żadnej drogi, którą w minimalnym stopniu chciałabym się udać. Nie mam dosłownie nic. Może problemem jest to, że ja nie posiadam marzeń?
0 notes
Text
23042021
Nie mam w zwyczaju częstego wychodzenia z moimi znajomymi. Nawet nie widuję ich w przeciągu tygodnia. Zwyczajnie praca wykańcza mnie do tego stopnia, że po powrocie do domu padam na łóżko i nawet nie kwapie się, by wstać po kawę. Wczoraj jednak zgodziła się wyjść z moimi starymi, dobrymi przyjaciółkami.
Moje stare przyjaciółki są ode mnie rok młodsze. Rozmawiałam z nimi dość długo i zdałam sobie sprawę z tego, jak wygórowane są ich oczekiwania względem świata i jak prosto dla nich wygląda życie. To jednak pominę, bo nieistotne jest ich patrzenie na świat. One jeszcze nie zdają sobie sprawy z tego jak funkcjonuje życie. Bardziej jednak skupię się na tym co powiedziały mi odnośnie mojej pracy i życia, przez ostatni rok.
Sekretem nie jest to, że załamała się zaraz po zakończeniu szkoły. Nie miałam planów, pieniędzy i perspektywy na dalsze życie. Moje wstępne plan, sprecyzowane przez trzy lata, rozpadły się w dwa miesiące. Ludzie, z którymi miałam wyjechać zostawili mnie w tym piekle, bez słowa. Nie miałam nawet pomysłu na studia. I gdy udało mi się znaleźć obecną prace, to jakby stał się cud. Umówmy się, sprzątanie nie jest pracą marzeń, jest ciężkie, a gdy robi się to jeszcze w przedszkolu i dochodzi do tego pomoc w opiece nad dziećmi, to już w ogóle bywa nie do wytrzymania. Ale nie narzekam.
Praca jak praca, ale przejdźmy do meritum. Ich zdaniem to, co robię, to ich najgorszy koszmar. Przegrana już na starcie dorosłego życia. Mówią, że gdyby miały mieszkać w naszej mieścinie, robić to co ja i tak żyć, to byłaby to ich najgorsza porażka. Nie powiem, uderzyły mnie te słowa. Zwłaszcza, że miało być zupełnie inaczej. Z drugiej strony czego mogłam spodziewać się po wychowanych w idealnych domach, perfekcyjnych rodzinach, gdzie zawsze wszystko było, zawsze wszystko miały i nigdy nie pracowały na to, by samemu zarobić na jakąkolwiek zachciankę. Wszystko podstawione pod nos. Są wręcz magnesami na szczęście, w przeciwieństwie do mnie.
Życzę im, by nie doświadczyły takiej “olbrzymiej porażki” i by ich plany się spełniły.
0 notes
Text
Jestem ciekawa czy ktoś zainteresuje się, jeśli zniknę na kilka dni.
1 note
·
View note
Text
Przyjaźń
Mam swoją wyjątkową osobę. Przyjaciółkę, która jest moją bratnią duszą. Jest niesamowita. To, jak do siebie pasujemy, jak potrafimy ze sobą rozmawiać, jak się rozumiemy. Nigdy nie miałam tak z nikim innym. I zawsze miałam wrażenie, że ona też tak ma.
Staram się być jej jak najbardziej pomocna. Jej życie nie należy do najłatwiejszych. Nie będę wchodzić w szczegóły. Nie chcę. Jednak cały czas stoję po jej stronie. Wspieram, bo wiem, że nikt po za mną nie będzie jej tak pomagał. Nie czuję się przez to lepsza. Nie mam z tego satysfakcji. To jedynie altruistyczna potrzeba pomocy osobie mi tak bliskiej. Docenia to.
Ostatnio czuję się potwornie niepotrzebna. Jej i sobie. Obie pracujemy, mamy mało czasu. To naturalne. Normalne. Moje złe samopoczucie zaczęło się od momentu, w którym poznała nowych osoby. Cieszę się, że jest szczęśliwa. Że wychodzi. Wiele razy mówiła mi Czuję się samotna. Dlatego mogę być z niej dumna. Wyszła ze swojej strefy komfortu, otworzyła się przed ludźmi i stała się zabawową dziewczyną, lubianą w swojej pracy, przez osoby, z którą robi. To dobrze, by mogła mieć kogoś więcej i nie musieć przebywać zbyt długo w domu. Z jakiegoś powodu poczułam małe ukłucie zazdrości. Wiem, nie mogę się tak czuć. Nie powinnam. Nie jest moją własnością. Sama chciałam, by się otworzyła. Więc czemu się tak czuję?
Piszę z nią codziennie, choć tego nie potrzebujemy. Nawet, jeśli nie rozmawiamy, jest dobrze. Nie potrzebujemy kontaktować się ze sobą codziennie i jest dobrze. Miewam jednak pewną myśl w swojej głowie. Może i zbyt to nadinterpretację, ale jednak nachodzi mnie wrażenie, że rozmową, zagadywaniem nudzę ją lub irytuję. Może jestem irytująca. Może swoim zachowaniem ją denerwuję. Może przewraca oczami na każdą moją wiadomość. Tego nie wiem.
Kiedyś obiecałam sobie, że będę przy niej w tych najgorszych chwilach, by mogła stanąć na nogi. Ostatnie dwa lata były dla niej koszmarem. Dlatego miałam przy niej być, podtrzymywać ją i prowadzić dalej, by żyła i znalazła swoją drogę. A gdy ruszy, chciałam wreszcie zejść z tego świata. Będąc pewną, że nie jestem już potrzebna. Dlaczego, gdy to się dzieje, tak panicznie boję się zostać sama?
Jestem w tym wszystkim beznadziejna. Wydaje mi się, że powinnam całkowicie odpuścić. Zostawić to, przestać się wypowiadać. Chyba powinnam zostać sama ze sobą i dojść do porozumienia z moimi demonami. Gdy zrozumiem siebie, moje uczucia i to, co dzieję się w mojej głowie, prawdopodobnie będę w stanie być lepsza. Czy gdy wrócę z tej podróży po samej sobie ktoś będzie wciąż na mnie czekał? Przyjmie z otwartymi ramionami?
If you want to love others, you should love yourself first- Kim Namjoon
0 notes
Text
Dawno mnie tu nie było.
Dawno nie odwiedzałam tego bloga. Nie miałam takiej potrzeby. Przez te lata nie wszystko ułożyło się tak, jak powinno, ale nie miałam potrzeby, by znów wylewać swoje żale. Teraz jednak powoli wszystko się zmienia, a ja z wolna znów zaczynam tonąć w tej samej melancholii sprzed lat.
Co się u mnie zmieniło? Poszłam do dobrego liceum, zdałam maturę, znalazłam pracę i zdałam prawko jazdy. Zdawać by się mogło, że z wolna wszystko się układa. Niestety liceum dało mi wiele nadziei- zniknęły po zakończeniu szkoły. Matura kosztowała mnie wiele nerwów, płaczu i załamań. Praca nie jest idealna. Jest ciężka, niewdzięczna, a ludzie patrzą z wyższością na mnie i uważają się za nie wiadomo kogo. A jeżdżenie samochodem kosztuje mnie wiele nerwów.
Mimo, że mam przyjaciół, nie wiem jak mam z nimi porozmawiać. Dlatego wracam tu. By mieć gdzie napisać swoje myśli i móc zasnąć spokojniej, bez kolejnego napadu paniki czy płaczu.
0 notes
Photo
16" by 20" collage. gift for my space loving boyfriend
312 notes
·
View notes
Photo
Underneath the glittering world before my eyes lies my deception
5K notes
·
View notes
Text
Znów zpałay mnie jakieś bezsensowne i niczym nieuzasadnione myśli.
Zastanawiam się, jaki świat byłby piękny beze mnie. Jak wielu ludzi by uszczęśliwił brak mojej osoby.
Najprawdopodobniej moje klasa byłaby zżyta. Nie mieli by takiego odmieńca, z którym musieliby spędzać czas. Dziewczyny byłyby razem, bo nie byłoby wśród nich osoby tak beznadziejnej. Takiej, która nie może się wpasować w żadna grupę. Nie jest ani tapeciarą ani intelektualistą ani fajmem. Nie jest ładna, wysportowana, nie ma talentu, nie potrafi odmawiać.Nie zdobywa dobrych stopni, nie umie się uczyć, a każda jej ocena jest fartem bądź nie fartem.
Moi znajomi lepiej bawiliby się w swoim własnym gronie. Bez kogoś, kto nierozumnie żartów po angielsku, bez kogoś popełniającego tyle błędów ortograficznych i interpunkcyjnych. Nie musieliby się martwić o to, że gdzieś nie pojadę, bo ta osoba nie ma pieniędzy. Nie musieliby marnować na nią czasu, który można spędzić lepiej.
Rodzice nie musieliby marnować pieniędzy. Żyliby lepiej.
Nikt nie musiałby się ze mną męczyć. Tak wiele stałoby się piękniejsze.
Ale nie.
Musiałam urodzić się taka ja i wszystko spieprzyć. Głupie nie wiadomo co bez perspektyw i przyszłości. Bez jakiejkolwiek nadziei, że będzie lepiej. Osoba tak leniwa, obrzydliwa i odrażająca.
Próbuje uszczęśliwiać innych na siłę, kiedy tak naprawdę ja nie jestem szczytem ich szczęścia.
Nawet, jeżeli chciałabym w jakikolwiek sposób się okaleczyć, to nie jestem w stanie. Nie wiem. Nie umiem. Nie potrafię. Widzicie! Nawet nie mogę sobie zrobić krzywdy.
Naprawdę zastanawiam się, czy nie łatwiej byłoby umrzeć. Nikt by nie tęsknił. A nawet jeśli, to i tak zapomn��. Miesiąc może dwa i nie będą już płakać. Przestaną pamiętać. Popłaczą i zapomną. A z czasem nikt nie będzie pamiętał. No i po co żyć skoro i tak po śmierci wszyscy zapomną.
To jest bez sensu.
Tak jak moje życie.
Zakończ je….
1 note
·
View note
Text
Nikt w nieskończoność nie będzie taki sam.
Spotkałam dzisiaj osobę, którą znam 2 lata. Która była dla mnie swego rodzaju wzorem do naśladowania. Osobę, którą w pewnym sensie obdarzyłam uczuciem. Nie rozmawiałyśmy długo, co było w tamtym momencie dla mnie największą karą. W czasie tych kilku zdań dowiedziałam się, że wyjeżdża. Wróciłam do domu z potwornie ściśniętym sercem, świadoma, że już nigdy mogę jej nie zobaczyć.
Zastanawiam się teraz dlaczego ludzie w ostatnim czasie tak łatwo mnie zostawiają?
Aż mi łzy do oczu płyną, gdy myślę o tym, że zobaczę jej uśmiech jedynie na zdjęciach. Że już nigdy nie będę mogła obserwować błysku w oczach, gdy mówi o swoich pasjach. Nie usłyszę tego ciepłego głosu i nie poczuje jej zapachu. Nie będę mogła napawać się jej ciepłem czy uroczym śmiechem.
Chyba zbyt to przeżywam. Muszę się nauczyć bycia obojętną i przestać przywiązywać się do ludzi. Każdy kiedyś odejdzie. Jedni do wieczności inni do lepszego bytu. Nikt nie zostaje taki sam. Nawet my w pewnym sensie pozostajemy ruchami. Nasze charaktery kształcą się całe życie. Czasem są to niewielkie, niewidoczne zmiany. Jeżeli dożyje dnia, w którym znów ją spotkam, już nie będę taka sama. Nikt nie będzie.
/KOKESHI
0 notes
Text
Dzisiaj wybierałem szkołę. Próbowałam ją wybrać. Stwierdzam, że jednak jestem na tyle beznadziejna, że nie nadaje się do żadnej szkoły.
0 notes
Text
Z każdym dniem czuje się coraz gorzej. Nie chodzi już o opinie innych czy ich zachowanie względem mnie. Czuje się coraz głupsza i coraz bardziej brakuje mi pewności siebie. Wystarczył jeden dzień, a ja znów czuje, że upadam. Znów nie mam nikogo. Na około jest pełno ludzi, do których się uśmiecham. Nie jest to nawet szczery uśmiech. I chodź to wszystko brzmi tandetnie, to naprawdę nie wiedze swojej przyszłości.
0 notes
Text
Znów zaczęłam karmić swój kompleks. A obiecałam, że już nigdy więcej nie będę tego robiła. Dzisiaj zaczęło się od zwykłego wypadu ze znajomymi. Jedna z nich jest nieziemsko śliczna, druga jest bardzo chuda, a trzecia jest nad wyraz inteligentna. A wśród nich idzie taka ja. Ani ładna. Ani chuda. Ani inteligentna. Ani utalentowana. Ani zabawna. Ani wysportowana.
Czuję się wśród tych wszystkich ludzi jak jakiś pierdolony odmieniec. Potwór, którego nikt nie chce dotknąć.
0 notes
Photo
6K notes
·
View notes