nikolaostrzalek-blog
Bez tytułu
2 posts
Don't wanna be here? Send us removal request.
nikolaostrzalek-blog · 6 years ago
Text
Uroda miasta kolorowana street artem
Street art jest sztuką. Sztuką wywołującą skrajne emocje – zarówno te bardziej, jak i te mniej pozytywne. Przez wielu kontrowersje związane z tą dziedziną sztuki są często odbierane, jako przejaw wandalizmu, gdyż są tworzone w miejscach publicznych. Są jednak tacy, dla których ta forma artystycznego wyrazu jest wyjątkowo cenna i szczególnie wartościowa. Sztuka ulicy dziś jest widoczna wszędzie. A powstające sukcesywnie nowe struktury oraz elementy krajobrazu mobilizują artystów do tworzenia kolejnych prac.
Tumblr media
Artyści tworzący street art są owiani swego rodzaju tajemnicą. Są nieoczywiści, ich twórczość jest niedopowiedziana, a ich poczynania nieoficjalne. Mimo to tworzą dzieła na skalę światową. Ich niepowtarzalne style, oryginalność oraz indywidualizm są rozpoznawalne na całym świecie. Sztuka uliczna, jaką właśnie jest street art służy do upiększania przestrzeni miejskiej. W tej dziedzinie nie obowiązują jednak ściśle określone zasady, czy reguły gry. Dzięki niespisanym schematom działania, każdy artysta działa indywidualnie z pełną świadomością twórczą. Street art jest sztuką bardzo nietrwałą i ulotną. Sztuką dynamicznie się rozwijającą. Często nawiązującą do aktualnych wydarzeń natury społecznej, czy też politycznej. Wiele artystów wyraża w ten sposób swoje stanowisko na temat danego zjawiska.
Tumblr media
Wspólnym mianownikiem street artu jest nie tylko narzędzie tworzenia, historia gatunku, ideologia, czy przesłanie. Pomimo odmiennych stylów estetycznych oraz artystycznych, twórczość ta jest ze sobą ściśle powiązana.
Źródła:
http://www.rhij.nl/engels.htm
http://rynekisztuka.pl/2015/03/25/street-art-poczatek/
Autor: Nikola Ostrzałek
0 notes
nikolaostrzalek-blog · 6 years ago
Text
Gra w Graffiti, czyli rozmowa z krakowskim grafficiarzem
Obszerna rozmowa zawierająca wiele ciekawych wątków przeprowadzona z weteranem sceny graffiti stawiającym swoje pierwsze kroki już w latach 90. Być może nie znacie się osobiście, natomiast przechadzając się uliczkami Krakowa na pewno nie raz spotkaliście się z jego twórczością w przestrzeni miejskiej. Dziś jego style są rozpoznawalne oraz cenione.
Na potrzebę wywiadu oraz zachowania anonimowości, imię mojego rozmówcy zostało zmienione.
Nikola Ostrzałek: Wszystko zaczęło się od Takiego183. Jak zatem doszło do tego, że ten rodzaj twórczości artystycznej trafił również do Ciebie? Kto lub co zainspirowało Cię do tworzenia graffiti?
Marcin: Około roku 90. wyjechałem do Francji. Codziennie jeździłem pociągiem do centrum Paryża. Widziałem tam nieznajome dotąd mi formy graficzne w postaci tagów – stylowo napisanych liter – oraz rysunków. Graffiti było w pociągach, na pociągach oraz przy torach kolejowych. Pamiętam, że zawsze siedziałem przyklejony do szyby i obserwowałem to zjawisko. Dzięki temu, że przemierzałem codziennie tę samą trasę, to miałem swoje ulubione obrazki, na które czekałem. Bardzo mocne w tym wszystkim było to, że nikt ze znajomych mi ludzi nie potrafił mi jasno odpowiedzieć na pytanie, co to jest za zjawisko, kto to robi i po co to robi. To wywołało na mnie tak silne wrażenie, że po powrocie do Polski zacząłem rysować podobne rzeczy, podobne litery, ale jednak w dalszym ciągu nie wiedziałem, czym jest ta kultura. Dopiero w roku 95. – gdzie już malowałem coś farbami w sprayu – w Amsterdamie jedna osoba wyjaśniła mi czym jest kultura hip-hop, czym jest graffiti, co to jest crew, co to jest tag. Powiedziała mi o tym, że każdy ma na siebie pomysł, żeby w jakimś stopniu zaistnieć w mieście i dopiero wtedy zacząłem świadomie malować graffiti. Wymyśliłem wówczas swój podpis i zacząłem go pisać w przestrzeni miejskiej.
N.O.: Tworzysz graffiti od lat. Czy dzisiaj łatwiej jest Ci wyrazić siebie, niż na początku swojej artystycznej drogi? Czy życie i doświadczenia z nim związane zmieniły Twoje podejście do tego rodzaju twórczości, albo chociażby zmodyfikowały Twój ówczesny styl?
M.: Styl wyrabia się przez lata. Bywało, że od estetyki wymagałem czegoś innego, potem się to dynamicznie zmieniało. Jestem zaskoczony oglądając zdjęcia z dawnych czasów, ponieważ widać, że na jednym graffiti chciałem bardzo agresywnie malować, na innym zaś się bardzo starałem. Styl generalnie ewoluuje. Poszukujesz go i on rozwija się razem z Tobą. Jeśli chodzi o wyrażanie siebie, to myślę, że czymś innym dla mnie osobiście było graffiti, kiedy ja zaczynałem malować. Wtedy szukałem czegoś takiego jak bunt i niezależność. Poszukiwałem, jako młody człowiek swojej tożsamości, wychowywałem się na punk-rocku i bardzo ważne było dla mnie to, że moje graffiti jest moje i jest niezależne. Nie interesowało mnie, czy to się komuś podoba, czy nie. Nikomu nie mówiłem, że to robię, natomiast widziałem, że inni ludzie to zauważają, gdyż infekowało to tkankę miasta. Bardzo lubiłem to, że nikt z tych ludzi nie miał wpływu na to, gdzie moje graffiti powstanie, kiedy ono powstanie, jakie ono będzie miało rozmiary, jakie będzie miało kolory, czy będzie jeździło na pociągach, czy też będzie na klatkach schodowych. To ja o tym decydowałem. Było to dla mnie satysfakcjonujące w wieku dojrzewania, w okresie buntu, któremu w taki sposób dawałem upust. Aktualnie mam 42 lata i dalej maluję graffiti, tylko na tym etapie swojego życia faktycznie wymagam od graffiti innych rzeczy. W tym momencie jest ono dla mnie czymś w rodzaju wentyla. Uważam, że każdy człowiek powinien mieć jakiś rodzaj wytwórczości. Nie ważne, czy piszesz wiersze do szuflady, czy sobie brzdąkasz na gitarze, czy maluje na płótnie – mi to daje graffiti. Na poziomie społecznym daje mi to poczucie indywidualności, wolność od tego konsumpcyjnego systemu wartości. Na zasadzie, że ja jednak nie zbieram na nową plazmę, nie muszę mieć nowego Audi. Wydaję na farby i niedziele spędzam w taki sposób, że dzielę czas pomiędzy rodzinę, a graffiti. Jest to swego rodzaju sposób wyżycia się, jednocześnie dając upust emocjom nagromadzonym w ciągu tygodnia. Graffiti dla mnie jest bardzo uwalniające. Nikogo nie namawiam do malowania, nie wymagam również, żeby ktoś to rozumiał. W tym kontekście ta niezależność została, ale dla mnie osobiście jest czymś ważnym. W swoim młodzieńczym życiu wiele razy się gubiłem – brałem narkotyki, lądowałem w ośrodkach odwykowych, jednak zawsze jak wychodziłem i musiałem zacząć swoje życie od nowa, to zawsze miałem od czego zacząć i było to właśnie graffiti. Ta tożsamość była bardzo mocno ugruntowana. Brałem udział w kulturze niezależnej. Im dłużej malowałem, tym byłem co raz bardziej – w tym mimo wszystko hermetycznym środowisku – znany i to był dla mnie swego rodzaju sukces. Jeśli przez jakieś wydarzenia masz obniżony poziom wartości, to graffiti daje Ci ten respect od innych, że jednak robisz coś dobrze, robisz coś fajnie. Uważam, że jest to bardzo mocno powiązane z poczuciem własnej wartości. Często, jeśli ludzie są sfrustrowani, bo nie mają kasy, nie mają wykształcenia, trapią ich jakieś problemy natury społecznej, np. brak zaplecza socjalnego, to dzięki graffiti potrafią uzupełnić te deficyty. Myślę, że to właśnie jest wielka siła graffiti. Różnica pomiędzy graffiti, a street artem – street art z definicji jest sztuką, a graffiti jest swego rodzaju przestrzenią, która daje coś innego.
N.O.: Graffiti to nie tylko tagi, wrzuty, czy pryski, to również styl życia. Co wg Ciebie definiuje życie grafficiarza?
M.: Wydaje mi się, że na ten moment prowadzę bardzo normalne życie. Graffiti jest przede wszystkim dodatkiem do życia. Graffiti nie jest jego sensem. Moje prawdziwe funkcje życiowe są takie, że jestem synem mojej matki, ojcem moich dzieci, chłopakiem mojej dziewczyny, pracownikiem swojej firmy, a graffiti to swego rodzaju dodatek. Niektórzy uważają, że grafficiarze powinni chrzanić system. Ja jednak uważam, że nie ma co walczyć z wiatrakami. Być może kiedyś był czas buntu przeciwko systemowi. Tożsamość wówczas była jakby antyspołeczna. Graffiti dojrzewa razem z człowiekiem.
N.O.: „Street art wymaga umiejętności, graffiti wymaga jaj”. Czy rzeczywiście jest tak, że street artowcy kładą szczególny nacisk na estetykę, a grafficiarze najbardziej cenią sobie miejsce powstania wrzuty oraz adrenalinę temu towarzyszącą?
M.: Moim zdaniem dobre graffiti, to nie musi być graffiti nielegalne, czy też graffiti na adrenalinie. W moim rozumieniu graffiti jest grą, a nie sztuką. Ono jest czymś w rodzaju gry społecznej. Grafficiarze grają w grę graffiti i zdobywają w tej grze punkty. Im masz więcej punktów, tym masz większy fame. Nieważne jakie masz tenisówki, nieważne jakie masz płyty w domu, nieważne jaki masz kolor skóry, ile zarabiasz, co robią Twoi rodzice i na jakiej mieszkasz dzielnicy. W tej grze liczy się tak naprawdę tylko to jaki masz pomysł na pisanie swojego imienia w przestrzeni miejskiej. Przeszedłeś przez etap, że miałeś bardzo dużo tagów, że zamalowałeś ileś pociągów, że nachapałeś się adrenaliny. Nagle w pewnym momencie chcesz czegoś więcej. Chcesz od swojego graffiti, żeby ono było naładowane jakimś ładunkiem estetycznym, indywidualnym. Zaczynasz ostrożniej dobierać kolory, bardziej myśleć nad projektami – to wtedy zaczyna być czymś innym. Uważam, że dobre graffiti, to takie, które w konsekwencji przejścia przez te różne etapy jest bardzo indywidualne, charakterystyczne i przede wszystkim oryginalne. Są pewne kanony, których się trzymamy w graffiti, ale każdy powinien dopracować swoją pracę, jak i styl swojego graffiti do tego stopnia, aby było ono indywidualne i wtedy gra jest wygrana. Uważam, że dobre graffiti, to graffiti stylowe. Stylu nie da się kupić za żadne pieniądze. Styl trzeba wypracować i zazwyczaj zajmuje to kilka lat.
N.O.: Czy indywidualnym można być również należąc do Graffiti Crew? I czy będąc zdeklarowanym członkiem grupy obowiązuje niespisany kodeks, do którego należy się podporządkowywać?
M.: Oczywiście, że można być indywidualnym należąc do Crew. Moc i siła graffiti to wolność. Tutaj nikt nikomu nic nie narzuca. Oczywiście, są ekipy, które łączą się ze sobą, bo podobnie myślą i koncentrują się tylko i wyłącznie na malowaniu pociągów, albo tylko na robieniu systemów, czy robieniu miasta. Uważam, że bardzo fajne jest, jeżeli ekipa, która ze sobą maluje ma na siebie wzajemny wpływ estetyczny. Mam na myśli, że widać, że ekipa maluje ze sobą od lat i nawzajem się inspiruje.
N.O.: Czy robiąc tagi w innych miastach, czy krajach kontaktujesz się wcześniej z tamtejszymi grafficiarzami w celu wskazania przez nich najlepszych miejscówek? Czy jednak w Twoim mniemaniu jest to przejaw charakterystyczny dla toyów z którym Ty się nie utożsamiasz?
M.: Jadąc do innego miasta raczej nie kontaktuję się z innymi grafficiarzami. Nigdy nie uważałem się za typowego turystę graffiti. Nie jeżdżę gdzieś specjalnie, żeby coś namalować. Generalnie ruszam się po Europie, zwiedzam miasta. W związku z tym biorę farby i maluję. Tam gdzie mieszkam zawsze maluję. Jeżeli pomalowałem pociąg w Holandii, tzn., że akurat byłem w Holandii, jeżeli pomalowałem pociąg w Berlinie, tzn., że akurat tam byłem. Po latach malowania, to nie jest nic trudnego. Jeśli gdzieś się włóczę po obcym mieście, to bardzo lubię mieć ze sobą coś do pisania i się podpisywać. Nie korzystam raczej z przewodników ludzi.
N.O.: Graffiti przez wielu jest rozumiane jako przejaw wandalizmu. W Polsce jak i zapewne w innych krajach za przyłapanie podczas tego niecnego procederu grozi kara grzywny, czy nawet więzienie. Jednym z najniebezpieczniejszych w Europie rejonów, jeśli chodzi o tworzenie sztuki graffiti jest Katania oraz Sycylia. Grafficiarze przyłapani na tagowaniu w tych miejscach ryzykują połamaniem rąk. Zaryzykowałbyś? A może już to zrobiłeś?
M.: Jeśli chodzi o Katanię, to nie uważam, aby było to trudne miejsce do pomalowania. Byłem, malowałem i nie wiązało się to z większymi trudnościami. Powiedziałbym nawet, że było łatwo i przyjemnie. Jeśli chodzi jednak o sytuację w Katanii, to rzeczywiście jest tam tak, że system metra należy do mafii. We Włoszech graffiti nie jest bardzo karane, ich to po prostu – delikatnie ujmując – denerwuje. Jak najbardziej zgadzam się ze stwierdzeniem, że graffiti jest przez wielu traktowane, jako akt wandalizmu. Moim zdaniem nawet najpiękniejsze graffiti zrobione bez zgody właściciela jest działaniem przeciwko mieniu. Sztuka jest dobra dla twórcy i dla odbiorcy. Nie ma nic dobrego w zamalowanych oknach pociągu, czy zniszczonych kamienicach. Tutaj się nie upieram, że to jest sztuka. To jest jednak ta gra.
N.O.: Obrazy urozmaicające otoczenie możemy spotkać w różnych zakątkach świata. W Lizbonie, San Francisco, w Łodzi, czy na Kreuzbergu. Czy jest na świecie takie miejsce, które miałeś okazję odwiedzić – i oznaczyć – albo w którym po prostu jesteś zakochany mimo, iż jeszcze nie miałeś okazji tam być?
M.: Bardzo chciałbym pomalować Nowy Jork. Nigdy tam jeszcze nie byłem. Natomiast bardzo inspiruje mnie Berlin, a dokładniej Kreuzberg.
N.O.: Domniemam, iż każda z akcji dostarcza innego rodzaju emocji, wrażeń i stopnia adrenaliny. Czy misje te można w ogóle kategoryzować? Jeśli tak, to co wybierasz – wypad na yard, czy jam?
M.: Uważam, że są to dwa rodzaje różnych emocji, gdzie każda z nich jest bardzo ważna. Na yardzie bardzo wyczuwalny jest moment  - jesteś tu i teraz. Przychodzisz na yard, denerwujesz się, że Cię złapią. Wiesz, że robisz coś nielegalnego, wiesz, że mogą być tego konsekwencje. Natomiast czujesz napięcie w trakcji, zapach smaru na yardzie. W momencie, kiedy zaczynasz malować, serce Ci wali i wtedy tak naprawdę czujesz, że robisz to tu i teraz. Skupiasz się na kontrolowaniu farby, dobieraniu kolorów. Magicznym momentem dla mnie jest jam. Różni ludzie, z różnych zakątków świata spotykają się i malują swoje litery, robią swój styl. To jest coś bardzo nieuchwytnego. Nigdzie indziej tego nie spotkałem. W żadnym muzeum, czy teatrze. Jam dla mnie, jako dla twórcy graffiti jest czymś magicznym. Lubię przyjechać na jam, gdyż jest to inny rodzaj emocji. Lubię przebywać z tymi ludźmi. Czasami odejść od swojego rysunku i popatrzeć jak oni wykonują swoje prace, jakie im towarzyszą emocje. Wtedy czujesz miłość do tego co robisz.
N.O.: Jak według Ciebie odróżnić kiepską sztukę od tej dobrej?
M.: Dobra sztuka musi być dobra i dla twórcy i dla odbiorcy. Musi być w niej zawarte swego rodzaju rzemiosło artystyczne, warsztat, kunszt oraz umiejętności. Sztuka powinna w pewien sposób zaskakiwać odbiorców. Tak, aby odbiorca poczuł emocje podczas oglądania i obcowania z nią.
N.O.: Wczoraj i dziś– co było dla Ciebie największą przeszkodą w tworzeniu graffiti kiedyś, a co jest nią dziś?
M.: Myślę, że kiedyś – jak byłem młody – największą przeszkodą był dla mnie dostęp do farb, czyli związane z tym koszty, kupowanie kliszy, wywoływanie kliszy, a później ich wywoływanie na papier. Wszystko kosztowało. Uważam, że to miało swoje dobre i złe strony. Musiałem poświęcić fajki, czy pójście do klubu. Mało tego, czas spędzałem siedząc na peronie i czekając na pociągi. Musiałem poświęcić czas, żeby zrobić zdjęcia, później poświęcić pieniądze, żeby je wywołać. To zajmowało mi dwa tygodnie – 36 klatek. Później musiałem ją rozwinąć i zadecydować, które z tych klatek są dla mnie najważniejsze. Musiałem zastanowić się co wydarzyło się przez te dwa tygodnie oraz które wywołam zdjęcia. Kiedy jechałem do innego grafficiarza, a on otwierał pudełko po butach, w którym były zdjęcia, wtedy wiedziałem, że jest on wiarygodny i prawdziwy. Od razu czułem do niego szacunek i respect, gdyż wiedziałem, że on – tak jak ja – poświęcił swoje pieniądze, swój czas i że nie robi tego dla żartów, czy dla mody. Tylko w tym co robi jest po prostu autentyczny. Sądzę, że poniekąd dlatego u mnie graffiti przetrwało. Poświęciłem bardzo dużo energii, pracy oraz emocji dla graffiti za młodu i do dnia dzisiejszego ono mi towarzyszy dając mi bardzo dużo radości. Dzisiaj mniej wymagam adrenaliny. Czasami zdarza mi się namalować coś nielegalnie, czy się podpisać. Takie są jednak korzenie graffiti, stąd to się wzięło. Dziś największą przeszkodą jest dla mnie wolny czas. Zdarza się, że ciężko jest zorganizować taki moment, gdzie jesteś wypoczęty i idziesz sobie pomalować. Generalnie staram się, dbam o to, żeby tak organizować swoje życie, żeby znaleźć lukę na graffiti. Udaje mi się to i jestem z tego bardzo zadowolony. Uważam, że bardzo dobre w graffiti jest to, że jest ono kolektywne. Wchodzisz w relację z ludźmi, z innymi grafficiarzami. Ja maluję dla nich, oni malują dla mnie. Jesteśmy na tyle hermetycznym środowiskiem, że wzajemnie na siebie oddziałujemy.
N.O.: Jesteś Kingiem?
M.: Sądzę, że nikt z siebie nie powinien robić kinga. To środowisko robi z Ciebie kinga. To ich należy zapytać, czy nim jestem. Jeżeli ja uważam kogoś za kinga, to jest to dla mnie ktoś taki, kto przeszedł przez różne etapy graffiti. Kto potrafi zrobić miasto, kto potrafi zrobić srebro (w trudnym miejscu w mieście napisane Twoje litery; srebrne, duże, bomba, blockbuster), kto potrafi zrobić pociąg, kto istniał na linii, kto potrafi zrobić burnera, wildstyle, bubble style i jest dobry w różnych stylach i technikach. Ten kto przeszedł przez te wszystkie etapy dla mnie jest kingiem. Przede wszystkim ten kto szanuje innych nim jest. Toyem jest ten kto używa graffiti do tego, aby gardzić innymi ludźmi. Graffiti jest swego rodzaju narzędziem po to, aby szanować innych ludzi. Uważam, że dzięki temu, że mam graffiti, jestem lepszy dla moich dzieci, jestem lepszy w pracy. Nie mam żadnych ciśnień, napięć. Potrafię dawać im upust przez co jestem lepszym człowiekiem.
Graffiti istnieje w różnych przestrzeniach miejskich. Innymi prawami rządzi się ono na liniach kolejowych, innymi prawami rządzi się na hall of fame, innymi na mieście. Graffiti działa w świecie rzeczywistym. Jesteś – istniejesz. Graffiti jest bardzo autentyczne i prawdziwe. Trzeba działać na bieżąco, aby egzystować w tym świecie. Należy poświęcać swój czas, energię i pieniądze, a czasami nawet wolność, czy spokój ducha, żeby dalej być w grze.
Legenda:
Tag – grafficiarski podpis
Wrzut – szybko wykonane graffiti, najczęściej dwukolorowe
Prysk – graffiti
Toy – amator, początkujący graficiarz
King – znany i szanowany w środowisku graficiarz
Wypad na yard – wyjście na akcję, której celem jest malowanie pociągów
Jam – akcja, w której legalnie maluje się ściany specjalnie przeznaczone pod graffiti
Akcja/Misja – wypad w wybrane miejsce w celu zostawienia graffiti
Autor: Nikola Ostrzałek
1 note · View note