#przepraszam wszystkich którzy czekali na ten rozdział
Explore tagged Tumblr posts
aleksowskii-blog · 6 years ago
Text
Rozdział Pierwszy-Firten
Aron Artorem
 Nigdy nie lubiłem wyjścia z hiperlini. Czuło się takie nagłe hamowanie i o ile systemy statku redukowały to do minimum, to nadal było bardzo nieprzyjemne. Popatrzyłem na mojego gościa. Właśnie biegł do toalety. Chyba zniósł to gorzej.
-Wszystko w porządku Gregory? - zapytałem z grzeczności, bo i tak znałem odpowiedź.
Zamiast odpowiedzi usłyszałem jak mój gość oddaje zwartość żołądka do pokładowego kibla. No cóż, w końcu się przyzwyczai. Wziąłem go razem ze sobą, podczas uwalniania się z jakiegoś ośrodka badawczego na Ziemi. Udało im się mnie złapać, a to naprawdę jest wyczyn. Nie zdążyłem im pogratulować. Chociaż mogłem się domyślić że humanoidalny wilk w końcu przyciągnie uwagę takiego prymitywnego ludu. Gregory natomiast, też jest człowiekiem, jednakże ma jakąś dziwną mutację genetyczną, która sprawia że może zamienić niektóre części ciała, bądź wszystkie w drewno, przez co przypomina drzewo. Umie także „strzelać” małymi kolcami, podobnymi jak u ziemskiej róży, a ponadto potrafił posługiwać się podstawowymi zdolnościami psionicznymi, jak chociażby czytanie i mówienie w myślach, dzięki czemu idealnie nadawał się do pomocy w ucieczce. Powiedziałem mu jakieś bajeczki na temat tego że: „Będziesz tu dobrze traktowany”, „Będziesz celebrytą z innej planety”, i tym podobne. Jak będzie miał szczęście, to może trafi do podobnego ośrodka, z którego uciekliśmy, jak nie, to cóż.
 Gregory wyszedł z toalety, po czym usiadł na swoim fotelu i patrzył się przez wizjer onieśmielony.
-Co? Pierwszy raz na żywo widzisz taką rzecz? - zapytałem, znowu z grzeczności. Nie było opcji żeby widział to wcześniej.
Za wizjerem rozprzestrzeniał się widok planety, w całości pokrytej Hipermetropolią, tuż przed nią ogromny port kosmiczny, z najróżniejszymi statkami, od małych personalnych statków pasażerskich, po wielkie frachtowce, poruszające się po wytyczonych liniach lotu, a to wszystko patrolowane przez korwety INO. Gregory nic nie odpowiedział, tylko pokiwał głową. Wleciałem w jeden z wyznaczonych szlaków i po załatwieniu wszystkich formalności, skierowałem się w stronę portu planetarnego na Firten, jak najbliżej pałacu Wielkiego Przywódcy.
Gregory Frydrych
 Niesamowity widok. Mnóstwo statków kosmicznych, od małych, po te największe lecące w perfekcyjnych liniach. Włączyliśmy się do jednej z nich i zmierzaliśmy w kierunku planety, którą Aron nazywał Firten. Nie wieże własnym oczom. Uszczypnę się.
-Ał!
-Coś się stało? - Aron spojrzał się mnie, jednocześnie starając się patrzeć przez wizjer
-Nie, nic, po prostu na coś się musiałem nadziać.
Aron popatrzył na mnie przez chwilę z tym ironicznym uśmieszkiem niedowierzania, po czym z powrotem skupił się na statku przed nami i kontrolkami w naszym własnym. A więc nie śnie. Właśnie siedzę w statku kosmicznym, przed nami jest mnóstwo innych i obca planeta, ja jestem kilkaset lat świetlnych od domu, a koło mnie siedzi przedstawiciel obcej rasy, który wygląda jak to wilcze „furry”, które niektórzy na naszej planecie tak uwielbiają. Najważniejsze że udało mi się urwać z tego ośrodka. Podobno tu ma mi się żyć bardzo dobrze, jeśli nie wspaniale!
-Zapomniałbym! - Aron zaczął czegoś szukać w schowku przy sterze - Tu jest! - wyciągnął coś w rodzaju strzykawki, z tym że była kwadratowa z czterema kolcami, po czym rzucił podał mi ją - wstrzyknij sobie w ramię, to chip tłumaczący, ja jako jeden z niewielu, jeśli nie jedyny, umiem gadać po twojemu. Ten chip sprawi że będziesz nas rozumiał i gadał po naszemu.
-I to za sprawą jednego chipa? - zrobiłem wielkie oczy ze zdziwienia
-Yhm.
Popatrzyłem na „strzykawkę”, nie wiem czy tak to powinienem nazywać, po czym wbiłem sobie kolce w ramię, zacisnąłem zęby i nacisnąłem spust. Poczułem ulgę i wyjąłem strzykawkę z ramienia. Z kolców wypłynął jakiś płyn, a rana po ukuciu natychmiast się zagoiła. Lekko zawróciło mi się w głowie. Zamrugałem kilka razy i wszystko wróciło do normy.
-I jak? Rozumiesz mnie? - zapytał Aron.
-Tak, a po jakiemu teraz mówisz?
-Po Firteńsku - uśmiechnął się.
Znowu zrobiłem duże oczy ze zdumienia i rozejrzałem się po pokładzie. Nagle mogłem rozpoznać wszystko co było tam napisane! Rozglądając się natrafiłem na wizjer i spostrzegłem że jesteśmy już w atmosferze planety,oraz że lecimy między wieżowcami. Przystawiłem głowę jak najbliżej wizjera, żebym mógł zobaczyć co jest pod nami. Chmury! Pod nami były chmury, a my lecieliśmy między gęstymi zabudowaniami. Prawie wszystkie budowle wznosiły się kilkadziesiąt, jak nie kilkaset metrów ponad powierzchnie chmur. Wszystko było białe, na szczytach wieżowców można było zobaczyć piękne, zielone ogrody, na każdym piętrze było widać ludzi... przepraszam, firtanów. Prawdziwa Utopia! Zmierzaliśmy w stronę wielkiej budowli, wynoszącymi się ponad inne czterema wieżami, oraz o wiele ładniej udekorowanymi ścianami. Po każdej stronie zwiewała ogromna, czerwona flaga, z kołem, w środku którego znajdowała się łapa, najprawdopodobniej psia, bądź wilcza. Pod flagami znajdował się wygrawerowany, złoty napis: Interplanetary Nations Order. Każde słowo było napisane pod poprzednim, tak aby pierwsze litery tworzyły skrót: INO. Aron często używał tego skrótu, zamiast pełnej nazwy, zgaduję więc że przyjął się mocniej.
-I o to pałac Wielkiego Przywódcy Ytryma! - mówiąc to, a prawie wykrzykując, Aron uderzył się w pierś pięścią.
Nie wiedziałem za bardzo co odpowiedzieć, więc po prostu patrzyłem w milczeniu jak powoli zbliżamy się do Pałacu.
 Wylądowaliśmy na jednym z wielu lądowisk przy budynku. Po otworzeniu włazu czekali już na nas firteni, wyglądali na coś w rodzaju straży honorowej. Było ich czterech. Nosili karmazynowe pancerze, które zakrywały wszystkie części ciała. Hełmy ozdobione szarą kitą, pokrywały im całą głowę. Na wysokości oczu mieli ciemny, poziomy pas, najpewniej wizjer. Jako uzbrojenie mieli dziwne karabiny, zgaduję że tak samo jak u Arona magnetyczne, a przy pasie mieli pałkę, z dziwnymi niebieskimi wypustkami. Kształt ich zbroi wskazywał na to że są kimś z rasy psowatych. Wyszliśmy im naprzeciw.
-No dobra, to wy się nim zajmijcie, a ja pójdę zdać raport Wielkiemu Przywódcy.
Zanim zdążyłem cokolwiek powiedzieć strażnicy do mnie podeszli, powalili na kolana i zakuli w kajdany.
-Co jest?! - krzyknąłem.
-Zamknij się i idź z nami - powiedział jeden.
Aron, który dotychczas się przyglądał, obrócił się i odszedł, bez żadnego okazania współczucia, czy sympatii. Nawet mięsień na jego pysku się nie ruszył.
-Aron! Myślałem że się przyjaźnimy! Okłamałeś mnie! Ty... - tu mój głos przerodził się w krzyk bólu. Jeden ze strażników uderzył mnie pałką, a ja natychmiastowo poczułem paraliżujące uderzenie elektryczności w mojej nodze. Dowiedziałem się od czego są niebieskie punkciki.
-Zamknij się i chodź z nami - powtórzył strażnik, tym razem mocniej podkreślając zdanie.
Spróbowałem przemienić się w moją drzewcową formę. Wtedy tak łatwo mnie już nie zelektryzują! Jednak się nie udało.
-Co jest... - powiedziałem cicho do siebie
Strażnik uderzył mnie kolbą karabinu w brzuch. Dobrze że wcześniej zwróciłem obiad, bo teraz na pewno bym to zrobił
-Zamknij się - jeszcze raz, mam wrażenie że już finalny, powtórzył strażnik.
Wstałem i zacząłem iść za strażnikami. Dwóch mnie prowadziło z przodu, kolejnych dwóch asekurowało z tyłu. Weszliśmy do Pałacu i od razu skręciliśmy do windy. Byliśmy na 2033 piętrzę, strażnik nacisnął przycisk z numerem 1679. Jechaliśmy zaskakująco krótko-jakąś minute, może mniej. Wyszliśmy do czarnego korytarza, jakieś 10 m przed nami było drzwi, wyglądały na pancerne, a koło nich stróżówka, z mniej wystawnymi strażnikami, niż ci którzy mnie prowadzili. Mieli jedynie takie same, czarne pancerze, bez żadnych dodatków.
-Mamy tu specjalnego gościa. G-O2B4C5Y - rozpoczał rozmowę jeden z mojej eskorty.
Strażnik w stróżówce sprawdził coś na czymś co przypominało holograficzny komputer, po czym drzwi się otworzyły, a on pokazał ręką że możemy iść. Obstawa, a razem z nią ja, zaczęliśmy iść w głąb korytarza, na obu ścianach były drzwi, też najpewniej pancerne, z małymi kratkami u góry, oraz małym prostokątem u dołu, z zasuwką, najpewniej tak podaje się jedzenie. Zaprowadzili mnie pod jedną z cel, po czym rozkuli i dosłownie wkopali do środka.
3 notes · View notes