Photo
Fotografia: Georges Pierre, kadr z Le Feu Follet (Błędny ognik), 1963
Zanim obejrzę i znajdę odpowiedź - zabawa: jakiego artystę typujecie jako autora obrazu w tle? :)
1 note
·
View note
Photo
Trochę inny Paryż, nad Sekwaną, quai André Citroën, 15-sta dzielnica.
0 notes
Photo
13.08
Z każdą minutą Stach zbliża się pewnie do Paryża, piszę więc, póki go tu jeszcze nie ma !
W tym tygodniu żadnych większych kontuzji, przeszłam natomiast akcję pt. zagubienie pierścionka zaręczynowego w archiwach…szczęśliwie przed kimkolwiek innym znalazła go Brigitte, schowała w swoim gabinecie, po czym wyjechała na trzydniowe wakacje. Zostawiła mi wiadomość na karteczce, ponieważ ze swojego telefonu nie mogła wysłać SMSa na polski numer („we Francji mamy faszystowskie sieci”) Uf, uf, uf! Zanim odnalazłam w moim gabinecie tę karteczkę, w poniedziałkowy poranek cała ochrona i część pracowników było zaalarmowanych.Teraz wszyscy ochroniarze sprawdzają, czy pierścionek jest na miejscu i grożą palcem, żebym go już nigdy nie zdejmowała.
Sierpień to typowo wakacyjny miesiąc we Francji, pracowników z dnia na dzień jest coraz mniej, wszyscy przedłużają sobie wolne dni przy okazji 15tego. Przy kawie na dziedzińcu poruszyłyśmy ten temat, Brigitte powiedziała, że ja też zasługuję na „urlop” , tym bardziej, że mam urodziny i przyjeżdża Stach i - okazało się, że nie ma problemu, tylko drogą oficjalna muszę złożyć podanie podpisane przez szefa. Trochę fikcyjne, ale jednak, trzeba dopełnić tych biurokratycznych absurdów francuskich. W prezencie urodzinowym dostałam czas, czas wolny. Czy to oznacza, że jestem w pewnym sensie zniewolona?
Pustki w archiwach, ale nie na ulicach. Centrum Paryża żyło do wczoraj kuriozalnym wydarzeniem - „Gay games” (https://www.paris2018.com/fr/) . Czyli taką równościową olimpiadą i towarzyszącymi jej imprezami. Tylko, czy „Gay” w nazwie nie sugeruje jakiejś dyskryminacji pozostałych literek LBT itd.? Całe Le Marais, uchodzące za dzielnicę homoseksualistów (kluby itp.), jest obwieszone tęczowymi flagami, na ulicach w poprzek pasów dla pieszych ścielą się tęcze, z hôtel de ville zwisają dwie tęczowe banderole. I wszędzie plakaty „Paris est fier-e”.
Towarzysko -
pożegnałyśmy się z Karoliną typowym piknikowym wieczorem pod wieżą Eiffla. Nie pisałam o niej wcześniej, choć spotykałyśmy się co weekend, Skontaktował nas ze sobą wspólny przyjaciel. Nasze hedonistyczne spotkania składały się z rozmów i przede wszystkim- największej pasji Karoliny- jedzenia! Jadłyśmy i piłyśmy w przyjemnych miejscach, rozmawiając trochę o swoich magisterkach, literaturze francuskiej, życiu i wydawałyśmy dużo pieniędzy, (za dużo). Karolina skończyła romanistykę na KULu i przyjechała na miesiąc pracy jako consierge w kamienicy niedaleko Champs-Elysées, której właścicielem jest jakiś profesor Sorbony. Tak jak Paryżem była zachwycona, tak miała go już dość, zwłaszcza poniżającej pracy w relacji: pan-niewolnik, traktowano ją tam bardzo podmiotowo. To przykre, tym bardziej, że bądź co bądź, profesor - intelektualista, mógłby być mniej gruboskórny niż bogacze „kapitaliści”! Ale cóż, we Francji mówi się, że tacy są paryżanie. Bo są.
Wydarzeniem, które od dawna mnie kusiło, było plenerowe kino! W odległym od centrum parku de la Villette późną nocą (ciemno robi się ok. 22) można przyjść na seans. Puszczają filmy „na poziomie”. Przychodzi się odpowiednio wcześniej, żeby zająć dobre miejsce i PIKNIKOWAĆ! Po francusku: sałatka, bagietka, sery, suszona kiełbasa, WINO, jakieś czipsy. Nie można brać korkociągów, ale są na miejscu - przymocowane kłódkami czy drutami do barierek. Barierki wyglądają wtedy jak mosty poobwieszane tymi kłódkami zakochanych, które to podobieństwo całkiem mnie rozbawiło. Spotkałyśmy się z Victoire i Delphine (również historyczka sztuki, pół-Hiszpanka) na filmie Almodovara ¡Átame!
Weekend postanowiłam spędzić mniej aktywnie…po czym wstałam rano i zrobiłam 10-cio kilometrową przejażdżkę rowerem. Najpierw do Parku Monceau w XVII dzielnicy. To był mój niezrealizowany podczas poprzedniego Erasmusa zielony, napoleoński punkt na planie Paryża. Chciałam po prostu przespacerować się po nim, wybrać idealną ławkę i poczytać sobie na niej książkę! Potem przejechałam do najbardziej chic i exclusive 16-stej dzielnicy, aż na południe, do lasku Bulońskiego. W sobotę ok. południa ulice świeciły pustką. Z powrotem prułam rowerem wzdłuż Sekwany, ach !
Moje dwie lektury: Tischner i Houellebecq („La possibilité d’une île”; Możliwość wyspy) wywołują skrajnie różne reakcje: tak jak Tischner pokrzepia, wzmacnia morale i pozwala duchowo-intelektualnie się rozwinąć, tak Houellebecq w krzywym zwierciadle oddający współczesną Francję i problemy zagubionej jednostki, (głównie jednak samotnego człowieka w podeszłym wieku w świecie zaburzonych wartości) - przybija i demoralizuje. Tym bardziej, że żyjąc w Paryżu nakładam odruchowo jego “filtry” na to co tu widzę... i wtedy nie dostrzega się już tylko piękna estetycznego, czy też jakkolwiek artystycznego, kulturalnego…Tylko degenerację.
Victoire zaproponowała dziś wyjście na wystawę „Icônes de la Nouvelle Vague…” - fotografii przedstawiającej wschodzące gwiazdy kina z filmów francuskiej Nowej Fali z l.’60. (Victoire jest absolutną fanką Nowej Fali, zastanawiam się czasem tak czy się stylizuje, czy faktycznie bardzo przypomina z wyglądu, stylu i zachowania Jean Seberg z „Do utraty tchu”!?) Jeśli chodzi o mnie - to owszem, bardzo lubię Godarda, tę estetykę i sposób filmowania, kadrowanie, tematy, klimat, muzykę…ale nie jestem jakąś fanko-znawczynią.
Nie mogłam pójść z Vic w ciągu dnia, ale udałam się tam wieczorem, po pracy, bo wystawa miała miejsce w Galerie Joseph w Le Marais. Ulubione zdjęcia (zdjęć) wrzucam na dysk ->KLIK. Głównie autorstwa Raymonda Cachetiera i Georgesa Pierre’a. Nigdy się nad tym nie zastanawiałam, ale przed cyfryzacją, żeby utrwalić w fotografii kadr z filmu należało poprosić aktorów o odegranie tej samej sceny specjalnie do zdjęć, czasem aktorzy musieli zastygać w bezruchu. Ciekawe były zdjęcia z planu, z wielką kamerą na dachu Paryża albo Godardem wożącym na wózku inwalidzkim swojego cameramana. To taka klimatyczna wystawa, adresowana typowo do i pod miłośników, z rabatem na plakat filmowy w zestawie z biletem ;) .
0 notes
Photo
Kartony Z1j kryją niekiedy pięknie wykonane plany. Jak ten! Wybrzeże Sekwany, Île aux Cygnes, "okolice les Invalides", 1725.
1 note
·
View note
Text
6.08, dziennik + archiwa
dziennikowe n’importe quoi
Upał gasi mój zapał, n’importe quoi!
Poza tym, żeby zobaczyć coś nowego, muszę robić coraz dalsze wyprawy; już opatrzyłam się z moją dzielnicą, znam większość możliwych ścieżek rowerowych prowadzących ode mnie do archiwów i miejsca, w których opłaca się bardziej skosić skrzyżowania chodnikami.
Praca bywa męcząca, ale nie stresuje, to bardzo komfortowe i niespotykane!
Najpierw akapit dziennikowego bla bla bla, potem bardziej merytoryczny wpis o archiwach
/ Dzisiejszy poniedziałek to chyba pierwszy dzień, w którym po pracy, zakupach, kolacji siedzę w pokoju i nigdzie nie wychodzę. Dotychczas codziennie obiecywałam sobie, że odpocznę, ale zawsze Paryż mnie wciągał. Dziś siedzę „za karę”, bo pobijam rekordy absurdalnych kontuzji.
1. Wczoraj na marché aux puces w Saint-Ouen (pchlim targu, ogromnym targu antyków) ukąsił mnie w mały palec u nogi jakiś niewidzialny owad. Krzyknęłam, znieruchomiałam, a pod palcem - no generalnie nic, mały obrzęk, ale za to cały dzień, przy upale ponad 30 stopni C przechodziły mnie dreszcze.
2. Dziś natomiast strzeliłam sobie w serdeczny palec elastyczną gumką. Wsiadając na rower miejski można taką gumkę naciągnąć od góry na koszyk, żeby zabezpieczyć swój bagaż. I niestety tuż po naciągnięciu gumka obluzowała się i strzeliła mi w palec tak mocno, że wymagał natychmiastowej dezynfekcji i opatrzenia. Załatwiłam to w aptece obok, ale farmaceuci-handlarze zwrócili mi uwagę, że opatrunek przesiąknie i w domu muszę go sobie zmienić i ranę zdezynfekować. Poznańską część mojej duszy boli teraz ten nieplanowany wydatek, który zaważył na kolejnym rekordzie: dnia największego odpływu pieniędzy z portfela :(
Próbuję się doszukać sensu takich przygód ? Czy to dawka codziennego memento mori w wersji light ? „Memento mori da nobis hodie” ? „Hodie mihi, cras mihi” ?
/ ARCHIVES
France-Odile, która zajmuje się lettres de provision d’office zaprosiła mnie do swojego - również tymczasowego- gabinetu. Dowiedziałam się co robi i w czym jej pomogę, gdy wróci z urlopu 24.08. Zmienię wtedy miejsce pracy na gabinet znajdujący się między nią a Jean-François, co oznacza, że będę bliżej mediewistów.
Znów, podobnie jak z Z1J będzie to zadanie głównie dla paleografa. Z listów królewskich, dość schematycznych w budowie, trzeba wyczytać najistotniejsze informacje, by umieścić je w systemie i uzupełnić ich dossier do wglądu w wirtualnym inwentarzu.
Czasem mam wrażenie posiadania dwóch mózgów: polskiego i francuskiego, i braku synchronizacji między nimi. Gdy już zrozumiem po francusku co oznaczają dane terminy, trudno przełożyć je na adekwatne polskie odpowiedniki. Tym bardziej, że czasem po prostu nie ma ich na co przekładać, bo w Polsce to nazwy własne urzędów francuskich itp. Ale na piechotę spróbuję to wytłumaczyć, choć to pewnie oczywiste.
Są to dokumenty wydawane przez królewską kancelarię, nadające prawo do sprawowania przez daną osobę określonego urzędu/zawodu.
Z takim listem, dowodem królewskiego polecenia, kandydat mógł się udać po zatwierdzenie swojego tytułu do urzędu. Oryginalne listy, opatrzone pieczęcią króla były składane w urzędach a w archiwach są równolegle spisywane w celach dokumentacyjnych odpisy, kopie.
Zapewnia się, że lettres de provision d'office są jednym z cenniejszych źródeł i seria V1 jest najczęściej konsultowana przez czytelników. Są bowiem bogate w cenne informacje: w każdym znajdziemy imię i nazwisko oraz datę chrztu ( =urodzenia) urzędnika, imię i nazwisko jego poprzednika (często ojca) i pełną nazwę zawodu oraz miejsce. Przyciągają genealogów i osoby zawzięcie szukające swych rodowych herbów.
Ilość i wymyślność urzędów odzwierciedla niekiedy sytuację skarbu państwa: im więcej różnych zarejestrowanych zawodów, tym więcej podatników! Tak więc mamy zawody od kanclerzy po prostych barbiers. Moi faworyci, z okresu Ludwika XIV-go, których listy miałam okazję rozczytywać z France-Odile to: „herold pogrzebowy”, czyli gość który krzyczy na głos w mieście, że będzie pogrzeb. a drugi - to osoba zatrudniona do kontrolowania zdrowia świń sprzedawanych na targach.
France-Odile opowiada o nich z takim zapałem! Traktuje te dokumenty jak mikrohistorie, zachwyca się ich potencjałem dla badań nie tylko historycznych, instytucjonalnych ale i socjologicznych, filozoficznych etc… W jednym dokumencie wyczytałyśmy wyraźne wytyczne dotyczące obowiązkowo prowadzonych usług, ale co ciekawe - także WYGLĄDU szyldu i napisów na zakładzie golarza. To już ingerencja estetyczno-polityczna ;)
// Innym razem zawołała mnie do siebie Véronique, (ta która w czwartki rano współpracuje z Brigitte nad mapami) i która z wyglądu przypominająca Emmę z „Lata Muminków”. Jest bardzo rozgadana, nie da się jej wejść w słowo, ale uwielbiam jej słuchać, sceptyczną narracją zyskała moją sympatię. Znajomi widzieli jak pokazuje mi plansze i pytali potem z troską, czy mnie nie wykończyła. Plotkują o niej w kantynie, że raz jest słodka, a innym razem antypatyczna: cięta i wściekła.
W każdym razie jakiś pracownik muzeum w Tours przyjechał by oglądać teczkę z projektami rekonstrukcji bazyliki Saint-Denis po zniszczeniach rewolucji i przy tej okazji mogłam też sobie w nią zajrzeć. Muzealnik szukał proweniencji neogotyckich drewnianych stalli z kolekcji swego muzeum, a ponieważ podejrzewajł, że mogą mieć związek z projektami architekta François Debret, przyejchał do archiwów na śledczy rekonesans. (Debreta w 1846 wykosił z pracy nad bazyliką Eugène Viollet-le-Duc, na klęsce kariery tego pierwszego zaważyło zawalenie się słynnej północnej wieży jego konstrukcji.)
Tymczasem projekty Debreta były przepięknie, technicznie doskonale wyrysowane i podmalowane akwarelką. W większości nigdy niezrealizowane, tj. np. seria witraży przedstawiająca wszystkich królów Francji, ołtarze neogotyckie, historyzowane kapitele…
Dodatkową atrakcją jest sala! Plansze z projektami konsultuje się w obecności opiekuna zbiorów w oktagonalnej, dobrze oświetlonej sali, po środku której stoi przeogromny stół.
Dowiedziałam się, że ta grała kiedyś jakiś pokój z pałacu wersalskiego w słynnym filmie o Marii Antoninie.
(Nawiasem mówiąc - w Archiwach bardzo często kręci się filmy. Muszę pójść na Mission Impossible 6, przez jakieś 30 sekund Tom Cruise pokazuje się na dziedzińcu hôtel de Soubise).
//
Dziś z kolei u konserwatorów oglądałam dokumenty skarbowe księcia Burgundii z poł. XIV w.! Przechowywane w wielkim zwoju pergaminu. I znów: muzeum x potrzebuje na wystawę dot. wymiany handlowej w królestwie Burgundii tylko tego fragmentu, w którym pojawia się interesująca ich transakcja handlowa. Byłam więc z Brigitte u konserwatorów, żeby najpierw zasięgnąć eksperckiej rady jak rozwijać ten pergamin (długi na jakieś 200m). Prawdopodobnie nie da się jednocześnie rozwijać i na drugiej rolce zwijać pergaminu (à la Tora), bo to go odkształca i ryzykuje się skruszenie materiału. Ergo - będzie chyba rozwijany krok po kroku w dużym pomieszczeniu ;) Do tego procesu potrzebny jest paleograf, który umie czytać i konkretny fragment odnajdzie.
Eh, no to spacery po 13tej i 19tej dzielnicy, wizytę w bazylice w Saint-Denis i Saint-Ouen, w towarzystwie Janki i Marcina zostawiam na… - kiedyś.
0 notes
Photo
W drodze do pracy: placyk w Le Marais. Pusty, bo przed 9 Francuzi jeszcze śpią.
0 notes
Photo
Tissot, Emigranci, akwaforta i suchoryt, 1880
Impresjoniści w Londynie w Petit Palais, link do zdjęć z wystawy KLIK
0 notes
Photo
Kupka, “énérgique sur fond violet”, 1925-26
Z wystawy w Grand Palais. Mocny obraz, intrygująca kompozycja. Choć w większości przypadków bardziej niż kompozycja, interesował mnie zwyczajnie estetyczny wzór. To chyba powrót do okresu naiwności! Najciekawszy był jednak u Kupki satysfakcjonująco zauważalny moment między figuracją i abstrakcją. link do zdjęć z wystawy KLIK
0 notes
Text
Nowości drugiego tygodnia stażu
Poprzedni tydzień pozwolił mi się wdrożyć w pracę, usamodzielnić, zapoznać z paroma terminami zawodowymi, których się nadużywa, już coraz lepiej idzie mi rozczytywanie dokumentów. Archiwa wciągają, wczytując się w dokumenty tracę rachubę czasu….
Rozpoznaję pracowników i ich domeny, sama jestem już rozpoznawalna, a towarzysko - zżyłam się z ekipą z kantyny (plotkujemy o wyższych sferach) i trzymam się opiekuńczej Brigitte.
Książę Dyrektor
Otóż nadszedł ten pełen napięcia wyczekiwany moment powrotu szefa DMAAR z urlopu. Myślę, że daje się to odczuć w każdej instytucji, rozpoznałam to nawet po sposobie zachowania Brigitte, niezależnej kobiety o silnej psychice. Monsieur Amable S. du C. w korespondencji mailowej był kurtuazyjnie aimable! (tu gra słów niemalże homonimicznych. Imię Amable czyt. „amabl” , zaś aimable czyt. „emabl”, co znaczy kochany/przyjemny). W poniedziałek nasz dyrektor naszedł mnie w trakcie pracy w Salle des Inventaires. Od pierwszej chwili uderzyło mnie jego podobieństwo do prof. K., dyrektora IHS!
Typ kurtuazyjnego, przy czym nieco wyniosłego intelektualisty-arystokraty. Bardzo wysoki , bardzo szczupły, bardzo elegancki i zadbany. Okulary w okrągłych oprawkach i przenikliwe spojrzenie. Mała głowa, zarost, grzywka, głos nosowy, nieco przemądrzały ton, trochę flegmy. W rozmowie często się zawiesza i myśli (wprowadzając krępującą cieszę), składając dłonie i głaszcząc kciukami brodę, przy czym mamrocze coś do siebie. Dobrze się wówczas prezentuje jego pierścień, sygnet z rodowym herbem. Nie muszę wspominać, jak wielki dystans stwarza jego postać, mimochodem...Zaprosił mnie do swojego „tymczasowego, roboczego” gabinetu (trwa remont właściwego)…który wyglądał jak pałacowa komnata, prawdziwa przestronna sala audiencyjna. Zasiadłam przed nim w fotelu w stylu Ludwika XV z seledynowymi obiciami, zapadając się, w fotelu i w sobie. Najpierw grzecznościowa rozmowa o Paryżu i moim lokum. Później zdałam relację z poprzedniego tygodnia. Dowiedziałam się, że nad Z1j będę pracować do końca stażu (co mnie bardzo cieszy!). Równolegle dostanę do opracowania królewskie listy patentowe, lettres de provision d’office z XIII-XIV w. Potem, stopniowo, szefowie serii (Parlement de Paris, Châtelet, Le Trésor des Chartes !!) będą mi wydzielali zadania związane z kolejnymi średniowiecznymi dokumentami, w miarę jak moje kompetencje paleograficzne będą wzrastały. To ogromnie działa na ambicje!
Zagadnienia fundamentalne
Po tym tygodniu, zapoznaniu się z historią archiwów narodowych francuskich (instytucji o korzeniach napoleońskich), ze sposobem klasyfikowania dokumentów i ich konserwacją, stwarzam sobie mój subiektywny obraz, wyobrażenie o archiwum. Ponadto - działanie archiwum skłania do wielu przemyśleń, inspiruje! Pomaga czasem uporządkować własne myśli, uprawiać klasyfikację na własnym niematerialnym zasobie intelektualnym. Czego się nie spodziewałam.
Działanie archiwum to praca logistyczna albo programistyczna*, tyle, że na zbiorze fizycznym i takim, w którym każdy element należy najpierw od podszewki rozpracować, rozczytać i zidentyfikować. Dopiero na kolejnym poziomie jest to zarządzanie zbiorem fizycznym, który należy opisać tak, by mógł spełniać wiele funkcji. Tworzy się wiele narzędzi wyszukiwania. Niestety, nie można napisać jednego programu, trudno tu o zachowanie zasad logiki, gdyż historyczne naleciałości, dawny sposób klasyfikacji wymaga uwzględnienia poda wszystkim. Całością zadań nie zarządzi sztuczna inteligencja, lecz wiele różnych kompetencji naraz.
Fragment mojej pracy to głównie działanie dedukcyjne i detektywistyczne. Przy okazji wykorzystuję też znajomość języka, kojarzenia faktów, korzystania z zasobów i własnej wiedzy historycznej, historyczno-artystycznej ! Brak miejsca na rutynę. Ach, dobrze jeszcze orientować się w prawie danego okresu, co u mnie zupełnie leży.
*Przynajmniej takie porównanie wydało m się trafione
WYSTAWY
Znów ten dział zostawiłam na sam koniec i już nie mam sił nic opisać.
Ale zdjęcia wybranych eksponatów wrzucam na dysk.
Przyjechali Janka z Marcinem i wspólnie spacerujemy, zwiedzamy, jemy.
0 notes
Photo
Le Vaudeville, brasserie vis-à-vis giełdy. W drodze powrotnej z BNF na St-Fiacre zwykle przechodzę obok, zwykle w porze kolacyjnej.
0 notes
Photo
Nieco anachroniczne ujęcie. Rue Royale, wiodąca do Place de la Concorde.
0 notes
Photo
Archiwa - moje miejsce pracy w Salle des Inventaires, jeden z planów z Z1J, które opracowywałam, pałacyk na wsi pod Paryżem, 1777 r.
0 notes
Photo
Mój ulubiony eksponat z wystawy UAM w Centre Pompidou,
biurko MB 212 Pierre’a Chareau z 1925 r. Tuż po zrobieniu przeze mnie zdjęcia miał miejsce wypadek: potykając się o podest, pewna starsza Angielka całą swoją masą, z ogromnym hukiem upadła na to biurko. Moją pierwszą reakcją był szybki ogląd, czy biurko jest całe... (No cóż, nie jestem lekarzem.)
0 notes