optyka-kultury
optyka-kultury
optyka kultury
2 posts
W dobie wszechobecnych vblogów, vlogów i innych youtubowych atrakcji zapraszam na okołokulturalne refleksje w "tradycyjnej" formie.
Don't wanna be here? Send us removal request.
optyka-kultury · 8 years ago
Text
Meble Wyspiańskiego.
Stanisława Wyspiańskiego nikomu specjalnie przedstawiać nie trzeba. Ten młodopolski artysta, nazywany również czwartym wieszczem narodowym, ma dostatecznie bogatą biografię aby uczynić go przedmiotem co najmniej kilku interesujących wpisów.
W dzisiejszym wpisie chciałabym opowiedzieć wam o meblach Wyspiańskiego.
Stanisław Wyspiański po swojej czteroletniej podróży po Europie, osiedlił się na stałe w Krakowie w 1894 roku. 
Wśród krakowian osoba artysty oraz jego twórczość wzbudzała zarówno zachwyt, jak i niechęć. Wielką miłośniczką jego działalności była Eliza Pareńska, która prowadziła jeden z najbardziej znanych salonów literackich w Krakowie. Eliza bardzo hojnie podejmowała krakowskich artystów, jak również pomagała im w tarapatach finansowych, często udzielając bezzwrotnych pożyczek (np. Dagny i Stanisławowi Przybyszewskim). Jednak w przypadku Wyspiańskiego bardzo starała się, aby udzielając mu wsparcia nie urazić jego dumy. Kupowała jego obrazy i dosłownie wciskała je swoim znajomym, niezależnie od tego, czy powielali jej zamiłowanie do twórczości Stanisława.
Eliza Pareńska była matką Zofii, którą w 1904 r. wydano za mąż za Tadeusza Boya-Żeleńskiego. Korzystając z tej okazji, Eliza złożyła u Wyspiańskiego zamówienie na projekt wnętrza mieszkania oraz mebli dla swojej córki. Wyspiański kolejno zaprojektował całkowite umeblowanie salonu, sypialni wraz z gotowalnią oraz pokoju jadalnego. Mieszkanie to, jako jedyne urządzone w całości przez Wyspiańskiego budziło bardzo duże zainteresowanie. Zupełnie obcy dla małżeństwa Żeleńskich ludzie i przyjezdni przychodzili „bez ceremonii” oglądać je i podziwiać.
Meble zostały zaprojektowane jako całość, a każdy z nich stanowił część przemyślanej kompozycji. Niestety waga i nieporęczność mebli praktycznie uniemożliwiały ich przestawianie. Dodatkowo Wyspiański przy projektach kierował się zasadami geometrii, kompletnie ignorując kwestię ergonomii oraz anatomii ludzkiego ciała.
W efekcie: „stoliki nocne były tak olbrzymie, że blat ich sięgał do piersi człowieka; zarazem sprzeciwiały się całkowicie celom użytkowym: ani spojrzeć na zegarek, ani wypić herbatę w łóżku, nic! Olbrzymie fotele w sypialni miały siedzenie o jakieś 10 cm wyższe od normalnych, a stolik zaś, wskutek zasady, że ma być równej wysokości z poręczami, był tak niski, że o kant uderzało się kolanami, których nie sposób było podziać. Bardzo ciężkie, a szalenie niewygodne krzesełka były istnym narzędziem tortur.”
„Gdyby ktoś chciał się zdrzemnąć, na próżno szukałby we wszystkich pokojach sprzętu ku temu: wszystkie kanapki były za krótkie, ledwie do siedzenia, gdyż np. w salonie kant oparcia wbijał się w plecy. „Cierp i czuwaj” – zdawał się mówić każdy mebel. „
„W jadalni  ogromne, ciężkie, rzeźbione fotele były skomponowane tak, że miały stykać się bokami, a grzbiety ich tworzyły wysoką i zwartą palisadę, przez którą nie było mowy o podaniu półmiska, sponad której skłopotana służąca oblewała gości sosem, przy czym kolana siedzących wgniatały się nielitościwie w deskę okalającą stół.”
Inne wady? Jak to ujął Boy-Żeleński:
„[…] przykuwało to lokatora na całe życie do mieszkania; nie można było sobie wyobrazić tych mebli w innym pokoju, w innej dyspozycji etc.
[…] Meble nie znosiły żadnego obcego elementu, nie znosiły na przykład dywanu. W sypialni, która wymagała czegoś na podłodze, trzeba było uszyć dywan z prostych skór kozich, co ładnie wygląda… byle go nie używać. W salonie posadzka była naga. Stoły były przykryte suknem równo ściętym z kantem stołu, co jest ładne, tylko nie do użytku. Meble te nie znosiły obrazów innych oprócz Wyspiańskiego. Nie znosiły nieporządku, lekki nieład, jak zwykle w pokoju, gdzie ktoś mieszka, porzucone książki etc. Robiły wrażenie fatalne. Najmniejsze przesunięcie tworzyło chaos; powinny zawsze stać na swoim miejscu, czyste, zimne, nietykalne.
[…] Ratowało nas tylko to, że mój gabinet nie był urządzony przez Wyspiańskiego, tylko jakimiś meblami angielskiego kroju, i tam skupiało się życie całego domu. W salonie bywaliśmy jedynie wtedy, kiedy się go komuś pokazywało, poza tym opalało się go, aby meble się nie zepsuły, i koniec. (…) Gdyby nie oaza „angielskiego pokoju”, nie wiem co byśmy poczęli. W końcu ogarniała nas rozpacz; dojrzewało postanowienie, aby oddać te meble do muzeum, a kupić sobie bodaj ogrodowe, trzcinowe krzesełka i nareszcie – usiąść!”
Meble z mieszkania Żeleńskich zostały – przy okazji przeprowadzki  - odsprzedane w 1910 roku dr A. Chramcowi, który umieścił je w swoim zakładzie wodolecznictwa w Zakopanem. Obecnie meble znajdują się w posiadaniu Muzeum Narodowego w Krakowie, ale o ile mi wiadomo nie są wystawiane.
MN w Krakowie prowadzi stałą wystawę Zawsze Młoda! Polska sztuka ok. 1900 w Kamienicy Szołayskich.
! Wyspiański zaprojektował również meble w Krakowskim Domu Towarzystwa Lekarskiego. Ktoś zwrócił mu uwagę, że krzesła w sali posiedzeń nie są zbyt wygodne, na co Stanisław odpowiedział: „Bo też nie powinny być wygodne. Kiedy krzesła są wygodne, wówczas na posiedzeniach śpią.” Po czym objaśnił z uśmieszkiem, że krzesła są urządzone tak, aby ktoś, kto się zdrzemnie, zsunął się łagodnie na podłogę: do tego zmierza prosty grzbiet, gładkie skórzane siedzenia oraz łukowato zaokrąglona poręcz. Jak to ujął Boy: „Jak zwykle trudno było widzieć, w jakim stopniu mówi poważnie, a w jakim kpi sobie z interlokutora.”
Tumblr media Tumblr media
0 notes
optyka-kultury · 8 years ago
Text
“Marlene “ - A.Kuźniak
Tumblr media
Pierwszą pozycją literacką przeczytaną przeze mnie w 2017 roku jest reportaż o Marlenie Dietrich, którego autorką jest Angelika Kuźniak. 
Chylę czoła przed prawdziwie mrówczą pracą, jaką wykonała pani Kuźniak w cierpliwym poszukiwaniu różnych informacji oraz docieraniu do swoich rozmówców. Niestety mam bardzo poważne zastrzeżenia dotyczące formy tej książki. 
Doskonale rozumiem, iż reportaż z założenia jest specyficznym gatunkiem literackim, natomiast powiedzmy sobie szczerze - ten konkretny reportaż nie jest zbyt dobry.
Można w taki sposób napisać do gazety, natomiast w momencie w którym tekst z (powiedzmy) czterech stron, ma stać się tekstem na prawie dwieście - wypadałoby go jednak nieco poprawić i nadać mu odrobinę literackiego "sznytu". 
Mimo przyjętej chronologii treść jest przedstawiona w dość chaotyczny sposób. Autorka konstruuje bardzo krótkie i proste zdania, często wręcz równoważniki, co nie przeszkadza przy czytaniu stosunkowo krótkiego artykułu w gazecie, ale po stu stronach takiej formuły ma się (przynajmniej ja mam) trochę dosyć.
Założeniem tej książki miało być sportretowanie Marleny jako "niezwykłej kobiety i niezwykłego czasu." To też nie do końca wyszło. Autorka koncertuje się głównie na ostatnich niespełna trzydziestu latach życia artystki.
Zdecydowanie brakuje mi historii Marleny z młodych lat - zamiast tego autorka prezentuje na koniec książki suche i w dużej mierze encyklopedyczne wyliczenie dotyczące życia gwiazdy oraz jej filmografii. 
Dla mnie opisanie schyłku jej kariery i tego, jak sobie z tym faktem nie radziła nie jest równoznaczne z otrzymaniem pełnego obrazu Dietrich, na który liczyłam. Czytelnik dostaje ledwie wycinkowy portrecik upartej oraz starzejącej się gwiazdy, nękanej prawdopodobnie przez nerwicę natręctw, ledwie już funkcjonującej w piekle narzuconego sobie perfekcjonizmu. 
Przebąkiwanie, że to wina wymagającej matki nie do końca jest - uczciwą wobec czytelnika - odpowiedzią na wszystkie pytania. 
Autorka o wiele za mało uwagi poświęca rodzinnemu życiu Marleny i jej skomplikowanej relacji z córką - jest to zaledwie kilka niesatysfakcjonujących wzmianek.
Podsumowując Angelika Kuźniak podaje czytelnikowi na tacy kilka ciekawostek, ale nie wystarcza to, abym z czystym sumieniem mogła polecić tę książkę, jak i zapewne nie wystarczy abym przeczytała ją powtórnie.
4/10
Wyd. Czarne, 2013.
0 notes