Don't wanna be here? Send us removal request.
Video
ATELIER APERTO DI VENEZIA - Silvano Gosparini
Wkrótce wywiad i foty.
0 notes
Text
Zapomniany artysta: Tomasz Nowak
Arek Rynkowski | 11.05.2018
„ ...ja chcę być sobą. Chcę pokazać siebie. Przedstawić swoje odczucia, swoje emocje.., które czasami są dla mnie ciężkie do opanowania”.
To artysta który w swojej sztuce ceni swój własny styl i to co czuje. Dla pana Tomasz nie jest istotne czy ktoś go pamięta czy nie. Istotą jest to, że może tworzyć. Pochodzi z Konar – podkrakowskiej niedużej malowniczej wsi. Jest absolwentem Akademii Sztuk Pięknych oraz Uniwersytetu Pedagogicznego w Krakowie. Dyplom z rzeźby uzyskał u Prof. Małgorzaty Olkuskiej a dyplom z malarstwa u prof. Teresy KrakowskiejRzepeckiej. Jeszcze kilka lat temu jego prace można było zobaczyć na kilkudziesięciu wystawach zbiorowych i indywidualnych. Dzisiaj odpoczywa, szuka inspiracji i czeka na czas kiedy znowu zacznie malować i rzeźbić z natchnieniem jak wcześniej… Troszkę zapomniany próbuje tworzyć w swojej pracowni w Sieprawiu pod Krakowem. Tam go znalazłem i tam udało mi się przeprowadzić z Nim rozmowę o Jego twórczości
“Kobieta w naturze”.
AR:Od kiedy zaczęła się pana przygoda z malarstwem?
TN: Od dziecka malowałem. Jeśli chodzi o rysunek to od dziecka przerysowywałem różne postacie historyczne ołówkiem. Całkiem nieźle mi to wychodziło, łapałem te podobieństwa…
AR: To naprawdę wcześnie. A później w okresie szkolnym , po szkole kontynuował pan swoją pasję?
TN:Po szkole podstawowej nie wiedziałem gdzie mam iść i nie mogłem się za bardzo zdecydować co robić… wybrałem szkołę zawodową i ukończyłem szkołę w zawodzie elektryka. Ukończyłem maturę jako elektromechanik no i potem jakiś czas zastanawiałem się co mam dalej robić po tej szkole po maturze, no i wybrałem bardziej AGH bardziej technicznie wydział menadżerski. No ale niestety pochodziłem tam pół roku i przerwałem te studia i po paru latach pomyślałem , że jeśli kiedykolwiek wrócę na studia to tylko o kierunku artystycznym… Dwa trzy razy zdawałem na Akademię Sztuk Pięknych na rzeźbiarstwo ale niestety nie dostałem się. Byli bardzie zdolniejsi ode mnie - no tak czasem bywa… Musiałem wybrać malarstwo. Na początku malowałem nawet na kartonach, na dyktach. Potrafiłem namalować dwa trzy obrazy w jeden dzień. Jakoś mi to szło. Po następnych kilku latach postanowiłem spróbować jeszcze raz i trafiłem na Dawną Akademię Pedagogiczną obecnie Uniwersytet Pedagogiczny. Tam był wtedy wydział edukacji artystycznej i po prostu moje marzenia się zrealizowały . Tam się pojawiła pani profesor Małgorzata Olkuska która prowadziła tam pracownia rzeźby no i postanowiłem zrobić dyplom w tym kierunku. Moja praca dyplomowa była u pani profesor Olkuskiej w postaci antropomorficznej tak jak ta rzeźba to moja praca dyplomowa - jest Aniołem. A druga rzeźba to serce tego Anioła.
Rzeźba :Anioł
“Jego serce”
AR: „Anioł i jego serce” to dwie rzeźby.
TN: Mieliśmy bardzo dużo warsztatów i zajęć z ślusarstwa i spawania z metalurgii i wykorzystałem te swoje umiejętności czysto fachowe i przeniosłem to na sztukę. Miałem całą serię takich rzeźb ale te dwie mam jeszcze w domu. Ta rzeźba powstała w dość krótkim czasie bo w pół roku można powiedzieć. Za tą rzeźbę dostałem bardzo dobry i nie kto inny a profesor Moskała powiedział , że to jest bardzo dobra rzeźba. A on był bardzo surowym profesorem. I jednak poczułem, że nic innego tylko ta rzeźba jest jakimś tam moim powołaniem. Najpierw powstał „Anioł” a później „Jego serce”. No bo jak Anioł bez serca?
AR: Skąd czerpał pan inspirację do tworzenia?
TN: Skąd czerpałem swoje pomysły? Wzorowałem się na największych twórcach artystycznych Świata takich jak Michał Anioł czy Picasso. Tego drugiego na przykład, nie interesowało portret czy przedstawienie czegoś postaci czy obrazu w sposób naturalistyczny. On drążył temat w stronę metafizyczną. Picasso jest w ogóle ikoną malarstwa i całej sztuki – tak myślę...tak jak Salvatore Dali – tak uważam. Oni byli pierwszymi malarzami takimi, których jakby ostatnie lata twórczości sięgały metafizyki. Tak jak ostatnie obrazy Salvatore Dali – to mnie zawsze zachwycało. Nie umiałem jeszcze za dobrze malować , ale miałem już swoich mentorów artystycznych… Zachwycałem się również Polskim malarzami , takimi jak Matejko , który jest niedoścignionym wzorem w malarstwie historycznym i w ogóle malarstwie naturalistycznym. Później zwróciłem uwagę na Wyspiańskiego...na jego witraże Boga Ojca w kościele Franciszkanów w Krakowie. Dzisiaj to o prawie cały Świat już zna to przedstawienie Wyspiańskiego.
AR: Co pan wyraża poprzez swoje malarstwo?
TN: Wyrażam chwilowe odczucia i ekspresję , może jest siermiężne. Nie jestem subtelny w tym malarstwie ale chce być sobą. Wiadomo, że jest dużo malarzy świetnych ale ja nie chcę iść w czyiś styl - chce być sobą. Przecież każdy artysta taki prawdziwy ma swój styl. Nie ma dwóch malarzy takich samych na świecie. Każdy jest sobą w malarstwie. W malarstwie wychodzi szczerość człowieka. Co innego są kopie a co innego własne malarstwo, twórczość , to trochę inna dziedzina. Dzisiaj mniej ludzi zwraca uwagę na sztukę. Dzisiaj wszyscy oglądają reklamy, czy chcą czy nie . Najczęściej mówią – jaka ta reklama jest głupia ale i tak ją oglądają. Dzisiaj sztuka stała się reklamą. Reklama jest częścią naszego życia.
AR: Kilka pana obrazów tworzą koła lub kwadraty – skąd pomysł na nie? Co przedstawiają?
TN: Są po prostu zapełniaczem tła. Ona obrazują abstrakcję. Przełamuję schemat.
AR: Czy nie jest tak, że to co jest w panu gdzieś głęboko w ��rodku.., przenosi pan to na obraz lub rzeźbę?
TN: Czasami się to udaje… Wie pan, ja chcę być sobą. Chcę pokazać siebie. Przedstawić swoje odczucia, swoje emocje. Które czasami są dla mnie ciężkie do opanowania. Dlatego chce to przedstawić w sztuce. Ludzie są subtelni. Potrafią odczytać emocje w obrazach czy rzeźbach. To zależy od tego co człowiek widzi… Czy ktoś odnajduje coś w danym dziele które zobaczy, czy odczytuje na nowo siebie… Tak mi się wydaje…
“Kółka”
AR: To w malarstwie. A w rzeźbie co było dla pana natchnieniem?
TN: Tak naprawdę to Wyspiański miał na mnie bardzo duży wpływ. Również i w rzeźbie. To mnie inspirowało.., nakręcało… Do rzeźby trzeba mieć motywację. Ja ją skądś nabyłem . Miałem ją w sobie . Nakręcały mnie historię takie jak...pamiętam , że był taki rumuński rzeźbiarz... Constantin Brâncuși. Miał taką motywację do pracy, do tworzenia.., żeby On mógł rzeźbić w tamtym czasie to co chciał... to na nogach przeszedł przez całą Europę z Rumunii aż do Francji...do Paryża, żeby tam rzeźbić. Taką miał motywację. Swoje prace realizował w odlewie w brązie , to już były większe przedstawienia takie . Ja kupowałem książki i albumy. Czytałem, oglądałem, podpatrywałem jak Ci wielcy znani lub mało znani artyści...jak oni to rzeźbili . Najwięcej nauczyłem się od swoich profesorów na Akademii. Oni nie tylko uczyli nas samego rzemiosła artystycznego... ale też postawy jakby.., tej życiowej przede wszystkim.., do ludzi a potem sztuki.
AR: Jakie są pana rzeźby?
TN: W swoich rzeźbach powracam do tej sztuki ludowej , który zaszczepił we mnie znany artysta ze Świątnik Górnych Zdzisław Słonina. Zaszczepił we mnie miłość do sztuki sakralnej. Dzisiaj rzeźbie bardzie zimą niż latem bo jest więcej czasu. Obrazy zeszły na drugi plan. Musze się zająć prozaicznymi czynnościami dnia codziennego. Na razie nie maluje. Zbieram siły do tego żeby malować. Coś tam dłubię w pracowni.
Tomasz Nowak. “Pracownia”.
AR: Czy ma pan jakieś projekty , które chciałby pan zrealizować? Wyrzeźbić? TN: Chciałbym dalej rzeźbić w drzewie lipowym , wdrożyć się bardziej w sztuce sakralnej. To mnie fascynuje . W rzeźbie to oddzielne motywy religijne. A moim marzeniem jest wyrzeźbić całą Drogę Krzyżową w drzewie lipowym. Całe czternaście stacji. Jeszcze tego po prostu nie zrealizowałem, ani nie było czasu, później była praca, pracowałem w różnych zawodach , jako cukiernik, jako kierowca i nie zawsze był czas żeby rzeźbić. To jest moje marzenie, z którym chodzę od dłuższego czasu po prostu.
AR: To będzie czternaście stacji Pana Jezusa? Czy to będzie pana droga krzyżowa?
TN: …Jedno i drugie tam mi się wydaje. Chyba połączę jedno i drugie. Ale będzie to raczej droga krzyżowa Pana Jezusa, bo On tę drogę krzyżową przeszedł a teraz tą drogą idzie każdy z nas.
“Figurki z drzewa lipowego”
AR: Czy będzie pan rzeźbił w metalu.
TN: Myślę, że jak znajdę trochę więcej czasu to kiedyś do tego powrócę. Odlewów jeszcze nie robiłem nigdy tylko rzeźby spawane. Taka rzeźba jest bardziej awangardowa. Może jak będzie większe zapotrzebowanie to powrócę do tego. Dzisiaj bardziej klasycznie. Rzeźba z drzewa lipowego jest cieplejsza i pasuje bardziej do domu.. Ta z metalu może jest bardziej kameralna ale nie pasuje do domu tylko do nowoczesnych przestrzeni. Bardziej się komponuje na niwie natury czy w przestrzennym mieście. Tylko w rzeźbie spawanej jest ta wada , że takie działa nie mogą być długo na zewnątrz ponieważ rdzewieją. Nadają się pod dach i do nowoczesnej przestrzeni. Dlatego drewniane figurki są wdzięczniejsze bo nadają się do domu czy do użytku prywatnego.
AR: W Kościele w Libertowie znajduje duża figura Chrystusa , którą pan wykonał.
TN: No myślę, że to taka wdzięczność za talent za dar. Mogę wyrażać wdzięczność Bogu, za to, że wokół mnie są ludzie których kocham , że mnie kochają rozumieją, że mogę tworzyć. Jestem człowiekiem wierzącym nie ukrywam tego i mogę cieszyć się życiem takim jakie ono jest.
AR: Kiedy ostatni raz wystawiał pan swoje obrazy lub rzeźby?
TN: Ostatnią wystawę miałem dwa lata temu. Dwa lata to okres już dość duży, no ale mam teraz inne obowiązki . Wspólnie z żona wychowujemy dziecko. Zajmujemy się agroturystyką więc jest trochę pracy bardziej rodzinnej , domowej. I ciągle brakuje mi czasu. Coś tam rzeźbię obecnie...ale bardzo mało. Może za jakiś czas….Myślałem , żeby za jakiś czas wystawiać te obrazy i rzeźby w muzeum archidiecezjalnym...Jestem po wstępnych rozmowach już z księdzem dyrektorem.
AR:Co pan zamierza w najbliższym czasie?
TN: Może jeszcze wrócę do malarstwa za jakiś czas. Ale na ten moment rzeźbię i nie ukrywam , że bardziej się spełniam i bardziej to czuję.
Wystawy Tomasza Nowaka:
Indywidualne:
1. Listopad 1999-MOK w Myślenicach - malarstwo i rzeźba
2. Lipiec 2000-MOK w Proszowicach - malarstwo sakralne
3. Czerwiec 2002 - GOK w Mogilanach - Anioły
4. Październik 2002 - MOK w Świątnikach Górnych -"Mieszkańcy niebios"
5. Kwiecień 2004 - Centrum Sztuki Solway w Krakowie - malarstwo
7. Marzec 2005 - Galeria Lemellich w Krakowie - malarstwo i rzeźba
8. Czerwiec 2016 - MOK w Myślenicach - malarstwo i rzeźba
Zbiorowe:
1. Październik 1997 - MOK w Myślenicach"-"Praca i piękno"
2. Czerwiec 2000 – Dobczyce - Kapliczka na przełomie tysiącleci
3. Styczeń 2001 ŚOK w Krakowie - grafika
4. Wrzesień 2002 - Instytut Jana Pawła II w Krakowie
5. Grudzień 2002 - MOK w Myślenicach -"Praca i piękno"
6. Grudzień 2003 - MOK w Nowym Targu - Wystawa Twórczości Plastycznej
7. Marzec 2004 - MOK w Świątnikach Górnych - malarstwo i rzeźba
“Geometria w Abstrakcji”
“Matka Boża Abstrakcyjna”
0 notes
Text
Jak przetrwać w erze konsumpcjonizmu.
Często zastanawiamy się nad swoim pomysłem biznesowym. Myślimy sobie ...fajnie by było mieć swój własny biznes...zarabiać pieniądze, żyć na luzie i nie myśleć o zmartwieniach dnia powszedniego. Ale jak to zrobić, skoro wokoło nas wszystko już jest. Jak nie stracić zainwestowanych pieniędzy i komu sprzedawać własne produkty? Jak utrzymać się na rynku? Jak wyróżniać się pośród innych? Jak budować markę własnego biznesu? Do kogo kierować i dla kogo produkować? I w końcu, po co nam to wszystko? Po co to robimy? W pewnym momencie stajemy się klientami. Jakimi jesteśmy klientami? Czy jesteśmy już tak konsumpcyjnie nastawieni do życia, że nie zwracamy uwagi na to co kupujemy, czy kupujemy dla samego kupowania. Czy może kupujemy po to, żeby lepiej się poczuć? Czy jesteśmy manipulowani nieświadomie wydając swoje własne pieniądze.
Odpowiadając na te pytania poprosiłem o rozmowę Renatę i Grześka Podlasek, właścicieli marki Naturlanie...Podlasek.
Renata i Grzegorz to właściciele niedużego rodzinnego biznesu o pięknych tradycjach rodzinnych, sięgających dziesiątek lat wstecz. Wraz z rodzicami działają na rynku odzieżowym od 27 lat. Dokładnie rok temu rodzice przekazali kierowanie swoim biznesem na ręce młodszego pokolenia. Renata i Grzesiek postawili na nowe technologie i nowoczesne narzędzia sprzedaży, dzięki którym mogą rozwinąć działalność i ułatwić sobie pracę. Jako młodzi ludzie nie myśleli o tym, że w przyszłości będą pielęgnować biznes, który rozpoczęli ich dziadkowie. Zdecydowało życie i codzienna praca przynosząca dużo radości i satysfakcji.
Od kogo wszystko się zaczęło?
Grzegorz: Wszystko zaczęło się około 30 lat temu. Rodzice najpierw handlowali na Rynku krakowskim w Kamienicy Pod Krukami. Kiedyś tam tak było... a w 1990 roku zaczęli prowadzić własne stoisko w domu towarowym Centrum. Sklep na Wiślnej 9 powstał dwa lata później. Rodzice wywodzą się z rodzin krawiecko - handlowych. Mama mojego taty, czyli babcia prowadziła salon mody we Lwowie, kiedy była jeszcze panną. Te korzenie od strony mamy - to mój dziadek Ferdynand - był krawcem. Jako Mistrz krawiectwa prowadził własny zakład a podczas wojny szył mundury dla oficerów, co w tamtych czasach było sporym wyróżnieniem.
To był zalążek do tego wszystkiego?
Grzegorz: Dokładnie. Rodzice zaczęli sprzedawać odzież zaprojektowaną przez polskich projektantów mody. Sklep liczył się na rynku, ponieważ przyciągał swoimi oryginalnymi trendami i niepowtarzalnym klimatem. Styl ten zaczął zauważać świat aktorów, piosenkarzy i artystów krakowskich. Można się było ubrać inaczej, niż w ogólnodostępnych sklepach, których było bardzo mało. Nie było jeszcze galerii handlowych. To były lata 90 , pamiętam mieliśmy jeszcze naklejkę Cotton Club na sklepie z którym jako pierwsi współpracowaliśmy w tamtym czasie. A wiesz , że w tym miejscu był kiedyś warzywniak?
Czyli już wtedy sprzedawane były w tym miejscu naturalne produkty?
Grzegorz; Tak , też była tam natura… Starsze osoby, które przychodziły do nas śmiały się i wspominały o tym warzywniaku. W 1992 zacząłem pracować z rodzicami. Początki sklepu były fajne i interesujące, przychodziły gwiazdy, poeci i aktorzy. Pamiętam , jak przychodził do nas Czesław Miłosz wraz z żoną . Kiedy Jego żona wychodziła z przymierzalni ubrana w nową bluzkę - on siedział cierpliwie czytając ówczesną Politykę...Podchodziła do Niego a On obniżał troszeczkę gazetę i mówił; „pięknie wyglądasz kochanie.” To było naprawdę fajne i miłe a czasem śmieszne. Odwiedzała nas większość aktorów Teatru Starego, jak np. Anna Dymna, Jerzy Trela, czy Krzysztof Globisz, muzycy z Filharmonii, prawie cała Piwnica pod Baranami. Do końca nasza klientką była Anna Szałapak do momentu jej ciężkiej choroby. Wszyscy zawsze coś dla siebie znaleźli.
To barwny klient który przychodził do Was
Grzegorz: Ten klient nas promował. To jest klient dzięki któremu jesteśmy jeszcze na rynku. Nie ma drugiego sklepu na Rynku w Krakowie z takim przebiegiem lat. Może znajdziemy jakieś pojedyncze sklepy o takiej tradycji ale to tylko kilka sztuk i zupełnie z innym asortymentem.
Skąd pomysł na nazwę sklepu?
Renata: na początku było nazwisko Podlasek. Słowo „Naturalnie” to był taki pomysł...niedomówienie… „Naturalnie” i trzy kropki...że naturalne rzeczy kupisz i naturalnie że tutaj , u nas. Nie gdzie indziej. Naturlanie, że tu. Chcieliśmy się zawsze odróżniać od innych sklepów. To był nasz slogan reklamowy na początku. A kiedy zaczęliśmy tworzyć własne kolekcje to powstała nazwa „Naturalnie … Podlasek”. Używamy też skrótu „NP”.
Jak radziliście sobie z konkurencją.
Renata: jak ktoś chciał sobie kupić dżinsy, to szedł ubrać się na tandecie.
Grzegorz: nie mieliśmy konkurencji. Były sklepy które oferowały jakieś podobne produkty – ciuchy, ale się zamykały. My mieliśmy inny produkt. Takie produkty trzeba było umieć sprzedać. Tutaj moja mama jest dobrym przykładem takiego dobrego sprzedawcy. Bardzo indywidualnie podchodziła do każdego klienta.
Renata: Mama każdego klienta potrafiła opisać, każdego pamiętała. I co jest nieprawdopodobne, pamiętała co ten klient miał w garderobie. Zawsze mówiła :”to już pani kupiła, a to już pani ma, więc to pani będzie jeszcze pasować”...
Sklep do tej pory jest miejscem, do którego wchodzi się porozmawiać. Rzadko wchodzą ludzie bezimienni tacy...jak do sieciowych sklepów, gdzie człowiek wchodzi i chce sobie 15 minut posiedzieć. Do nas ludzie wchodzą i chcą sobie porozmawiać : o sobie, o dzieciach, pokazują nam zdjęcia a czasem opowiadają swoje historie. I stąd jest tak, że dzisiaj przychodzą do nas pokolenia, babcie z wnuczkami, ich córki z wnuczkami i myślę, że kiedyś ich wnuczki przyjdą do nas też z własnymi dziećmi. To pokolenia klientek.
Czyli udało się przetrwać na rynku ?
Grzegorz; No tak. W tej chwili to już jest walka o tego klienta. Nie ma już tak jak kiedyś. Teraz musimy wykorzystywać nowoczesne metody sprzedaży i wychodzić naprzeciw klientom.
Renata: nas wyróżnia to, że teraz produkujemy sami. Na początku sprzedawaliśmy produkty firm związanych z Cotton Clubem. A od wielu już lat mamy własny produkt i własną markę.
Jak zaczęliście produkować własne produkty i budować markę;
Renata; zaczęliśmy od lnianych szali, które były malowane. Było zainteresowanie, więc skoro malujemy szale, to spróbujmy na bluzkach i na sukienkach.
Grzegorz; tak to się bardzo podobało. Ja który nie umie malować, malowałem z jednej strony a żona z drugiej strony. To były nasze początki naszych ciuchów i naszej marki.
Renata; Do tego powstały naszyjniki. Mama bardzo lubiła przyozdobione manekiny na wystawie, tak, żeby każdy element pasował do całości. Tak więc najpierw wieszaliśmy naszyjniki, które sama zrobiłam. Pamiętam, że ten co wtedy powiesiłam na manekinie zrobiłam z bursztynów, tak bardzo spodobał się klientom, że posypały się kolejne zamówienia. I tak już zostało. Nadal robimy biżuterię ale pod własną marką.
Wasze stylizacje nie są standardowe:
Renata; - po to wymyślamy, żeby nie były to rzeczy na jeden sezon. „Moda przemija styl pozostaje” – mówiła Coco Chanel . My tworzymy styl. On jest nie banalny. Staramy się robić rzeczy takie, w które chcą się ubrać kobiety. Które chcą odważnie zaistnieć i nie boją się kolorów. Są rzeczy takie, które są mniej krzykliwe, dla kobiet skrytych ale lubiących nosić rzeczy oryginalne – niepowtarzające się lub rzadko spotykane. Chcemy aby każda kobieta w naszych ciuchach poczuła się wyjątkowo, wiedząc i mając świadomość, że ma na sobie unikatowy ciuch...
Wspomniałaś, że przychodzą do Was klienci, żeby porozmawiać, opowiadają Wam o swoim życiu...czy to nie jest tak, że to oni stają się inspiracją dla was?
Renata: Na pewno! Nasi klienci inspirują nas bardzo. Pomysły czerpiemy z tego co Cię otacza. To co robimy to z myślą o tym dla kogo to ma być.
Trafiacie do klientów w sposób bardzo subtelny. Czy te produkty mają w sobie coś innowacyjnego?
Grzesiek: Czy są innowacyjne? - są ponadczasowe. Są na tyle uniwersalne, że założy je młoda i starsza osoba i wszyscy będą się w tym dobrze czuć. Balansujemy, szukamy złotego środka, chcemy aby nasze fasony, które wymyślamy były na tyle uniwersalne, żeby każdy mógł znaleźć coś dla siebie. Od 10 lat współpracujemy ze Stanami Zjednoczonymi, gdzie tam są duże rozmiary i przerabiamy często z mniejszych na większe. Rzadko powtarzamy wzory, raczej na specjalne zamówienia. Pojawia się po kilka lub kilkanaście sztuk, co daje klientom atrakcyjną oryginalność. Ostatnie nasze pomysły: z małych kilkudziesięciu elementów krawcowe zszywają prawdziwe dzieła sztuki – to żmudna praca. Dziewczyny pracujące w sklepie mając pierwszy kontakt z klientem, poniekąd też uczestniczą w tworzeniu naszego stylu.
No właśnie. Od kilku miesięcy wasz sklep promują dwie twarze modelek. Zdjęcia z nimi można zobaczyć na facebooku oraz na stronie sklepu www.npstyle.pl
Czy te dziewczyny też wiedzą co klientki mają w garderobach?
Grzesiek : tak, One kontynuują tą tradycję rozmowy z klientem. U nas pracownik nie jest pracownikiem takim etatowym na miesiąc na dwa lub trzy. Tworzymy firmę rodzinną. Pracując u nas czują się jak w rodzinie. To nie jest zwykła sprzedaż. Sprzedawca musi mieć umiejętność słuchania i rozmawiania z klientem. Do naszego sklepu przychodzą klienci, których należy ubrać. Dziewczyny stały się osobistymi stylistkami klientów. Nierzadko jest tak, że przychodzi klientka i mówi; „proszę mnie ubrać. Dziewczyny muszą ocenić jak komuś coś dopasować. To nie jest łatwa praca. A jeszcze trudniej znaleźć takiego pracownika. Tworzymy zgraną grupę a dziewczyny stały się twarzami naszej marki.
Czy szyjecie i projektujecie ubrania indywidualnie pod klienta?
Renata: tak dopasowujemy się do klienta. To nie jest szycie na miarę, ale dopasowujemy ciuchy pod konkretną osobą. To jest u nas nowość. I tutaj jesteśmy innowacyjni, ponieważ wprowadziliśmy dopasowanie ubrania do wielkości klienta. Czyli jeśli trzeba skrócić o 10 cm – skracamy, jeśli poszerzyć – poszerzamy. Wychodzimy na przeciw klientom.
Staramy się być elastyczni. To nas utrzymuje na rynku.
Jak się utrzymujecie na rynku w obecnym czasie?
Grzegorz:No właśnie elastyczność, indywidualne podejście do klienta, radość z tego, że klienci wracają i wciąż coś chcą kupić. Dostarczamy im oryginalnych produktów. Oczywiście nowoczesne systemy sprzedażowe: facebook, youtube, instagram, sklep internetowy. W taki marketing uderzyliśmy po przejęciu sklepu od rodziców. Musimy wykorzystywać nowe narzędzia sprzedażowe, ponieważ tego wymaga od nas sytuacja w obecnym Świecie.
Zdradźcie rąbka tajemnicy… z czego produkujecie:
Renata:oczywiście z naturalnych produktów: lnu, bawełny, używamy dużo jedwabiu i wełny.
Grzegorz: Ważne jest to, że w produkcji w 90 % używamy polskich materiałów.
Zależy nam, żeby materiały były bardzo dobrej jakości. Nie wyobrażamy sobie przenieść produkcji do Chin czy do innego państwa a dostajemy takie propozycje. Polacy są konsumpcyjni, ale na szczęście wciąż chcą być oryginalni, chcą nosić unikatowe ciuchy i chcą być zauważalni. To jest pocieszające i rokujące w obecnych trendach.
Renata: Większość naszych klientów ma świadomość tego, że swetry, czy płaszcze są ręcznie robione.
Czy na dzień dzisiejszy myśleliście o tym, żeby uruchomić u siebie np. bikony?
Grzegorz; Bikony nie, może aplikacja byłaby fajna? Ale nasi klienci nie potrzebują aplikacji, żeby zrobić zakupy u nas. Jest grupa klientów, która żyje facebookiem. Taka osoba wchodzi do sklepu i patrzy na telefon, nie popatrzy na rzecz tylko patrzy na telefon i każe się ubrać. Więc my, też staramy się spełnić oczekiwania. Wtedy zmuszamy klientkę do zapoznania się z produktem na żywo, w realu. Chcemy mieć pewność, że to co zobaczyła i kupiła przyniesie jej satysfakcję. Wtedy wiemy, że do nas wróci, ponieważ wracają.
Co zaproponujecie klientom w najbliższym czasie? Jaką kolekcje?
Grzegorz; Faktem jest, że nie robimy takiej kolekcji. Sezon tak. My nie proponujemy co jakiś czas nowej kolekcji, my mamy ciągłość w tworzeniu nowych kreacji i nowego stylu. To jest ta unikatowość, nie trzymamy się trendów. Mamy indywidualne rzeczy które często pojawiają się u nas w sklepie.
Renata: I kolory. Budujemy ubrania na kolorach. My nie tworzy mody tylko styl. Przetwarzamy i zmieniamy. Jak ktoś kupi teraz, to będzie pasować do tego, co ktoś kupił wcześniej. Coś się tworzy nowego, coś dodaje, to styl który trwa cały rok. To pasja tworzenia czegoś nowego dla ludzi.
Styl przez cały rok...
Wiele lat...tak naprawdę można odczuć, że właściciele marki Naturalnie...Podlasek, są na rynku od prawie 30 lat nie z chęci zysku ale przede wszystkim z tradycji i pasji do wykonywania i tworzenia nowego stylu. Zaspokojenia kobiecych potrzeb w świecie skomercjalizowanym i nastawionym na szybką sprzedaż, dającą jak największe zyski. Ich sklep przetrwał na krakowskim rynku 27 lat. W pierwszych latach sklep prowadzili rodzice a później przekazali biznes następnemu pokoleniu. Biznes, który nie jest sieciówką, tylko prawdziwym rodzinnym interesem. Okazuje się, że choć nie jest łatwo to można przy tym jeszcze zarobić, skoro do sklepu wciąż przychodzą nowi klienci.
Naturlanie...Podlasek udowodniło, że pomimo szeroko otaczającego nas konsumpcjonizmu możemy zachować swoją własną osobowość. Kobiety mają wybór i mogą poczuć się unikatowo. Mogą same zdecydować o tym jak chcą wyglądać i co chcą kupić. Mogą mieć satysfakcję z tego, że rzeczy które zakupiły, zostały wyprodukowane przez ludzi dorosłych i fachowców a nie przez dzieci jak w wielkich indyjskich fabrykach. Naturalnie...Podlasek jest pewnego rodzaju alternatywą w swojej branży dla dokonywania wyborów podczas zakupów. Wielką wartością dla tego biznesu okazała się Rodzina i jej pasja.
Arek Rynkowski
1 note
·
View note