aloneinasquare
aloneinasquare
lost between worlds
64 posts
Don't wanna be here? Send us removal request.
aloneinasquare · 3 years ago
Text
29-07-22
Wirus
Wirus miłości
Zatruł moje kości,
Moje wnętrzności,
Moje włosy
I ich gości:
Pana Karalucha,
Pani Mucha z Ucha,
Panna Pluskwa z Sutka,
I Pan Komar z Podbródka.
I ten wirus wstrętny,
Przebrzydły i okrętny,
Wszedł mi w każdą dziurę,
I amorów zostawił górę.
Chyba już go nie przegonię,
Nie da rady z tym nicponiem.
Trudno, jakoś się z nim żyć nauczę,
Może kiedyś skradnie do mega serca klucze?
Jak narazie go nie lubię,
Ale nie jest taki zły w sumie,
Ciągle flegmą mi wychodzi,
Całe gard��o moje brodzi,
Ale koić też potrafi,
Jak na moje serce trafi.
Wtedy czule je oplata,
Koło niego skacze, lata,
Ciągle coś tam przy nim grzebie,
Aż serduchu jest jak w niebie.
I wkońcu wyszło szydło z wora,
Na czas miłości przyszła pora.
Wirus się w sercu zakopał na stałe,
Niech wniosą się amory, duże i małe.
Tumblr media
0 notes
aloneinasquare · 3 years ago
Text
26-07-22
Wszechświecie, Wszechświecie mój kochany,
Niech dziś gra muzyka, niech się leją szampany
Świecie mój, Ty Świecie,
Wiesz, żem jest z nałogu dziecię.
Kosmosie, Wszechświecie, który mnie wypełniasz,
Wiesz Ty, żem bez tych zabaw, wiesz, że potrafię się spełniać.
Nieskończony mój, przyjacielu mój najbliższy,
Wiesz Ty, że czasem dość mi już tej ciszy.
Księżycu mój, Odblasku Słońca,
Ty wiesz najlepiej jak wielką jest ma rządza.
Wszechświecie mój, Wszechobecny bracie,
Znasz mnie najlepiej, znasz więc me uparcie,
Gdy dusza moja na coś się nastawi,
Nie ma sposobu, już tego nie zostawi.
Tak więc Przyjacielu, Świecie najdroższy,
Pozwól mej duszy dziś na drobinę rozkoszy.
Wszechświecie mój, Nauczycielu mojego ducha,
Wiedz, że po rozkoszy wróci czas, by cię udobruchać.
Świecie Nieskończony, Najlepszy Przyjacielu,
Jestem oddana Tobie i nikomu innemu,
Dlatego Wszechświecie, Każda Gwiazdko na Niebie,
Gdy skończę rozkoszy rytuał, powrócę, by odprawić rytuał, tylko dla Ciebie.
Drogi Wszechświecie, pozwól mi na rozkoszy rytuał, bym powrócić mogła spełniona i byś mnie ukojeniem utulał.
Drogi Wszechświecie, pozwól mi na rozkoszy rytuał, bym powrócić mogła spełniona i byś mnie ukojeniem utulał.
Drogi Wszechświecie, pozwól mi na rozkoszy rytuał, bym powrócić mogła spełniona i byś mnie ukojeniem utulał.
Drogi Wszechświecie, pozwól mi na rozkoszy rytuał, bym powrócić mogła spełniona i byś mnie ukojeniem utulał.
Drogi Wszechświecie, pozwól mi na rozkoszy rytuał, bym powrócić mogła spełniona i byś mnie ukojeniem utulał.
Jestem Ci wdzięczna Wszechświecie. Dziękuję Ci za opiekę nade mną, dziękuję Ci, za to, że czuję Wdzięczność, dziękuję Ci, że wysłuchujesz mych medytacji i manifestacji, dziękuję Ci, że jesteś przy mnie, tak jak ja jestem przy Tobie.
0 notes
aloneinasquare · 3 years ago
Text
25-07-22
Wszechświecie! Usłyszałeś mnie, usłyszałeś! Słyszysz mnie! Słyszysz mnie cały czas! Powoli stajemy się jednością! Ja wracam! Wracam do Ciebie, a Ty wracasz do mnie! W końcu mam w co wierzyć - w siebie. Wreszcie mam do kogo się modlić - manifestować do Ciebie. W końcu mam motywację - medytację. Nareszcie poczułam szczęście - skrawek tego, co poczuję, gdy pójdę ścieżką mi pisaną.
Nie umiem uwierzyć, że los odpłacił mi moją dobrą karmę. Nadeszła pora zmian, zaczęłam nowy rozdział życia, można wręcz powiedzieć, że nową książkę! To niewiarygodne, a jednak prawdziwe. Czuję to, czuje to moje serce, czują to moje Czakry, które zatrute zapadły w sen zimowy na tak długo... Czas je delikatnie obudzić i zacząć dbać o nie należycie, tak jak kiedyś to robiłam.
Czuję szczęście, czuję wdzięczność, czuję motywację, czuję pasję, czuję wenę.
Czuję Wszechświat. Czuję jak powoli wypełnia sobą moją duszę, która po tylu latach w ukryciu, w czerni i w zagubieniu, przyjmuje go spowrotem jak swojego najbliższego przyjaciela.
Nie mogę uwierzyć.
To się dzieje naprawdę!
Za pięć dni widzę się z mamą. Po półtorarocznej ciszy. Od dzisiaj zacznę manifestację, by spotkanie przyniosło nam obu korzyść.
Mamo, mam nadzieję, że dojdziemy do consensusu.
0 notes
aloneinasquare · 3 years ago
Text
25-07-22
Śpij słoneczko śpij.
A ja powiem Wszechświatu, żeby podarował Twojej duszy spokojny sen.
Poproszę Go, byś śnił o mojej duszy, splecionej z Twoją grubą nicią, kreślącą wokół naszych szyi znak nieskończoności.
Poproszę Go, żeby przekazał Ci wiedzę, którą ja już zdołałam posiąść.
I to samo będę przekazywać Wszechświatu co noc, gdy będziesz zasypiał.
Dziękuję,
Wszechświecie.
0 notes
aloneinasquare · 3 years ago
Text
19/20-07-22
Jest już prawie dwudziesty lipca, dokładnie za piętnaście minut, ale jednak wciąż tkwię w dniu dzisiejszym, dziewiętnastym lipca, dniu słodkim jak ciepły miód, który oblewa moje serce ( inspiracja piosenką "Warm Honey" wykonaną przez niezastąpioną Willow ) - w moje serce wsiąka, jak w gąbkę, złoty płyn zjeżdża kanałem, moją żyłą, niczym dziecko sunące w dół na zjeżdżalni, by na końcu z wielką siłą nośną wpaść w silne ręce mamy - w moim przypadku z tą samą wielką wpaść do umysłu.
Miód, niosąc ze sobą słodycz, rozkosz i delikatność, przedarł się przez barierę krew-mózg i wtopił się w układ nerwowy, uspokajając mnie, dając mi ochotę na dotyk, pocałunek ten krótki i dłuższy oraz rozluźniając mnie - tak bardzo, że byłam Jego i tylko Jego, w tych pięknych wspólnych wspomnieniach, które teraz nie mogą wylecieć z mojej głowy. Zagnieździły się tam niczym bociany w domku na słupie późną wiosną.
A kto polał ten dzień miodem? Mój Detlef.
0 notes
aloneinasquare · 3 years ago
Text
15/16-07-22
Czasami zdaję sobie sprawę, że traumatyczne przeżycia, których doświadczyłam w przeszłości, i które nadal żyją we mnie jako głeboka rana, która raz się goi, raz otwiera spowrotem, są ze mną i pomagają mi w sytuacjach... traumatycznych.
Dzięki temu, że żyłam z ojczymem-toksykiem i z (prawdopodobnie) dwubiegunową matką-tyranem pod jednym dachem przez 6 lat, dzięki trzem toksycznym związkom, w których byłam, dzięki gwałtom, molestowaniom seksualnym, przemocy fizycznej - zdobyłam wiedzę, doświadczenie - rozeznanie. Umiem poznać, po nowym znajomym, nowym facecie, niestety też po członkach rodziny, że są narcyzami, manipulatorami, dwulicowymi i kłamliwymi ludźmi - ciężko takie jednostki w ogóle nazywać ludźmi, po tym co robią.
A co robią?
Mój nowy facet (nazwijmy go "A", lat 36, alkoholik, na tym samym programie metadonowym), poznałam go pod koniec czerwca, dzień po kłótni z braćmi. Po prostu nie pasowałam do zasad, jakie panowały w ich mieszkaniu (oni już mieszkali trochę czasu ze sobą, zanim najstarszy brat "zabrał mnie do siebie po detoksie, żeby się mną porządnie zaopiekować i utrzymać w trzeźwości", ekhem, tak, tak) i o inne pierdoły - ta historia to już materiał na osobny, długi wpis. Stwierdziłam wtedy, że przenoszę się spowrotem do taty, koniec, kropka.
Krótko mówiąc, od wyjścia z ich mieszkania tata jeszcze mnie nie widział. Więc siedziałam sobie na patykach, miejscu spotkań osób z programu, chciałam ochłonąć po pracy, posiedzieć z ludźmi (mimo, że to środowisko to grupa metadonowców w średnim wieku lub starych, obrabiających sobie tyłki za plecami, okradających siebie nawzajem, bijących się o byle co.... później albo kiedyś wyjaśnię środowisko patyków). Chciałam się odurzyć, załatwić plusy, a że nikt nie miał to siedziałam na tyłku, piłam piwo jak wodę i paliłam papierosa za papierosem. No i on dosiadł się do mnie, zagadał, powiedział, że on mi plusy ogarnie, że pojedziemy razem. Mówił, że przyjął z ulicy rodzinę z Gruzji i do teraz mieszkają u niego, już miesiąc (teraz nie wiem, czy to prawda, ale samą rodzinę widziałam), opowiadał jakie to on ma złote serce, jak pomaga ludziom na patykach i nie tylko tam... i to mnie urzekło. Nie chciałam w sumie jechać do taty, najadłam się klonów, było mi dobrze, czułam, że on mi krzywdy nie zrobi, więc pojechaliśmy spać do niego. Od razu jak weszliśmy do mieszkania, A pokłócił się z "głową rodziny" Gruzinów i wyrzucił go na ulicę, czemu wcale się nie dziwię, bo z jego opowieści wynikało, że nie opiekował się rodziną, walił w kable przy siedmio- i szesnastoletnich dzieciach i miał w dupie schorowaną mamę, której "A" załatwiał nawet antybiotyki. Z racji tego, że "mężczyzna", "ojciec dzieci", "żywiciel rodziny" wyszedł, matka poszła za pas z nim, a dzieci wiadomo - za matką.
No i zostaliśmy sami. Nic się nie działo między nami tamtej nocy, A podobno zakochał się od pierwszego wejrzenia i doglądał mnie całą noc (Po dwóch czy trzech tygodniach pokazał mi zdjęcia, które zrobił mi jak spałam. "Ja pierdole. To jest chore." - pomyślałam.) Zauroczenie kwitło, motylki w brzuchu i te sprawy, ale A nadal pił. Do czasu gdy oznajmił mi, że "dla mnie rzuci ten alkohol w pizdu, bo mnie tak bardzo kocha". No i rzucił. Odtruwał się w domu dwa dni, praktycznie cały czas śpiąc, a przez pozostały czas rzygając, pocąc się i dygocąc. Byłam przy nim ciałem i duchem, ścierałam mu pot z twarzy i ciała, kładłam zimne okłady na czoło. W końcu jakoś wytrzymał (dzisiaj myślę, że podczas tych dwóch dni popijał jakieś małe ilości wódki), wstał z łóżka, umył się i ogarnął. Był z siebie niezmiernie dumny: "Widzisz kochanie - udowodniłem ci, że potrafię zrobić dla ciebie wszystko, nawet rzucić alkohol. Dla ciebie wszystko zrobię, tak bardzo cię kocham." Cieszyłam się bardzo, dopóki następnego dnia nie znalazłam pustych butelek po wódce. Konfrontacja skończyła się jego wytłumaczeniem: "No przecież raz na jakiś czas nie zabronisz mi się napić. Czasami wolno." Od tego dnia pił znowu codziennie. Czerwona lampka.
Okazało się też (w końcu musiało się to wydać), że on syrop wali w pachwinę a nie pije, jak powinno się to robić. Znowu prosiłam go żeby przestał, tłumaczyłam: "Kurwa na logikę, to się pije, a ty kurwa wlewasz sobie syrop z takim mocnym narkotykiem w żyłę." Dla mnie było to takie obrzydliwe, że wyobrażałam sobie, że walę w stopę (bo praktycznie tylko tu mam jeszcze sprawne żyły) syrop na przeziębienie albo na kaszel strzykawką dwudziestomililitrową (!), gdzie ja strzały robiłam insulinówką (jeden mililitr). Podnosiło mi się. Obrzydlistwo. Ale obiecał, że przestanie, że "oczywiście zrobi to dla mnie z miłości". Może jeden dzień pił normalnie, potem znowu walił. Tłumaczył, że skoro ja wpierdalam leki codziennie to nie mogę mu zabraniać strzelania (a potem także picia). No i zmanipulowana stwierdziłam, że dobrze, niech to robi, ważne, żeby miał zawsze swój czysty sprzęt. I oczywiście nie zawsze miał. Wielka kurwa czerwona lampa.
Jeśli chodziło o pieniądze to ja chciałam mieć swoje w portfelu i na koncie, być niezależna finansowo, a on za to nalegał, że przecież pomagamy sobie nawzajem jak jedno potrzebuje drugiego, więc po co mam notować w zeszycie ile i czego on mi wisi. Przez pierwsze dni się na to nie godziłam i zapisywałam, ale jak któregoś dnia kupił mi leki czy dał pieniądze, czy nie pamiętam już co mi dał, to stwierdziłam: "Dobra, w sumie ma rację. Jak on potrzebuje, ja daję jemu, a jak potrzebuję ja to on daję mi. W skrócie - jak przestałam zapisywać wydałam na niego około 400/500zł i nie zwróciło mi się to w żaden sposób, bo ja mu zawsze oddawałam (nawet chowając mu do kieszeni) pieniądze, które on mi dawał. Tak samo było z syropem (na obecną chwilę wisi mi ponad 400mg syropu, czyli równowartość 200zł). Byliśmy razem na pustostanie, żeby zebrać złom, miedź, te sprawy - nawet nie pomyślał, żeby się podzielić zyskiem, mimo, że zapierdalałam tam równo jak on. A najlepsze w tym wszystkim jest to, że ciągnie hajs od swojej "cioci Anki" (naprawdę wierzyłam, że to jego rodzina), czyli swojej byłej kochanki, której z powodu jej wieku już ruchać nie może, chociaż nie wiem, jakie usługi on jej za te pieniądze zapewniał, oprócz karmienia gołębi i bezdomnych kotków (to też mnie urzekło, ależ byłam głupia). Kolejna, kurewsko wielka czerwona lampa.
Gdy rozmawialiśmy z A, opowiadaliśmy sobie nawzajem o swoim życiu, ja potrafiłam mówić bardzo otwarcie o jakiejś intymnej czy błahej sprawie, a on wcinał się w środek zdania i zaczął napierdalać na ten sam temat, tylko o swoich przeżyciach. Zauważyłam, że nadstawia siebie i swoje potrzeby ponad wszystko inne. Jak przykładowo nie miał rano syropu to jęczał: "Kochanie, zostaw mi proszę jednego klona na rano, bo ja nie wytrzymam, a nie wiem o której dam radę ogarnąć." A ja głupia zostawiłam mu klona w pudełku, gdzie ma leki na wirusa, specjalnie, żeby sprawdzić, czy dalej bierze je w kratkę (tak, wiem, muszę się zbadać), nawet za przeproszeniem półmóżdżkowi zostawiłam list, w którym opisałam wkurwienie po wczorajszej kłótni i po tym jak się po niej chujowo zachował, z dokładnym opisem gdzie ma plusa... A o co poszło w kłótni? To już był 3 dzień przed moją ucieczką, wracaliśmy z tego pustostanu i wyglądało to mniej więcej tak:
"Wiesz, że od trzech dni codziennie obiecujesz, że dzisiaj będziesz pił ostatni dzień i końca nie widać? Po co mi takie puste słowa? A podobno taki jesteś "honorowy".
"A ty co kurwa, lepsza? Wpierdalasz te leki, kurwa, trzydzieści tabletek dziennie czy chuj wie ile."
"Tak kurwa, ale po pierwsze: ja jestem uzależniona i muszę brać, po drugie: ja nie obiecuję ci, że od jutra kończę i później walę w chuja i robię tak kurwa przez kilka dni, a po trzecie: nie ważne ile ja tych tabletek wezmę, zawsze jestem kurwa ogarnięta (Tylko dwa razy byłam w takim stanie, że musiał mnie ogarniać, za co go przepraszałam, ale jaką to mu kurwa wyrządziło krzywdę??? Musiał mnie tylko położyć do łóżka po przysypiałam na siedząco - on tak robił co wieczór i to z papierosem w ręku.), bo biorę je tylko, żeby się normalnie do chuja czuć."
No i coś tam dalej jeszcze się ciągnęło, pod klatką bloku już powoli schodziły z nas złe emocje i weszliśmy do domu. W środku zajęłam się od razu wieszaniem prania, żeby głowa mi "przewietrzała", a on od razu najebany jebnął się do łóżka i powiedział: "Kochanie, przyjdź do mnie zaraz, przeproszę cię i pogadamy na spokojnie". No to przyszłam jakoś po dziesięciu minutach i co zastałam? A rozjebany jak rozgwiazda na łóżku, z otwartą, chrapiącą gębą i za przeproszeniem, jajem wystającym z gaci. No to się wkurwiłam jeszcze bardziej. Nie spałam do trzeciej, wtedy powstał ten list, o którym wspomniałam wyżej. On tylko przebudził się około drugiej, zobaczył, że nie śpię i zaczął gadać coś w stylu: "Ja teraz nie zasnę, pogadajmy o tym co się stało, wiem, że się męczysz." A jak zapytalam o co się pokłóciliśmy nie potrafił odpowiedzieć na pytanie. Tak więc zdawkowymi odpowiedziami zbyłam go spowrotem do łóżka, oczywiście od razu usnął, a ja do 3 myślałam tylko: "Jesteś z jebanym toksykiem i manipulatorem, jak on cię traktuje? Jak psa, jak szmatę do wycierania podłogi, musisz spierdalać jak najszybciej".
I tak dzień później, cały czas, który się widzieliśmy był arogancki, chamski, rozkazywał mi co mam robić na pustostanie, zaczął mnie wyzywać, po prostu przekroczył granicę, na której balansował już od kilku dni. Więc zostawiłam go samego z prawie czterdziestoma kilogramami syfu na złom, które załadował na rower miejski (Mówiłam, że nie da rady, ale pępuś świata oczywiście wiedział lepiej... Tak, wyjebał się, hahaha.) Gdy się zorientował (uciekłam jak poszedł po wódkę do sklepu, cóż za ironia) zadzwonił do naszej współlokatorki (nazwijmy ją "O"), żeby nie otwierała mi drzwi, a ja pojechałam do niego i tak, O nie otwierała, więc poszłam do sąsiadów, u których byłam już wcześniej i żaliłam się na niego. Oni mnie wspierali, wiedzieli jaki jest naprawdę (wkońcu mieszkali drzwi obok jakiś rok czasu) i tylko udawali jego przyjaciół, żeby się nie żreć z takim pojebanym sąsiadem i w tym ich w stu procentach rozumiem.
Jak wrócił, i wkońcu najebana O obudziła się i otworzyła drzwi, zabrałam najważniejsze rzeczy i uciekłam do sąsiadów. Ugościli mnie, dali mi picie, papierosy, mogłam się umyć, przespać, obejrzeć z nimi film po trzech buchach zioła na rozluźnienie. Jestem im dozgonnie wdzięczna, a co dopiero za pomoc dzień później. Poszłam do Adama po albumy, książki i pamiętniki, pokłóciliśmy się. Nazwał mnie "w dupie jebaną szmaciarą", minutę wcześniej błagając mnie na kolanach żebym u niego spała. Był najebany w trzy dupy, ja odpowiadałam na atak prawdą o nim samym, a on wyzywał mnie od "gówniar", "jebanych młodych cip" i wielu innych określeń, których człowiek ze zdrową psychiką nie byłby w stanie znieść. Wybiegłam z rzeczami z jego mieszkania i zaczęłam pukać do sąsiadów, a on odepchnął mnie, szarpnął za włosy, wyrywał mi ręce warcząc: " Nie wejdziesz do domu moich przyjaciół" Hahahaha. A, gdybyś tylko wiedział jak twoi "przyjaciele" kpią z twojego dziecinnego, żigolarskiego tyłka. Wstając, wyjęłam motylka, schowałam go za plecy, żeby mieć go w razie co gdyby chciał mnie uderzyć. No i chciał, więc wzięłam nóż do góry, żeby widział, że się nie zawacham, a tu jeb - metalowy pręt centymetr od mojej twarzy uderza w motylek. Mnie zatkało, A popchnął mnie tak, że wyrzuciłam się ze wszystkimi rzeczami, w końcu sąsiedzi otworzyli drzwi, podniosłam wszystko i wbiegłam zapłakana do środka. Jeszcze na chwilę A wprosił się do nich do mieszkania, moja zbawicielka "R" stanęła przede mną, a jej mąż, mój drugi wybawiciel "D" wygonił skurwysyna z mieszkania. Byłam roztrzęsiona, płakałam, a raczej beczałam dobre pół godziny lub godzinę, zadzwoniłam do taty, umówiliśmy się, że jutro wrócę. Moi zbawcy podali mi Coca-Colę z lodem, papierosa, powiedzieli: "Dzisiaj śpisz u nas, tutaj jesteś bezpieczna, a jutro na spokojnie pojedziesz do taty." I tak było. Jak wieczór wcześniej, cola, papierosy, u mnie trzy buchy z lufki, we trójkę na łóżku, pogryzieni przez pluskwy, oglądaliśmy film. "R&D" zasnęli szybko, ja do pierwszej w nocy się męczyłam, dodatkowo już drugi dzień bez alproxu. Wytrzymałam, następnego dnia miłościwy A podał mi kod do recepty, który mi załatwił jeszcze przed kłótnią. Wykupiłam leki, zjadłam mniejszą dawkę, jak lepiej się poczułam, pojechałam po papierosy dla moich zbawców, bo nie mogłam pozwolić na to, że będą mnie wszystkim częstować, a ja się niczym nie odwdzięczę. Kupiłam trzy paczki, jedną wzięłam dla siebie, zadzwoniłam do A, powiedziałam mu co myślę, krótko, zwięźle i na temat, postawiłam ultimatum, jakie musi spełnić, żebyśmy chociaż byli znajomymi, i że o związku ze mną to on narazie może zapomnieć. Powiedziałam mu wszystko co zrobił, bo oczywiście był pijany i nie pamiętał. Naprzepraszał się, próbował mnie przekupić GamePass-em do jego Xboxa i innymi takimi pierdołami (I kto tu jest kurwa gówniarzem hahahah.) Miałam straszną śmiechawę, jak czytałam te próby przekupstwa przez sms.
Wieczorem wzięłam rzeczy od "D" i wróciłam do domu... Jak tylko tata wrócił, jakieś pół godziny po mnie, poczułam się bezpieczna, pierwszy raz od 3 tygodni. To było wspaniałe uczucie.
A co gdybym nie miała takiego traumatycznego doświadczenia w wieku dojrzewania? Co jakbym nie była w trzech toksycznych relacjach? Myślę, że nabrałabym się na jego przeprosiny i całowanie stópek i wykorzystałby mnie w każdy możliwy sposób, niczym ojczym matkę. Dziękuje ci Traumo, że mi pomogłaś. Dziękuje Wam, R&D za to, że mi pomogliście. Dziękuję Wszechświecie.
A teraz siedzę u taty. Czuję się w końcu bezpieczna. Porozmawialiśmy z tatą i macochą, małymi kroczkami naprawiamy relację. Troszkę wrócił mi apetyt (schudłam osiem kilo w trzy tygodnie, ważę 48). Jest dobrze. Schodzę z leków. Znowu jestem z moim kotkiem, Bartusiem. A co do postaci A - nie blokuję go. Jest kilka powodów: mam jeszcze u niego trochę rzeczy, w tym moje kolaże z wycinanek, które są dla mnie bardzo ważne, mogę się pośmiać się z tego co wypisuje, a przede wszystkim dowiedzieć się, z której strony ugryźć jabłko, żeby wypadła larwa i trafić najpyszniejszy kawałek.
Czas na leki, buszka i chill z rodzicami. Ten wpis zajął mi jakieś 6 godzin, pisany był przez 2 dni. Już mam dosyć tej opowieści.
Chuj ci w dupę, Adam.
0 notes
aloneinasquare · 3 years ago
Text
09-07-22
Pluję sobie w brod��, że nie zrobiłam telefonem zdjęć zachodu słońca. Zdołałam tylko uchwycić ten obraz soczewką oka, nie aparatu. I przesłałam plik do umysłu. Nazwa pliku: cos_niebywalego.jpg.
Różowo-fioletowo-żółty pejzaż z zachodzącym słońcem na dole. Gdy patrzyłam na ten stworzony przez Matkę Ziemię obraz, czułam szczęście, czułam nadzieję. Każdy kolor był innym uczuciem... Patrząc na nie myślałam sobie : "Ile ja bym dała, żeby być tak piękną chmurą na niebie. Lewitującą, lekką jak piórko, piękną... Ludzie by na mnie patrzyli z Ziemi i dawałabym im szczęście, inspirację, nadzieję."
A zdjęcia nie zrobiłam dlatego, bo spieszyłam się po towar...
0 notes
aloneinasquare · 3 years ago
Text
29-06-22
Kiedyś tyle miałam w głowie
Na tak, na nie zawsze odpowiedź
Uśmiech nowy, twarz wciąż nową
Na każdy głupi gest gotową
Kiedyś tyle miałam w głowie
Uciekałam i płakałam
Brałam wszystko na poważnie
To, co dzisiaj jest nieważne
Teraz mówię sercu, aby sercem było
Ta noc do innych jest niepodobna
I leżę cicho, cicho przy twym boku
Godzina mija za godziną
I już wiem, że spadnie deszcz
Drzewo znów się zazieleni
Choć milknie głos, co krzyczy we mnie
Nie daje mi wytchnienia
I nie pytaj mnie, jak żyć
Czy długo będę z ciebie kpić
Trawa wciąż jeszcze zielona
Moja miłość jest szalona
°Maanam°
0 notes
aloneinasquare · 3 years ago
Text
08-06-22
Uzależniłam się od benzodiazepin. To się musiało stać. Na metadonie nie czuć żadnych opioidów i opiatów, więc musiałam się wpieprzyć w inne błoto. Mieliśmy mały zgrzyt z Danielem akurat gdy skręciłam staw skokowy, co równa się depresją i dwoma tygodniami wolnego od pracy, więc co mogłam począć? Wjebałam się prawie na całego. Dwa tygodnie dzień w dzień łykałam po dziesięć/piętnaście klonów dziennie i po pięć alprazolamów. Byłam pewniejsza siebie, kradłam jak za dawnych lat. Dorabiałam sobie w ten sposób duże sumy, by wieczorem przepuścić je na nałóg. To była próba uleczenia złamanego serca, za głośnych myśli i pożerającej mnie, okropnej samotności.
Ale nadszedł dzień kiedy powiedziałam sobie dość. W sumie Daniel dużo mi w tym pomógl. Był moją motywacją. Na pożegnanie zjedliśmy sobie - ja cztery klony, on jedną pregabalinę. I to miał być koniec. Z ust wypłynęła obietnica - przez miesiąc tego nie ruszam, potem będziemy myśleć co dalej.
Złamałam obietnicę. Nagle jakby celowo w torebce zaczęły pojawiać się tabletki - jeden alprazolam zabrzdękał kiedy potrząsnęłam pudełkiem. Jedna pregabalina schowana w tabletkach z suplementami. Dlaczego? Myślę sobie, że gdybym była daleko od tego, od czarnego rynku, od Towarzystwa Ćpunów, to dałabym radę. A tu nagle na dłoń wysypują mi się dwie tabletki, które dawały mi takie ukojenie w chwilach zagubienia. Co mogłabym zrobić?
Alprazolam łyknęłam od razu, wczoraj wieczorem. Mimo dużej tolerancji poczułam - było mi lekko, zapomniałam o natrętnych myślach, inicjowałam rozmowy z braćmi. Wyłoniła się lepsza Ja. Pregabalinę łyknęłam dzisiaj, dziesięć minut przed rozpoczęciem pracy. Nie czuję lęku, mam siłę i motywację by działać, by pracować produktywnie, by być miłą dla klientów. Lepsza Ja jest tutaj zamiast mnie. To ona teraz pisze.
Wniosek? Narkoman będzie narkomanem, już dożywotnie.
Jestem rozdarta na dwie części - jedna, ta codzienna Ja, pisze wiersze, kocha Daniela ponad życie, chce z nim układać puzzle pod tytułem "Przyszłość", ona walczy z natrętnymi myślami, walczy ze sobą, codziennie walczy, by przetrwać, w spokoju zasnąć i obudzić się następnego dnia bez zmartwień dnia poprzedniego. Lepsza Ja pojawia się gdy jestem naćpana. Ona nie ma zmartwień, jest zaradna, komunikatywna, jest duszą towarzystwa. Radzi sobie świetnie z każdym problemem. Ale wie, że podświadomie kopie pod sobą dołek, i powoli, z każdym zażyciem substancji, opada coraz niżej. I wie, że gdy znajdzie się znowu na samym dole, na dnie, ciężko będzie się wtedy podnieść. Lepsza Ja też kocha Daniela, ale wie, że zawodzi go za każdym razem, wie, że jest w jego oczach porażką i zmarą. Nie przepada za spotykaniem się z nim, bo wie, że oberwie się Jej za to, że ponownie się zamieniła ze mną rolami.
Ale mimo to to ona jest Lepszą Mną. Dlaczego jest Lepsza? Bo daje mi odpocząć, daje mi ukojenie, daje mi odwagę i pewność siebie - to ona dopasowuje się do mojej osobowości jak puzzel. Wie czego mi brak i daje mi to, za każdym razem.
I tak wyglądać będzie moja walka o przyszłość. Wiem, że czeka mnie jeszcze wiele potyczek. Wiem, że nie chcę zapaść się na dno. Wiem, że za każdym razem, gdy Lepsza Ja się pojawia, Daniel otrzymuje cios na klatkę piersiową. Za każdym razem zastanawiam się, czy on przestanie mnie kiedyś kochać? Po tylu razach po tym jak go ranię? Czy jego żal do mnie urośnie do takich ogromnych rozmiarów, że zmiażdży naszą miłość, naszą przyjaźń, naszą przyszłość? Wtedy obumarłabym, tak jak drzewa umierają na zimę, bez liści, tak ja bym została bez duszy. Nie chcę do tego dopuścić, ale jednocześnie nie mam nad tym kontroli.
Dlaczego? Dlaczego? Dlaczego?
4 notes · View notes
aloneinasquare · 3 years ago
Text
06-06-22
Miłość
Zatruwasz mój umysł,
Rozlewasz się po nim jak czarny atrament,
I zasychasz.
Jak mam cię zmyć?
Nie. Nie chcę Cię zmywać.
Chcę być chora na Ciebie,
Chorować miłością tak silną,
Że powali mnie z nóg.
Obezwładniasz każdą część mnie,
I na każdą rzucasz najsilniejszy urok -
Miłość - bezinteresowną, namiętną, prawdziwą.
Jak mam z tym żyć?
Nie. Chcę tym żyć.
Chcę mieć w sobie tą pewność,
Że każdego dnia pojawisz się na nowo
W moim umyśle, w moim sercu, w moim życiu,
I będziesz we mnie
Już do końca moich dni.
0 notes
aloneinasquare · 3 years ago
Text
05-06-22
Wspomnienia
Przez umysł przelatują urywki tamtych dni. Dni naznaczonych obrzydliwym i jednocześnie pięknym nałogiem.
Trwające dwie godziny poszukiwania żył, w które uda się zrobić upragniony zastrzyk. Dwie godziny męki, poniżenia, rozpaczy i upodlenia, by w końcu zaznać błogostanu, uczucia ciepła rozlewającego się po klatce piersiowej. Pięciominutowa ekstaza rozprowadza się po wszystkich tkankach ciała. Tyle razy zażyłam tej ekstazy, tyle razy zapragnęłam poczuć nicość i brak trosk dnia codziennego, że wpadłam w sidła okropnej i bolesnej choroby - heroinizmu.
Odtąd poczucie beztroski było moim dążeniem, celem, gdy ze świadomością, że będzie bardzo źle jak nie zażyję kolejnej działki, jeździłam ze spoconym czołem, z poszerzonymi źrenicami na drugi koniec Warszawy po towar.
I pomyśleć, że jestem tu i teraz, nasączona syropem, który dzień w dzień zastępuje moją zmarę i kochankę - heroinę, i potrafię myśleć trzeźwo i wiedzieć, że szczęście to nie pełna browna strzykawka, tylko świecące Słońce, powiew wiosennego wiatru, pocałunek ukochanego, woń skoszonej trawy, romantyczny Księżyc w pełni, który przynosi spełnienie pragnieniu. Wiem, że te dni były brudem, który skutecznie wsiąkał w moje życie, moje codzienne dni i nie chciał się zmyć - ja nie chciałam go zmywać. Lecz dzisiaj już wiem, że byłam po kostki w błocie tak grzęzkim, że dopiero teraz mam świadomość jego niszczącej siły.
I nie chcę wracać do tych okropnych dni, do tej zależności, do tego łańcucha na szyi, który ukracał moją świadomość i moje szczęście codziennie. Teraz, z wiedzą jaką dane mi było posiąść, wiem jak żyć, by być wyzwolonym, wolnym i szczęśliwym.
1 note · View note
aloneinasquare · 3 years ago
Text
03-06-22
Kolory
Połóż się na dywanie, rozluźnij półnagie ciało i zamknij oczy. Umysłowi pozwól na medytację, ciału na doznanie, bodźcom na czucie.
A ja położę obok Ciebie szklankę pełną wody i farby akwarelowe i zacznę swój rytuał obserwując Cię uważnie.
Zamaczam cienki pędzelek w wodzie, lekko go odsączam i obracam w kółeczku z kolorem Zielonym. Wiem, że Zielony to nasz ulubiony, dlatego od Niego zaczynam.
Pędzelkiem mokrym w Zieleni zataczam okrąg na Twoim czole, poczynając zarys Trzeciego Oka. Okrąg wypełniam dokładnie, tworząc koło - soczewkę. Tym uczę duszę Twoją by widzieć więcej, niż widzi ciało fizyczne. Niech obserwuje ona magię i cudy Wszechświata. Niech nauczy ciało fizyczne podróży astralnych do wymiarów innych niż Tutaj. Narzędzie obmywam, mieszając nim energicznie w szklance. Następnym kolorem jest Czerń - ciemna, jak otchłań naszego Wszechświata.
Nakładam na Twoje czoło dwa kontury - dwie powieki. W środku Zielonego koła tworzę mniejsze - źrenicę. U dołu i u góry domalowuję po trzy rzęsy. Trzecie Oko jest gotowe. Kolejnym kolorem jest Fiolet - ametystowa głębia.
Kieruję dłoń trzymającą pędzel ku Twoim policzkom. Poczynając od lewego, maluję na nim Księżyc i aby utrzymać równowagę, na prawym tworzę Słońce. Znakuję Cię nimi, by Twoja dusza znała tę równowagę. By wiedziała, że zawsze po Słońcu nadejdzie Księżyc, tak jak zawsze po dniu nadchodzi noc. Niech Twoja dusza zawsze zachowa w sobie zrównoważoną moc. Oczyszczam narzędzie z koloru, ponownie mieszając nim w wodzie. Tym razem pędzel zanurzam w kolorze Czerwonym - jak ogień, który drzemię w nas i w naszych pragnieniach.
Kieruję dłoń ku Twojemu przyrodzeniu. Na wzgórku łonowym maluję okrąg i przyozdabiam go płatkami. Tak tworzę Czerwony kwiat - Kwiat Rozkoszy, Czakrę Rozkoszy. Uczę Twoją duszę, by pragnąć z rozwagą, ale i z zapałem. Tak jak zapalić może się szkło na Słońcu, tak niech dusza Twoja zapala się z pragnienia, gdy duszę pokrewną sobie znajdzie. Oczyszczam pędzelek i wilgotne narzędzie namaczam w Niebieskim - błękicie nieba, blasku szafiru, lazurowym Oceanie.
Narzędziem błądzę po Twojej klatce piersiowej i rozpoczynam zarys Skorpiona. Maluję Jego szczypce, Jego korpus oraz ogon. Nad nim zakreślam Ósemkę. Tym uczę duszę Twoją zgodności ze swoim, ósmym znakiem zodiaku. Narodziłeś się jako Skorpion i jako Skorpion zostałeś nakreślony w gwiazdach. Jako Skorpion byłeś, jesteś i będziesz niezwykle bystry, ambitny i ryzykowny. Niech dusza Twoja nie wyrzeka się tych cech.
Odkładam pędzel do szklanki z wodą, ten wypuszcza z siebie kolor, niczym chmura wyrzucająca z siebie deszcz. Obserwuję Ciebie, wiem, że jesteś Tam, w innym wymiarze, Tutaj pozostało tylko Twoje ciało. Twoja dusza zczytuje moje zapisy, moje nauki, mój rytuał. Teraz wiesz więcej, jesteś czymś więcej, istniejesz w innych wymiarach. Wiesz, że jako ciała fizyczne jesteśmy tylko jednostkami w nieskończonym wymiarze Wszechświata. To nasze dusze mogą posiąść wiedzę i umiejętności, by w końcu stanąć się Wszechświatem.
Tymczasem jesteśmy tu oboje, dusza moja i Twoja, razem, wyżej niż inne jednostki.
0 notes
aloneinasquare · 3 years ago
Text
01-06-22
Nie chce tej jebanej chemii. Chcę wyjść z tego wszystkiego, chce żebyś Ty był moim narkotykiem. I muzyka. I bas. I malowanie. Twórczość, artyzm, romantyzm, rozwój duchowy. Seks po spaleniu blanta. Seksualne wyzwolenie, nonkonformizm, zero ego, sama miłość. Pacyfizm, bunt, miłość do natury. Przytulanie drzew, podlewanie kwiatów.
Jestem dzieckiem z kwiatkiem na głowie.
4 notes · View notes
aloneinasquare · 3 years ago
Text
31-05-22
Oczami Lubego
Leżę na łóżku, rozpływam się w kołdrze, w jej miekkości. Czuję woń proszku do prania, woń świeżości.
A tam stoi ona. Naga, o skórze bladej jak twarz księżyca. Jej stopy są zgrabne i szczupłe, zakończone kostkami, które zaraz ucałuję. Jej łydki i pełne uda są ścieżką ku rozkoszy. Prowadzą do najsłodszego owocu świata, któremu oprzeć się nie mogę i nie chcę. Jej podbrzusze, delikatne i miękkie pokrywa się gęsią skórką, gdy powoli je pieszczę. Jej piersi, stworzone ze skóry tak cienkiej i wrażliwej, są niczym dwie wiśnie, którę gilgoczę językiem, lekko ssę, a potem biorę w dłonie i ściskam delikatnie. Jej biała szyja tylko czeka, aż zrobię po niej szlaczek językiem, musnę ustami, w końcu namiętnie pocałuję. Seria pocałunków kończy się na jej naturalnie pięknej twarzy. Muskam jej usta. Potem podnoszę głowę i patrzę jej w oczy - zielone jak las deszczowy, głębokie jak ocean, nieziemskie . Jej piękno wywołuje u mnie eksplozję uczuć. Nie umiem się odezwać, myślę tylko: "Ona jest moja. Ta bogini jest moja.". W powierzu wisi gorąca atmosfera. Nasze ciała przyciągają się do siebie niczym magnes. Czuje ile seksu w niej drzemie, ile pragnienia. Wiem, że ona czuje to u mnie. Już zaraz to wszystko wyparuje, kłębiąc się w chmurę ekstazy. Połączymy się w jedność i jako jedność doznamy spełnienia.
1 note · View note
aloneinasquare · 3 years ago
Text
15-05-22
Wróciliśmy do siebie. Odnaleźliśmy się na nowo. Tak jak wzburzona fala powraca do brzegu, tak my złączyliśmy swoje dusze ponownie, jak nam było pisane. To odbyło się tak szybko, tak gwałtownie. Wszystkie żale, złości i nieporozumienia odeszły w zapomnienie ustępując miejsca starej miłości, która odrodziła się na nowo. Nie żyjemy już w trójkącie - Ja, On, Heroina. Teraz to ciepłe jak miód uczucie rozlewa się tylko na dwa kielichy.
3 notes · View notes
aloneinasquare · 3 years ago
Text
09-05-22
Najlepszy przyjaciel. Bratnia dusza. Kompan w drodze ku autodestrukcji. Mój Detfel.
Gdy nasze dłonie spowrotem się splatają, a usta przylegają do siebie, gdy on jest dla mnie, a ja dla niego, świat nabiera ciepłej barwy. Chodniki, ulice, budynki, parki; wszystkie biją ciepłem, spływa po nich deszcz miłości i wdzięczności, przypominając mi, że kocham, i jestem kochana. Oświetlając moją twarz Słońce ociepla serce spełnieniem. Chłodny powiew wiatru nie gryzie zimnym dreszczem, tak jak kiedyś. Teraz pozwala mi na głęboki oddech. Biorąc go zamykam oczy i delektuję się tym co mnie otacza i tym co mam w sobie.
Kochać - to jak odrodzić się na nowo.
0 notes
aloneinasquare · 3 years ago
Text
01-05-22
Czy wszystkie chwile przyjemności i ekstazy zniknęły już na zawsze? Skradziono mi prawo do czucia euforii, więc mam czuć tylko pustkę? Co mi zostało z tego życia na ziemi?
Tyle pytań, tak mało odpowiedzi.
0 notes