Tumgik
#majowy
Text
Tumblr media
Beltane, błogosławione święto życia, W tym czasie radości witamy światło ognia. Ten ogień niech przyniesie płodność i obfitość, Naturę w pełni i siłę miłości.
Matko Ziemio, Twoja moc rośnie wokół nas, Twoje błogosławieństwo w każdym pąku kwiatów. Prosimy Cię o dalszy dobrobyt i harmonię, O siłę w jedności z Tobą i naturą.
O, Bóstwa płodności, tańczymy w Waszej mocy, Wasze światło rozświetla nasze serca. Dziękujemy za życie, które kwitnie w Waszym świetle, Niech Wasza siła przynosi nam dostatek.
Maik - maj - de facto Maik to Stado
Zwyczaje, co, do których jestem pewien:
Król i Królowa i ich orszak - przeważnie obie role pełnią kobiety, "królem" również jest kobieta
taniec kobiet z mieczami
słup majowy
niektóre zwyczaje mogą być podobne do kupalnych lub się z nimi pokrywać
4 notes · View notes
arekmiodek · 2 years
Text
Tumblr media
Rzeźba z Palenqué. Cywilizacja Majów. Schyłkowy okres klasyczny. Lata 550-900 n.e. (fot. Arkadiusz Miodek)
1 note · View note
myslodsiewniav · 5 months
Text
Chwila refleksji po majówce
6 maja 2024
Znowu życie mi zapierdala jak szalone i znowu gubię ważne, ale tak ulotne refleksję. Na bank napiszę jeszcze o wakacjach w Turcji, bo jest kilka wrażeń do spisania (Hamam <3), ale póki co po majówce jestem. I po majówce mam refleksje.
Tak, jak pisałam wczoraj: mam masę zaległości i zaliczeń do nadrobienia, nie wspominając o pracy, o zdrowiu (nadal choram) i do tego mój weekend majowy długi nie był: sobota i niedziela 4-5 maja miałam zjazd. Więc myślami byłam przy tym i innych zaliczeniach, których termin oddania nieubłaganie się zbliża, a ja mam tylko pomysły i masę researchu. Teraz z tych puzzli musi coś powstać, a z tego surowego, autorskiego tworu, który powstanie trzeba złożyć wypieszczony na 200% obrazek (tj. "obrazek", ale bez względu na to czy to ma być merytoryczny tekst, czy grafika, czy podcast czy dokument z obliczeniami - każde ma być tak zajebiste, żeby służyło za portfolio i żeby prowadzący zajęcia nie mieli wyboru i wstawili mi 5).
No i jeszcze w piątek, sobotę, a potem też w niedziele jedna z grup projektowych postanowiła się ze mną pokłócić na mesendżerze xD, bo ich zdaniem bezczelnie podpinam się pod ich pracę, a ledwo co zrobiłam xD. To o tyle kuriozalne, że ludzie nie mogli pojąć co do nich mówiła, a naprawdę kończyły mi się pomysły jak innymi słowami opisać to samo, co do nich mówię. I kuriozalne o tyle, że NIC z tego by się nie wydarzyła, gdyby nie ich własne skomplikowanie sprawy w marcu xD
Otóż mam ten indywidualny tryb studiów i po prostu dla formalności musiałam się wpisać we wspólny dla roku plik realizacji zadanego tematu - tyle, że ja realizuje temat sama i referuję go sama, a w zasadzie nie sama, a z moim partnerem, który ma w tym semestrze zajęcia z tą samą wykładowczynią co ja, temat podobny, możemy się fajnie uzupełnić i w tym celu nagrywamy audycję radiową. Najpierw ja dostałam wytyczne do swojego projektu, a jakoś miesiąc później on mi opowiadał, że ma zajęcia z taką zajebistą starszą panią - okazało się, że to ta sama. No i od słowa do słowa skończyło się na "A możemy razem? Pozwoli nam Pani? Będzie fajnie!" xD No i wyszło to tak właśnie: mam dlatego troszeczkę inne wytyczne niż reszta mojego rocznika, ale formalnie musiałam się wpisać we wspólną tabelkę pod tematem z dopiskiem "indywidualny tryb nauczania". Z doświadczenia wiem jednak, że nadprogramowa osoba w grupie (szczególnie, że te grupy dla studentów miały ograniczenia co do ilości osób realizujących dane tematy) budzi popłoch wśród młodych studentów, a oni nie wiedzą jak sobie z tym radzić (sami nie zapytają o co kaman, pewnie by mnie wykreślili), a zamiast tego potrafią to rozkminiać na chacikach z przyjaciółmi tygodniami (serio, doświadczyłam już tego w zeszłym semestrze... i serio to rozumiem, ten narastający stres i niepewność, a przy tym strach przed wejściem w konfrontację, która może wyskalować nieadekwatnie do problemu, ech, naprawdę cieszę się, że stara dupa jestem momentami i to wszystko jest już za mną). Dlatego od razu jak się wpisałam napisałam do jedynej osoby z listy już wpisanych do projektu osób z info "Hey, wpisałam się w ten sam temat co ty do grupy projektowej z przedmiotu XXXX. Daję znać: nie bójcie się, nie rozwalę wam grupy, ani projektu. Wpisałam się, bo muszę dla formalności się wpisać, ale będę temat referować osobno, bo mam w tym semestrze indywidualny tryb naucza. Ciągle możecie mieć zespół składający się z tylu osób ile przewidziała prowadząca. Życzę wam powodzenia. Będę wdzięczna, jak przekażesz to info reszcie zespołu."
Przekazała.
I od razu dodała mnie do grupki na mesendżerze z tą resztą ludków. Dodała jako zdjęcie zrzut ekranu z wiadomością ode mnie. Podziękowała - wraz z resztą na tym czaciku - za wyjaśnienie sytuacji. Zaproponowała, że może w takim razie napiszę im chociaż wstęp - po prostu jako uczestniczka grupy, która wykona projekt w tym semestrze osobno. Przemyślałam to, zastanowiłam się, no okay, może tak być (z jednej strony taka propozycja włączająca mnie do społeczności studenckiej, dająca namiastkę wspólnotowości, a to coś czego mi brakuje na tych studiach... a z drugiej strony dodatkowa robota, a i tak mam sporo do zrobienia indywidualnie na zaliczenia, nie mam czasu... Byłam trochę poruszona tą ich propozycją, a trochę czułam, że chcą ode mnie czegoś, czego nie mogę już dać). Zdecydowałam, że jeszcze potwierdzę im to pisanie wstępu, jak zapytam psorki. A tym czasem udostępniłam im na grupce cały swój wcześniejszy research. Artykuły naukowe na zadany temat, wyniki badań, filmy popularnonaukowe. Podzieliłam się po prostu swoim kawałkiem roboty, bo czemu nie? Jestem diabelnie dobra (moim zdaniem i to się zwykle potwierdza) w researchu materiałów. Niech mają. A potem napisałam do prowadzącej wyjaśniając, że grupa studentów z mojego roku zaprosiła mnie do napisania wstępu do ich pracy - na niemal ten sam temat co moja i mojego chłopaka praca - i że uważam to za miłe i czy się zgadza? Babeczka stwierdziła, że bez sensu, szkoda mojego czasu xD, ale jeżeli uważam, że to faktycznie było "miłe" z ich strony - to proszę napisać krótki wstęp. I dopisanie przeze mnie tego wstępu dla osób z roku zamieściła jako składową podstawy zaliczeniowej przedmiotu, a taki dokument trafił do dziekanatu, i taki dokument został klepnięty w dziekanacie, a ten durny wstęp stał się czymś na podstawie czego min. zaliczam tryb indywidualny...
No i to była głupia decyzja...
No i czas leciał, był potem wstrząs mózgu, skarga xD, konkurs, święta, wakacje i NAGLE wyskoczył piątek3 maja 2024 xD I równie NAGLE w piątek ta grupa, od tego projektu semestralnego, na zaliczenie TEGO przedmiotu ożyła. Okazało się, że mają referować w niedzielę wieczorem projekt, który niespecjalnie jest wykonany. xD I ja też tego wstępu nie napisałam. Więc w piątek wieczorem, po zejściu ze szlaku, z lampką wina w ręce napisałam im ten wstęp. Strasznie chujowa ta ich prezentacja była - coś TAK CIEKAWEGO ubrali w banalne punkty i hasła. Miałam nadzieję, że o tym ciekawie opowiedzą, ale nope - ostatecznie w niedziele po prostu CZYTALI, usnąć było można. Nie mój sposób referowania. Szkoda, serio. Bo temat jest ciekawy jak nie wiem! Anyway - napisałam w piątek wstęp. Jak to wstęp: zawierając zapowiedź tego, co na dalszych slajdach opowiadali, trochę gładkiego wprowadzenia do tego o czym będziemy mówić, trochę geografii, trochę tła historycznego, kilka clifhangerów. Takie pierdololo na 2 akapity i 4 złożone zdania (w moim stylu). I jedna data. Tyle.
Na chatcie uaktywniłam się z info "wstęp dodany" i myślałam, że tu mogę już odłożyć laptopa, ale nie. "UsUNĘłaŚ MÓj wstĘP!?" - wkurzyła się, albo spanikowała jedna dziewczyna. Sama nie wiem co bardziej, ale emocje miała duże. Powtórzyła to pytanie 3 razy, pisząc je raz za razem, w trakcie jak odpisywałam "Nic nie usuwałam, dodałam slajd". Po tym nic nie napisała.
W tym czasie inna dziewczyna - która tak swoją drogą całą majówkę poganiała do pracy resztę słowami "zrobione już? Ja chcę mieć 5! Macie to robić tak, żeby było 5! Muszę dostać 5!" - chciała wiedzieć skąd wzięłam te słowa, które wpisałam, bo mieliśmy korzystać tylko z takich-a-takich materiałów (tj. mieliśmy podaną bibliografię i podane sugerowane do tej prezentacji źródła naukowe - zresztą ja też im w marcu podesłałam źródła naukowe, ale oni gdzieś w kwietniu uznali, że cokolwiek miałoby być użyte w pracy, co nie pochodzi z bibliografii od pni psor to błąd. Ech, wybiegając do przodu: pani psor podczas wykładu w niedziele 5 maja jeszcze raz wyjaśniła, że błędem jest szukanie rzetelnej wiedzy na Wikipedii oraz Chatcie GPT, że o to jej chodziło, gdy przestrzegała przed szukaniem informacji w innych źródłach w internecie, a nie o zamykanie się na różne rzetelne naukowe publikacje. Ale tamtej grupce moje analogiczne wyjaśnienie w piątek nie wystarczało... no cóż, można by powiedzieć, że młodzi są, a ja stara dupa i tyle). Wyjaśniłam jej, że sama napisałam. A ona pyta "ale skąd?", bo podobno zrobiła w tych plikach od psorki CTRL+F i szukała mojego tekstu (jebnę xD), nie mogła go znaleźć, więc założyła, że używam innych - niedozwolonych! - źródeł, a ona chce dostać 5, więc wszystko ma być wypieszczone na 5! Była wkurzona, jakby... nie wiem, jakby zakłądała, że albo kłamię, albo jestem niekompetentna. Wyjaśniłam jej, że to co napisałam to moja autorska praca, zresztą to banały i fakty zapowiadające to, co przecież znajduje się na kolejnych slajdach. Tym powinien być "wstęp w mojej opinii". A reszta grupy odpaliła się "ale to ma być z pliku od psorki!" - ale co ma być? Copy-paste? To przecież ma być autorska prezentacja na bory i lasy! Przeczytałam ze zrozumieniem i napisałam wstęp. Dziewczyna, co chce dostać piątkę w tym czasie sprawdziła te moje fakty hasłowo w "jedynym słusznym pliku źródłowym" i napisała "Sprawdziłam, może być, ale jeszcze jutro dla pewności Halina sprawdzi, jak będzie miała lepszy dostęp do neta". No i kolejnego dnia ta koleżanka z grupy, Halina (imię oczywiście wymyślone) napisała na grupie, wszystkim, że sprawdziła ten tekst ode mnie i że on faktycznie może być. Dopiero wtedy reszta grupy dała jej komentarzowi okejkę. A ja się zastanawiałam czy oni dopiero po analizie Haliny wiedzieli, że faktycznie mój tekst odnosi się do tematu? Czy oni faktycznie ten temat opracowywali!!!?? Trochę mnie zatkało obserwowanie wymiany info na tej grupce. Gdybym miała z nimi pracować na serio na własną ocenę to bym uciekła.
Poczułam się tym obrażona - zaznaczam, to okay, jak w grupie osoby się wzajemnie sprawdzają, korygują. Ale to nie rozchodziło się o ortografię czy o styl, a o brak wiary w to, że jestem kompetentna. To moim zdaniem było obraźliwe. No, ale okay, nie mój cyrk, nie moje małpy. Żyłam dalej, ale OTÓŻ NIE.
Potem, w sobotę, nie mogli się dogadać kto ma jaki numer albumu - podałam im swój. Dodając, że ja to ten tryb indywidualny oznaczony w pliku pierwotnym, jako dodatkowa osoba. Potem, też w sobotę, wybierali jednak inną szatę graficzną - tu wydaje mi się, że im poogłam, pochwaliłam wybór kolorów, pomogłam z czytelnością tekstu (wtedy nikt nie podważał mojego wkładu). A potem, też w sobotę, się posprzeczali kto ma referować. Byłam zajęta własnymi projektami i uczestniczniem w ćwiczeniach mojej grupy, więc nie nadążałam na bieżąco za tym ich rozpierdolem, a jak odczytałam to okazało się, że wytypowali mnie na osobę referującą prezentację przed całym rokiem. xD
Myślałam, że jebnę. xD Ponownie. xD
Więc im mówię, że życzę im powodzenia, że tak jak informowałam na początku tego projektu, mam indywidualny tryb, zadanie muszę przygotować sama i zreferować na innych warunkach, bezpośrednio przed psorką. Że zgodziłam się napisać wstęp - napisałam, podałam im źródła z których zdecydowali się nie skorzystać - ich prawo i tu mój wkład w ich projekt się kończy.
Wkurzyli mnie, tym bardziej, że ta co chciała mieć 5 nagle okazało się, że jest na jakiejś fajnej wyprawie i nie może referować, ale chce dostać 5 i ktoś ma się zgłosić.
Ta Halina też była na jakiejś fajnej wyprawie, dlatego nie ma dostępu do sieci, więc ona referować nie może (serio - jak coś próbowała mówić, to cały czas ją przecinało. Po odgłosach mogę strzelać, że była na kajakach, albo w ogóle gdzieś na wodzie).
Nagle wszyscy tam chorzy, przerzucający się odpowiedzialnością itp itd.
Odcięłam się.
Aż znowu mnie wywołali, że za mało zrobiłam, bo tylko ten wstęp - zapytałam czego ode mnie oczekują już nawet nie podjeżdżając by przeczytać tej konwersacji. A laska, że nie wie. Że może coś mogłabym zrobić. Wyjaśniłam jej raz jeszcze, że mam dokładnie 6 razy więcej roboty do zrobienia na zaliczenie tego przedmiotu, niż oni i nie mam zamiaru. Wyjaśniłam jeszcze raz "mam IOS, zaliczam tę pracę z innym studentem, miałam dla was napisać wstęp, tak się umówiliśmy", poprosiłam, aby podpisała mnie z dopiskiem IOS i tyle.
I tyle...
Coś tam jeszcze pisali podnosząc mi ciśnienie, ale nie czytałam mimo wywołań w sobotę, ani niedzielę rano. Dopiero w niedziele wieczorem, tuż przed ich referowaniem tematu (co mnie ciekawiło - łatwiej mi słuchać niż czytać) pobrałam plik. No i czytam. Mój wstęp, a potem 67 slajdów. Ostatni slajd to skład zespołu. I mnie tam nie ma.
No i się wkuuuuurwiłam.
Najpierw jeszcze dopuszczając błąd w zapisie, przeoczenie nieumyślne, zapytałam czy mogą mnie dopisać.
Na to laska co chcę dostać piątkę pyta czy oby na pewno chcę zostać dopisana skoro napisałam im raptem jeden slajd.
Odparłam "TAK XD".
Na to już cała grupa, że to tylko jeden slajd, a oni tyle roboty w to włożyli.
To ja już wkurzona - bo gdybym wiedziała, że tyle to wszystko będzie mnie kosztować nerwów, to chuja, nie zgodziłabym się na te grupki w marcu i tyle - że prosili bym napisała wstęp, więc napisałam wstęp. Wykonałam pracę do której mnie zaprosili, włożyłam w to swój czas, aby to ustalić z psorką, a teraz nie chcą wpisać, że pracę wykonałam. Nie rozumiem o co im chodzi. xD
A oni mi na to, że teraz to oni nie rozumieją o co mi chodzi.
xD
A ja, że w takim razie nie kminie, po co mnie zapraszali?
A laska od piątek na to, że totalnie nie rozumie o co mi chodzi.
xD
A ja, że przecież zaprosiliście mnie, abym napisała coś krótkiego, a ja zaproponowałam napisanie wstępu.
A laska od 5: "Być może, i?"
No kurde, smutno mi było. W poczuciu bycia wykorzystaną, robioną w konia i jednoczesnego wkuuuurwu opanowała emocje. zescrollowałam w górę, do faktów. Szukałam w tym dokładnie oknie dialogowym, tym dokładnie chatcie mojej wiadomości z 20 marca i ich propozycji - to są kurde fakt, a nie "nie wiem o co ci chodzi".
A w tym czasie laska, co wcześniej się wkurwiła na samo prawdopodobieństwo tego, że mogłam skasować jej wstęp napisała capslockiem "TO JA ZAPROPONOWAŁAM NAPISANIE WSTĘPU!".
Zignorowałam.
I korzystając ze strzałeczki "odpowiedz" odnosiłam się od razu do tych wiadomości z marca. Do tego screena wiadomosci ode mnie, który udostępniła nota bene Halina xD, do tego kto proponował, abym napisała wstęp (Halina i ta od piątek), do wyrażenia zgody przez całą grupę, o tym, jak wtedy uznałam, że to miłe z ich strony, do tego jak im wyjaśniłam, że napisałam do psorki, jak im wyjaśniłam, że teraz napisanie wstępu do ich prezentacji jest wciągnięte do mojej postawy zaliczeniowej IOS.
A laska co chce dostać piątkę wkurzyła się - jakby nie czytając tego co im podrzucam - i podesłała mi też w formie "odpowiedz", abym widziała treść własnej wiadomości z wczoraj, tej w której wyjaśniam, że nie referuję z nimi, że napisałam wstęp jak się umawialiśmy i tu się kończy nasza współpraca, bo mam własny projekt do wykonania i obronienia. Napisała, że przecież wczoraj mnie pytała czy z nimi będę referować i odpowiedziałam TO.
No tak, bo tak się umawialiśmy przecież.
Wkurzona miałam ochotę rwać sobie włosy z głowy. Ale zamiast tego szukałam sposobu komunikacji, który do tej grupy trafi. Napisałam im jeszcze raz w podpunktach, bo punkty i strzałki rozumieją oceniając po prezentacji jaką zrobili "Mam zajęcia na 2 uczelniach w tym semestrze -> wystąpiłam do dziekana o indywidualny tryb -> dostałam zgodę na IOS i indywidualne wytyczne zaliczeniowe od każdego wykładowcy -> wpisałam się do tabeli projektowej z tego przedmiotu i dałam wam 18 marca znać, że nie ingeruję w waszą pracę -> 20 marca WY mnie dodaliście do tej grupki i ZAPROSILIŚCIE, abym napisała wstęp do waszej pracy -> pomyślałam, że to miłe, ale już tak nie myślę, napisałam do psorki, wyraziła zgodę, dodała napisanie wstępu do mojego zakresu zaliczenia przedmiotu -> udostępniłam Wam swoje materiały -> napisałam wstęp do Waszej pracy na WASZE zaproszenie -> nie ujęliście mnie jako współautorki w projekcie.
To po co mnie zapraszaliście?
I po tym nagle całe tuzin uczestników grupy "Nie mogłaś tak od razu!?", albo "trzeba było tak od razu, teraz wszystko wiadomo!", i pretensje, że przecież mogłam im od razu wyjaśnić, a tak to nikt nie wiedział.
NO WKUUUUURWIŁAM SIĘ.
Jeszcze raz podałam, ale tym razem zrzuty ekranu wiadomości w tej dokładnie grupce na msg - te z 20 marca, z 21, z 25 marca, gdzie WSZYSTKO jest wyjaśnione i gdzie oni proponują co proponują.
Odpisałam, że przecież ja im napisałam to OD RAZU, dosłownie OD RAZU jak się pojawiła lista do zapisów, 20 marca.
Mogli zapomnieć - czaję, ale to nie oni do mnie mogą w tej sytuacji mieć pretensje, a ja do nich.
Laska co chce dostać 5 odparła, że okay, faktycznie doszło do nieporozumienia i zaraz dodała plik w którym dopisała mój numer albumu z dopiskiem, że pomogłam im "gościnnie". xD
Kurwa, ludzie.
Chodziłam wczoraj zła jak osa.
A ich prezentacja wyszła chujowo, bo wklejali bez zrozumienia cytaty z "Jedynego słusznego materiału źródłowego", a zapytani nie potrafili odpowiedzieć o co chodzi. I powielali nieprawdę - okazało się, że jedna osoba użyła chatuGPT i jakieś farmazony z tego wyszły na ważny temat.
Ah, well.
Karma wraca.
A ja mam już kolejny fragment tekstu do zrobienia.
Niemniej... wracając do majówki.
Miałam inne plany. Ale chyba nie wyszło zarówno przez to, że w myślach wciąż mam napoczęte projekty i myśli o tym, jak je udoskonalić, pracę nad biznesplanem MOJEGO biznesu xP (bo po grant idę, a w przyszłości może po dofinansowanie) i jeszcze mam chory pęcherz. Jak i przez to, że mój chłopak źle zaplanował czas, źle wybrał i w ogóle ZNOWU wpadł w jakieś takie chaotyczne BYCIE wśród jego krewnych.
Ech.
Mój chłopak pochodzi ze Śląska. Z pięknego, atrakcyjnego turystycznie miejsca. Szlaki rowerowe, zabytki, sporty wszelakie, blisko w górki, blisko w miasteczka, o turystę się tu natyka co kilka metrów. Jego rodzice mieszkają blisko lasu, blisko szlaków i zabytkowych perełek architektonicznych.
No i tam nie byliśmy od Bożego Narodzenia.
Jego bliskich - zresztą moich też - widujemy szybko i w drodze. Moich częściej niż jego. Te studia (on: jedne, ja: dwa kierunki) i jego praca (stacjonarna, a moja zdalna) mocno ograniczają czas i możliwości ku takim slow-odwiedziną.
Dlatego w tym roku zdecydowaliśmy, że odpoczniemy w majówkę stress-free w jego rodzinnych stronach. Daliśmy znać jego rodzicom, że planujemy przyjechać i okazało się, że oni akurat na majówkę planowali wyjechać xD Dogadaliśmy się. Miało być tak, że środa i czwartek to my sami w ich chacie, całe dnie na rowerach, albo na górskim szlaku. A w czwartek 2 maja wieczorem teściowie mieli wrócić, mieliśmy zrobić wspólnie ognisko, a potem w czwórkę miło spędzić wspólnie piątek na spacerkach okolicznymi szlakami. W sobotę ja na wykładach, więc niech mój facet zrobi coś fajnego z rodzicami, podczas, gdy ja będę siedzieć na trawie i się uczyć. A w niedzielę - ja nadal na wykładach - powrót do domu - ja na słuchawkach na zajęciach na studiach od rana do nocy.
No. Fajnie to było zaplanowane. Trochę aktywnie, ale nic na siłę.
Poza tym, moje myśli co rusz uciekały do projektów, które robię, co chwilę coś dopisywałam - nie mogłam się w pełni wyłączyć, jak na urlopie w Turcji. Być może przez to, że wzięłam notatki i laptopa na tę majówkę...
No, to ja w myślach stres i planowanie zaliczeń i w... może w poniedziałek, ale chyba we wtorek, w ostatni dzień kwietnia dowiedzialam się od partnera, który skończył rozmawiać z mamą, że jednak jego rodzice zmienili plany, skracają swój pobyt. Że wracają do domu już pierwszego maja wieczorem. Ech. No okay, nie? I tak będziemy na szlaku w czwartek, możemy od razu w czwórkę pojechać? Ale temu nie dawałam więcej uwagi, bo projekty bierzące, bo perspektywa biznesu i spotkania w tej sprawie były. No i mój partner coś tam przebąkuje, że luz, że czekając na rodziców może on jednak przygotuje nasz zabytkowy samochód na przegląd korzystając z dobrze wyposażonego warsztatu ojca.
No i jak było...?
O. leżał pod tym samochodem przez 3 dni. W zasadzie 2 dni, ale z przerwą dnia drugiego na pół doby. Czyli jak zaczął w środę, tak w piątek do obiadokolacji dopiero wyznał, że naprawił.
Chciałam się skupić nad projektem, ale nie mogłam - nie potrafię tak nie u siebie, wszystko mnie rozprasza. Naprawdę próbowałam. Nie ejst to dla mnie komfortowe. To, że pies przybiega, to, że ktoś herbatę proponuje, albo chce rozmawiać. No to rozmawiajmy - i rzucam tą pracę, bo w końcu nota bene w gości przyjechałam, nie? A potem idę się zamknąć z pracą i zaraz O. przychodzi upewnić się czy wszystko ze mną jest okay, bo według jego babci się obraziłam i poszłam się zamknąć do jego pokoju. No nie... No i schodzę i uspokajam, że wszystko jest okay, ale mam dużo pracy do wykonania, a babcia jakoś nie rozumie... o ile prace-pracę potrafi zrozumiec o tyle pracę kreatywną, pracę z fikcją, albo w ogóle chyba pracę na studia -tego nie rozumie. Więc wybieram własny komfort godząc się na to, że zaraz znowu zaniepokojony O. wpadnie do pokoju upewnić się czy wszytsko okay, bo babcia pujdzie mu donieść na moje dziwne zachowanie - a mimo tego, ze on upewnia ją, aby dała mispokój, bo musze się skupić, babcia woli zauważać jakieś inne bodźce, które mogły mnie urazić niż fakt, że mnie rozprasza ot -że chora jestem bardziej i poszłam się położyć, bo mnie mocniej boli niż 1h temu itp.
Czułam się zaszantażowana. I te bodźce. Oni to ludzie iskry. Ekspresja duża do małych rzeczy - uczciwie to ja wiem, że sama taka jestem. Ale fakt przebywania z tak eksperesyjnymi ludźmi cały czas, dobę mnie po prostu męczy. Dla mnie spotkanie na 2-3h to dość.
No i to jest coś co chyba gdzieś przytłumiło mi w ogole czucie siebie. Miałam poczucie, że jest mi okay, ale nie tak, jakbym chciała.
Teściowie też się o coś sprzeczali, więc tam co jakiś czas pojawiał się problem. Teściu uznał, że jestem, ech, melomanką, bo mu kilka miesięcy temu - wiedząc, że lubi muzykę - podesłałam kilka utworów, które lubię. Okazało się, że zakochał się w tym co usłyszał i uznał mnie za wspomnianą melomankę. Już pierwszego dnia mnie porwał by pokazywać mi swoje "piosenki wszechczasów" - od skwierczącego, cichego, ciepłego ogniska, do domu, pod dudniące na pełnej stereo, abym cytuję "doceniła te dźwięki" jego ukochanych utworów, którymi MUSIAŁ się ze mną podzielić w podzięce za tamtą playlistę - no nie doceniłam, bo byłam tak przebodźcowana, tak go prosiłam o ściszenie, a on tego tak bardzo nie pojmował, jak mogę lubić muzykę, ale nie nakurwiać jej w decybelę, że miał lekki mindfuck. Powiedziałam, że wolę po prostu inaczej... No bo wolę inaczej. Dla mnie to już było ZA DUŻO, zwoje mózgowe mi się przegrzały, ale ku własnemu zaskoczeniu uratowało mnie nie stawienie granic, a atak alergii - po prostu zaczęło się ze mnie lać tak, że nei wiedziałam, które otwory na trzy wycierać. Uciekłam pod prysznic i tam wracałam do równowagi (a O. stonował ojca).
Kolejny dzień, 2 maja, czwartek - jest miło, od rana miło. Pogoda piękna, po alergii ani śladu. Mój chłopak już pierwszego dnia wieczorem ostrzegł, że w sumie dobrze, że zaczął pracę nad czymś-tam (pozostanę ignorantką motoryzacyjną, to wybór, tak wolę), bo znalazł przy okazji problem z czymś innym, co gdyby nam w drodze się zepsuło to mielibyśmy problem. Więc wiedziałam, że rowerów nie będzie, a ja będę miała szansę na pracę z projektami.
Siadamy do śniadanka, pyszka, na deser mój chłopak - to urocza historia - przynosi tiramisu. Sam 30.04 ubijał je, sam je przygotował. Zrobił dla mojej mamy i taty, dla siostry i Szwagra (jak jechaliśmy na Śląsk to wstąpiliśmy by ich tym utuczyć) oraz troszkę większe opakowanie z myślą o naszej dwójce, jego rodzicach i dziadkach. Jako włochofile byli zachwyceni! Tak zachwyceni, że teściu robił sobie zdjęcia podczas jedzenia, a mój partner i jego mama - przed podaniem, podczas podania i podczas dzielenia porcji. Wszyscy wrzucili tę relację na ich grupę rodzinną, dla jedynej nieobecnej tj. siostry mojego partnera. Podobno była oburzona, że nie ma dla niej!
I dla mnie tu historia ciasta się kończy.
Bo z mojej perspektywy panowie ledwie zjedli śniadanko z deserkiem i obydwaj zaczęli krążyć po tarasie z telefonami przyklejonymi do uszu. Nie wiedziałam po co teściu - ale bardzo tym wnerwiał swoją żonę. Sprzeczali się o jakiś kontekst, którego ja nie kminiłam, a który dotyczył ich syna. Ona była zła, że on coś chce zrobić z moim partnerem. Nie wiem, nie słuchałam, nie wtrącam się, poszłam po lapka i próbuję pracować. Ale widzę, że mój facet, umazany smarem (bo ledwo otworzył oczy już leżał pod maską) jest czymś zmartwiony. Okazało się, że z okazji majówki nie ma otwartych sklepów z częściami, a jak są to nie ma skąd wziąć tej części, która się zepsuła. W końcu się dodzwonił gdzieś, gdzie mieli. Przepraszał mnie, że to tak wyszło z tym autem, ale chyba jednak lepiej naprawić teraz, niż potem mieć awarię bór wie gdzie. No logiczne. Spoko.
Ja już w projekt swój nurkuję, a on przychodzi z prośbą o pokręcenie dla niego filmików z których zrobi reelsa. No okay. Wstaję, już zirytowana, rozkojarzona i idę. Kręcę. On docenia, że go wspieram (na głos), podkreśla, że nei chciał mi zabierać czasu, że teraz go tak naszło. I tak już było przez następne dni - jak nie jego mama/babcia/tata to on sam wpadał, aby "tylko na chwilkę" mnie zapytać/poprosić o nakręcenie czegoś teraz (a tamci by zapytać jak mają się moje roślinki, albo czy nie napiję się herbaty, albo czy widziałam nowy teledysk itp).
Rozpraszało mnie to w chuuuuuuj.
Nie mogłam nic napisać.
Byłam tak zirytowana próbą napisania OPOWIADANIA FANTASTYCZNEGO NA OCENĘ, że wolałam nic nie pisać. Napisałam wstęp do cudzego projektu w piątek i obejrzałam kilka tutoriali na zajęcia, które muszę obejrzeć jeszcze raz, bo byłam tak skupiona na tym, by wszystko co się dzieje wokół mnie jednak mnie nie rozpraszało.
Wyszłam na dwa spacery przez te dwa dni.
Ech.
Aż gdzieś około 2 maja południa zostałam sama w domu. Mój chłopak gdzieś pojechał z tatem (myślałam, że po te części, które w końcu namierzył telefonicznie po śniadaniu). Jego tata zastrzegał, że coś-tam do pracy musi sprawdzić i też to się łączyło z samochodami - myślałam, że jadą do sklepu. Może mi to lepiej wyjaśnili, ale taki był rozgardiasz, że nie wiem xD nie pamiętam. Pamiętam, że musiałam złapać piszczące i rozpaczające psy, aby nie wybiegły przez bramę... A teściowa pojechała po swoją mamę i na zakupy spożywcze (oraz po leki na alergię dla mnie - wdzięczność <3).
Napisałam całe dwa akapity pracy (jednej z wielu prac), kiedy pojawiła się babcia (teściowa coś robiła w domu), więc się poddałam temu żywiołowi i próbowałam z nią rozmawiać, aż nagle do ogrodu wpadają.... siostra mojego chłopaka i jej partner. Oni mają miny jakby było wielkie suprice, uśmeichy od ucha do ucha, ręce rozłożone TA DAAAAAM! A ja - jestem paskudna - poczułam się zmęczona samym wyobrażeniem kolejnej porcji bodźców i rozpraszaczy, jaka się wiązała z ich przyjazdem. Kolejne głosy, kolejne osoby, kolejne interakcje Jakiś ten ich rodzinny rozgardiasz nagle się zrobił dopełniony. Nim do mnie dotarło, że ich tu przecież nie miało być, wcale a wcale (nie planowali przyjeżdżać), że w zasadzie, gdy planowaliśmy ten weekend mieliśmy tu przez prawie dwa dni być tyko we dwoje, zrobiło się bardzo niezręcznie. Nie dostając oczekiwanych zachwytów radości (bo babcia też miała wyjebkę - widuje ich niemal co tydzień xD) poszli robić suprice w domu - mama była zachwycona!
Opowiedzieli co się stało: otóż siostra mojego chłopaka zobaczyła zdjęcia z obżerania się tiramisu i W TAMTEJ CHWILI nakazał swojemu chłopakowi pakować się do samochodu! Bo w domu mamy tiramisu! I od czasu naszego śniadania oni jechali serio-serio do nas, by zjeść tiramisu.
I tak sobie jedli tiramisu, rozmawiali o jakichś tam ich sprawach... wszyscy przy mnie. Oni (siostra O. i jej partner) byli zresztą cały czas w pracy, więc jakoś "logiczne" dla nich było, że siadali sobie przy mnie, która też siedziała przy laptopie. Oni sobie pracowali, gawędzili z mamą i babcią... a ja trwałam w stanie przetrwania. hym? Teraz, z dzisiejszej perspektywy tak to nazwę. Bo miło, że mnie włączają, ale to nie jest cos na co byłam przygotowana wsześniej, ani coś na co się umawialiśmy. Wszystkich znam i lubię, jest miło. A jednocześnie mam wyrzuty sumienia, że jestem najgorsza studentką EVER, bo nie potrafię się skupić - jakbym miała pracować w takich warunkach to luz, a tu chodziło o naukę.... Ale zaraz zeszło na naukę mojej szwagierki. No i znowu mi się etycznie niektóre rzeczy kłucą - naprawdę staram się nie oceniać, ale jej metody "cel uświęca środki" to jest to co jest 180*C sprzeczne z moim postrzeganiem etyki i moralności. Coś co budzi jej szczęście i co uznaje za przywilej jaki ją kopnął, ja bym uznała za obrazę i brak uczciwości w bardzo skonkretyzowanym w świetle prawa kategoriach. I to mi sprawia problem, a nikomu z ich krewnych nie. Jedyną osobą, która zauważyła, że mówimy o oszustwie był jej chłopak, na co ona skwitowała "zazdrościsz!". No... nie? Ale to znowu: nie mój cyrk nie moje małpy. Moja mama, gdybym jej się pochwaliła się takimi praktykami akademickimi jakimi ona się chwali objechała by mnie strasznie, usłyszałabym jak się na mnie zawiodła, że "nie tak cię wychowałam", by mówiła o konieczności sprostowania, przyznania się do tego czy tamtego, odwoływała by się do uczciwości (takiej zwykłej, ludzkiej - aż słyszę głos mojej mamy w głowie, gdy to piszę), a teściowa ma takie "wzrusz ramion póki jest wszystkim spoko".
Więc i ja milczałam...
I szczerze: bylo mi miło, fajnie ich było zobaczyć. Po prostu WOLĘ inaczej, wolę wiedzieć jak dużo sił ekstrawertycznych mam przygotować jakąc gdzieś. I no potrzebuję przestrzeni. Gdybym wiedziała jak to się potoczy to może bym dojechała tego 3 maja pociągiem po prostu...
Niemniej mama (teściowa) wystawiła im to tiramisu autorstwa mojego partnera dla którego przejechali całe województwo.
W piątkę siedzieliśmy na tarasie, troje z lapkami, dwie z herbatkami i smalltalkowaliśmy. Jakiś rzeczy się dowiedziałam nawet itp.
A mojego partnera jak nie było tak nie było. I jego taty też nie. W końcu jak zadzwoniłam z pytaniem kiedy będą (pantonimą proszona przez te dwa "Suprajsy" żebym nie zdradziła, że czekają tutaj z recenzją tego tiramisu w ramach suprajsa) - opowiedział mi podekscytowany, kurcze, nie wiedział, że to tyle zajmie i nie był swiadomy, że tyle tego czasu upłynęło. Przeprosił mnie, a potem oszacował, że chyba wrócą do godziny, bo przed chwilą byli na jeździe próbnej samochodami do innych województw. [No kurwa].
A jakieś pół godziny później na ich rodzinnym czacie (ja nie mam dostępu, ale dziewczyny zdawały relacje) teściu pochwalił się, że kupił samochód! Wysłał akt, pokwitowanie, swoje zdjęcia przy nowym nabytku i syna za kierownicą.
No i byl taki dumny z syna! Bo syn mu pomógł wybrać, że o coś tam zapytał. A że oni obydwaj to auto-świry to się przerzucali komplementami.
Przyjechali niemal 2h później, z krzykiem i wrzaskiem oblewając kupno nowego samochodu (do pracy) mojego teścia! Szampan wjechał, potem zamówienia (tj. większość z nas chciała piwo zero). Opowieści teścia jaki ten samochód był super, że lepszy niż inne, którym dziś próbował umówić jazdy testowe (aha... i tak się dowiedziałam co się działo przy śniadaniu), a także racząc nas anegdotkami jak jego syn szacował przestrzeń (tj. czy ja się w niej zmieszczę na stojąco i na leżąco) oraz od razu zapewnił, że już z synem ustalił, że pożycza nam to auto na wakacje, jako kampera.
Ech.
No i weszły rozmowy o tiramisu. Wszystko, wszędzie, naraz.
A mój chłopak szybciutko przebrał się w ciuchy do pracy i wskoczył pod auto. Mama go żałowała, że cały weekend leży pod samochodem i ciągle brudny chodzi. A on prędziutko coś-tam zrobił dla mamy i rzuca do mnie "to tak za dwie godziny możemy wyjechać".
Ja wciąż myślami przy rowerach - nie wiem w sumie skąd je wziąźć, bo w garażu ich nie widziałam, chociaż podobno tam są, ale mówię "spoko, a gdzie? Jakąś trasę wybrałeś?" - bo mu przecież, pisałam niedawno zostawiam planowanie, bo to lubi. A on w szoku lekkim. Niezręczie się zrobiło. Aż mnie pyta "A to ja Tobie nie powiedziałem, że chcę z tobą pojechać po te jedyne części w regionie? Tylko pomyślałem, żeby to z Tobą ustalić". Ja w śmiech, że nic takiego nie mówił i nagle coś, jakiś chaos, może psy?, może ktoś ma do mnie pytanie?, nie wiem, tam ciągle jest głośno i chaotycznie. Zaczęłam robić coś innego zjadana poczuciem winy, że się obijam zamiast robić zadania zaliczeniowe... i wylądowałam przed komputerem...
Dopiero te dwie godziny później w samochodzie, w CISZY, złożyłam kropki i zpaytałam "Myślałam, że pojechałeś z tatem po te części. To po co w ogóle pojechałeś? Gdybyś przez ten ranek zrobił to co miałeś, to teraz, popołudniu już miałbyś samochód z głowy...", a na to mój chłopak, w widocznym zmieszaniu "W zasadzie nie wiem po co tam pojechałem... tato mówił, że jestem mu potrzebny do pomocy, ale to wszytsko można było zrobić bez mojego udziału. I faktycznie, prawdopodonnie już bym naprawił samochód w tym czasie... Przepraszam, nie wiedziałem, że tak daleko jedziemy i że tyle nam zejdzie".
No...
To na razie tyle, potem dokończę.
Tylko dodam, że dzień 3 był absoltnie spoczko... ale nie czułam, że całość to była ta majówka, na której miałam być.
I nie wiem...
Rozmawialiśmy już o tym i o tej rozmowie miał być ten wpis, ale teraz widzę, że buzowało we mnie masę emocji...
9 notes · View notes
agakikama · 5 months
Text
Tumblr media
Witajcie
Chcąc jakoś rozpocząć ten Majowy miesiąc, postanowiłam że dam kolejną postać OC z Welcome Hope, jak widzicie, dałam na swój profil swój własny odpowiednik Pani Beagle, Mamy Barnaby'ego. Zauważcie iż moja postać OC jest nieco bardziej szczuplejsza niż jej oryginalny pierwowzór, posiada piaskowo-białe pióra, ozdobionymi kolorowymi plamkami, jeśli się dobrze przyjrzycie, to jedna niebieska plamka jest w kształcie serca, jej pióra na głowie jak i ogonie są w 3 odcieniach czerwieni, posiada tęczowy fartuch z dużą kieszenią na środku, a jej nogi są typowo ptasie, Pani Beagle mierzy jakieś 5 stóp wzrostu, choć jest mniejsza od swojego syna Barnaby'ego to wcale jej nie zraża do innych, Pani Beagle jest niezwykle matczyna, troskliwa i opiekuńcza, choć nie mieszka w The Neigborhood to ma ona stały, listowny kontakt ze swoim synem, czasem też do niego zadzwoni aby dowiedzieć się czy nic złego się nie dzieje i jak się miewają inni sąsiedzi, nie kiedy przyjeżdża do syna w odwiedziny, ma ona dobry kontakt z innymi mieszkańcami The Neigborhood, a już w szczególności z Poppy, Wally'm, Frank'iem i Eddie'm.
Co sądzicie o mojej postaci OC jaką jest Pani Beagle? Chętnie się poznam wasze opinie w komentarzach, serduszka też są mile widziane.
UWAGA: Wszelki Hejt czy Trolling na temat mojej osoby czy też moich prac, będzie zgłaszany i usuwany!
Welcome Hope jest stworzone przez: Agakikama
"Welcome Home jest stworzone przez Clown @_PartyCoffin_"
****
Hello
Wanting to start this May month somehow, I decided to add another OC character from Welcome Hope. As you can see, I added my own counterpart of Miss. Beagle, Barnaby's Mom, to my profile. Notice that my OC character is a bit slimmer than her original prototype, she has sandy-white feathers, decorated with colorful spots, if you look closely, one blue spot is in the shape of a heart, her head and tail feathers are 3 shades of red, has a rainbow apron with a large pocket in the middle and her legs are typically birdlike, Miss. Beagle is about 5 feet tall, although she is smaller than her son Barnaby, it does not alienate her from others, Miss. Beagle is extremely motherly, caring and caring, although she does not live in The Neigborhood, she has constant contact with her son by letter, sometimes she also calls him to find out if nothing is wrong and how other neighbors are doing, not when she comes to visit her son, she has good contact with other residents of The Neigborhood, especially with Poppy, Wally, Frank and Eddie.
What do you think about my OC character Mrs. Beagle? I'd love to hear your opinions in the comments, hearts are also welcome.
ATTENTION: Any hate or trolling about me or my works will be reported and deleted!
Welcome Hope is created by: Agakikama
"Welcome Home is created by Clown @_PartyCoffin_"
8 notes · View notes
pierwszy-akapit · 2 months
Text
"Ranek, kiedy zacząłem całą zabawę, był miły; śliczny majowy poranek. Co czyniło go miłym, to fakt, że nie zwymiotowałem śniadania, oraz wiewiórka, którą zauważyłem przed salą matematyki." – Richard Bachman (Stephen King) "Rage"
2 notes · View notes
lekkotakworld · 1 year
Text
Wczoraj dołek, dziś troszkę lepiej. Myślę, że w niedzielę pojawi się podsumowanie miesiąca. Postanowiłam też wrócić tutaj do Was! ❤️ Ja właśnie siedzę w pociągu i jadę dosłownie na chwilę do domu (jutro z rana wracam do mojego miasta). Mój cudowny weekend majowy spędzimy z S. na kończeniu pracy na konkurs 👍 Później postaram się znaleźć troszkę czasu na odpoczynek, marzy mi się jechać gdzieś na jeden dzień, polazic, pozwiedzać itd. Ale zobaczymy. Póki co wiem, co trzeba zrobić i tego się trzymam. Ahh jak miło znów tu pisać 🫶
21 notes · View notes
fundacjajachniny · 4 months
Text
Kartka z pamiętnika autorstwa Olgi i Magdy
Biwak 17-19.05.2024 Początki bywają trudne, jednak nie powiedziałbym tego w tym przypadku. Zaczynając współpracę w ramach projektu Kujawsko-Pomorskiej Szkoły Liderów Młodzieżowych, mimo dużego stresu, pierwszy majowy biwak zakończył się ze zdecydowanie odczuwalną dobrą atmosferą, ponieważ relacje z innymi nawiązałem dość szybko.
Dobrze, ale dlaczego tak nam łatwo przyszło to przełamanie lodów? Otóż dużo się działo jak na pierwsze 3 dni!
Już opowiadam: Pierwszego dnia, czyli w piątek w godzinach popołudniowych zaczęliśmy się zjeżdżać na pasiekę w Lubodzieży. Maksiu (radosna psina) podbiegał machając wesoło ogonem do nowych towarzyszy. Pierwsze rozmowy przy rozgrzewającej kawce (lub herbatce), jak i zajadanie się paluszkami od razu dodały nam energii do pierwszego bojowego zadania-czyli rozłożenie namiotów.
Tumblr media Tumblr media Tumblr media Tumblr media
Powiem wam, że było widać, kto się znał na tym, a kto nie. Ja zaliczałem się… no cóż, niestety do drugiej grupy. Jak to mówią: pierwsze koty za płoty, zdecydowanie nie poszło nam źle. Biedny Filip niestety zgubił róg kołdry w pościeli i siłował się z pierzyną 10 minut… Nieumiejętność rozkładania namiotów to pikuś w porównaniu do niewspółpracującej kołdry. Niby tylko rozkładanie i siłowanie się ze złośliwymi rzeczami martwymi, a zleciało bardzo dużo czasu, bo już powitał nas chłodny wieczór.
Tumblr media Tumblr media
Ognicho, zupa herbaciana w garnku, oraz kiełbaski. Idealny wieczór. Zagadaliśmy się, do 23: 00, czyli poszło wszystko perfekcyjnie, skoro straciliśmy rachubę czasu, gdy beztrosko przygotowywaliśmy się przed następnym dniem.
Tumblr media
Ja byłem trochę przerażony tym, ponieważ atrakcja była dosyć nietypowa. Jakaż to atrakcja, która aż wywoływała adrenalinę? Zaraz powiem! Tylko uczcijmy tym wcześniej słowem hołdu dla pysznych bułeczek przygotowanych przez Magdę i Adriana (późniejsze wydarzenia uwzględniają ten pyszny fakt) Po zdecydowanie ciężkiej nocy (jak na pierwszy raz w życiu spanie pod gwiazdami i płachtą materiału w moim przypadku, bo jedynie połowa z nas spała wcześniej w namiocie) nadszedł dzień drugi obozu. Ja wstając chyba najwcześniej, zauważyłem już zapoczątkowanie porannego krzątania. Po kolei następne śpioszki wchodziły do domku i zasiadały przy gibającym się stoliku wypijając rozgrzewająca herbatę. Rozmawialiśmy, śmialiśmy się, a gdy reszta się dobudziła, to przenieśliśmy się do pokoju gdzie stał większy stół, by wszystkich nas pomieścić. Byłem głodny jak wilk, a na szczęście bułki przygotowane dzień wcześniej przez naszą ukochaną parkę spoczywały od razu czekając na spożycie. Posiliłem się i od razu byłem żwawy do ruszania na bagna. Brzmi to dziwnie, że wspominam to z entuzjazmem.. Ale co kto lubi. Porozmawialiśmy o planie dnia, a następnie każdy poszedł przygotować się na wyprawę (zapakować ubrania na zmianę, oraz drugie śniadanie). Nasza podróż zaczynała się od rana, a kończyła po południu w naszych przewidywaniach (oraz rzeczywiście tak było) Około godziny 9 zapakowaliśmy się do samochodów i ruszyliśmy, droga nie była zbyt długa, jednak wszystkim towarzyszyły w tym czasie różne emocje: strach, ciekawość, radość, niepokój – bomby emocji, nawet nasi opiekunowie mieli różne myśli. Po przyjeździe poznaliśmy naszego przewodnika, który przedstawił nam się, jako "Ziomek". Ziomek był pogodny i uśmiechnięty, a jego mottem podczas całej wyprawy było hasło "będzie jeszcze gorzej". Na początku było spokojnie, gdyż spacerowaliśmy przez las jednak długo nie musieliśmy czekać na pierwszą styczność z żywiołem. Po kolei wszyscy wchodzili do wody, na szczęście nie jakoś głęboko, gdyż maksymalnie sięgała nam do kolan. Powoli ruszyliśmy w przód. Muszę wspomnieć o naszej podstawowej zasadzie na bagnach, czyli "najpierw ratujemy najstarszego faceta z brodą", oczywiście wszyscy się jej trzymali. Pierwsza styczność z błotem wydawała nam się dość trudna gdyż od razu było się całym wysmarowanym jednak po chwili można było się obmyć i iść dalej do przodu. Kolejną przeszkoda był tunel, oczywiście wszyscy pokonali go dość sprawnie. Zaledwie kilka kroków dalej była kolejna przeszkoda, przez którą wszystkim telepały się nogi. Trzeba było przeprawić się na druga stronę strumyka poprzez spacer po obalonym pniu drzewa. Każdy miał swój sposób na przejście, co niektórzy szli na dwóch nogach a inni wybierali bardziej stabilne sposoby – Wszystkim się udało i nikt nie spadł. W tym momencie wypadałoby przytoczyć słowa ziomka – „będzie jeszcze gorzej”. Rzeczywiście w tym momencie nastał chyba jeden z najtrudniejszych elementów podróży. Idealnie ten element wyprawy opiszą słowa „ nikt by nas nie poznał„. Każdy wyglądał inaczej przez błoto, które oblepiło nas od stóp do głów. Adrian miał całą twarz usmarowaną, Witek miał na twarzy niewielkie plamki, a broda Marcina nie przypominała brody, podobnie dredy Antka. Przeprawa przez zimne bagna była dla każdego z nas trudna. Przecież nie codziennie skacze się do bagna na klatę, ale dzięki pracy zespołowej wszyscy dotarli na brzeg (podawaliśmy sobie pomocną dłoń). Nastał ostatni element przeprawy przez bagna, czyli odcinek zwanymi ciepłymi bagnami – nie były aż takie ciepłe jak myśleliśmy, że będą. Tutaj trzeba było przezwyciężyć kilka lęków na raz, gdyż podczas przeprawy, gdzie musieliśmy iść na czworaka mijaliśmy pająki, żaby oraz pijawki. Tym elementem zakończyliśmy nasza przeprawę i na spokojnie wróciliśmy do punktu, z jakiego ją rozpoczęliśmy. Po obmyciu się w jeziorze wszyscy udaliśmy się pod ciepłe prysznice (była to najprzyjemniejsza kąpiel w naszym życiu). Co niektórzy sięgnęli jeszcze po przepyszne drożdżówki.
Tumblr media Tumblr media
Wyczerpujące doświadczenie, ale warte przeżycia. Pomimo dużego zmęczenia stwierdziliśmy, że w czasie wolnym poodbijamy piłkę do siaty. Od razu wyskoczyłem z namiotu po usłyszeniu propozycji spędzenia tak naszego wolnego czasu, bo wykorzystywanie takich chwil jest najważniejsze, a wolny czas posiadaliśmy tylko wieczorem (tak żeby dłużej porobić coś dla siebie, albo pogadać). Nadszedł też i wspomniany wieczór. Trochę wcześniej skończyliśmy rozmowy niż dzień temu, ale i tak były bardzo miło prowadzone.
Tumblr media Tumblr media
Spanie na drugi dzień w moim odczuciu wypadło zdecydowanie lepiej. Może też, dlatego, że była troszkę cieplejsza noc. Weekend mija, jak i mija nasz pobyt na wiosce. Pierwsze co po pobudce, to każdy w pośpiechu chował namioty, ponieważ denerwował nas przelatujący deszcz. Śniadanko, chwila gadaniny oraz spraw organizacyjnych. W ten dzień zawitała do nas pani psycholog i wiedziałem, że dzięki rozmowom z nią będzie nam w grupie o wiele raźniej i się lepiej poznamy. Tak i też było, po kilku godzinach pracy i przerwie na słodkości, i po obiedzie efekty końcowe były cudowne - każdy się rozluźnił i nie było już takiego, nowopoznanego spięcia, (bo wiadomo jak to na początkach jest). Mimo iż od początku się dogadywaliśmy, to ja mam wrażenie, że te ćwiczenia bardzo się przydały i zacieśniły nasze więzi.
Tumblr media Tumblr media
Co dobre nigdy nie trwa wiecznie, ALE Z PEWNOŚCIĄ WRACA. Niestety powrót do domu po tych 3 dniach był bardzo dziwny, ale z niecierpliwością wyczekujemy w kalendarzu końcówki czerwca, aby znów się spotkać!
Tumblr media
2 notes · View notes
thereturnofthinness · 5 months
Text
Dzień 56 (poniedziałek)
Dziś druga zmiana w pracy i jutro też a potem już wolne. Jadę do domu rodzinnego na weekend majowy. Coś podejrzane to moje ostatnie samopoczucie. Nic nie cieszy, nic się nie chce w dodatku dwa dni napadów. Stwierdziłam że zrobię sobie dziś głodówkę - może to mnie ucieszy że mam kontrolę i ja rządzę a nie jedzenie. Jedzenie na pewno nie sprawi że poczuje się lepiej więc dziś dzień bez jedzenia.
Edit: zmiana planów znikam stąd na jakiś czas bilanse się pojawią ale dopiero za kilka dni i zbiorczo.
5 notes · View notes
niechciaana · 7 months
Text
Mamy już prawie połowę lutego, a to znaczy, że zaraz będzie marzec, a marzec to prawie kwiecień, przez Wielkanoc zaraz będzie połowa kwietnia, później długi weekend majowy, jakieś wolne przez matury, więc w sumie to już prawie lato.
6 notes · View notes
jazumst · 1 year
Text
Jazu niepewny
Żeby Was... Jak to mówią - Nie chwal dnia przed zachodem. Posłuchajcie:
Wstaję. Piękne słońce. Dorosłe życie z daleka woła: - Pranie! - Zaległe zakupy! - Korzonka odwiedź! - KFC XD - Rusz dupę z domu, bo już płaską masz jak UFO od tego siedzenia.
Klękam do modłów. Mówię - Dziękuję Boże za te piękne i zachęcające słońce. - Modły skończyłem, i skończyło się też słońce. Ściemniło się w oczach. Tak pierdolnęło gradem, że w minutę wszystko zrobiło się białe. Chwilę później przemyło ulewnym deszczem. Na podwórku robiło się jezioro, słońce znowu się pokazało, a ja boję się wyjść z domu O.O
//
Właśnie stoczyłem bój o słuszność przedwczesnego wstawienia zmywarki. Ahhhhhh... :/ Dobra, nie chce mi się o tym pisać, bo się zaraz uruchomię i zrobi się nieprzyjemnie.
//
Dzwoniła wczoraj wieczorem Kierowniczka. Wysłała mi zamówienie na chleb na Majówkę i prosiła o opinię. Jest rozgoryczona, bo została z tym wszystkim sama. (Mnie nie ma 2 dni)
Mamy nową kandydatkę na pracownicę. To jedna z tych wielkogabarytowych. Paulina. Paulina wczoraj stała jak widły w gnoju. Powiedziała Kierowniczce, że średnio się czuje i nie ma weny pracować. Ja to leczyły ją papieroski i sobie co chwila wychodziła. Kiero jest załamana. Jutro też będzie, bo będziemy razem. Zupełnie nie rozumiem dlaczego się hamuje. Jak mnie któraś z nich wkurwia to jej to mówię. O ile nie wybuchnę przy okazji, bo normalnie to jestem pedagogiem. Oj, zestarzała nam się Kiero :( Kiedyś to by wpierdoliła i nawet popiół by nie został.
No i dostałem majowy grafik. Tak optymistycznie Wam powiem - Mógł być sporo lepszy :)
Dobry wieczór ;]
youtube
14 notes · View notes
porcelanowacma · 1 year
Text
20.04.2023
Źle się ostatnio czuję, kiepsko u mnie ze zdrowiem:(
Z wagą... Mógłby być lepiej. Powinno być lepiej, ale patrząc na to jak bardzo nie mam psychicznie i fizycznie siły walczyć, to jestem wręcz zdziwiona, że nie jest gorzej. Mój cel na majowy wyjazd wciąż jest realny. Albo chociaż żeby ta piątka znów była z przodu, wtedy już uda przestają mi się ocierać, a to mój główny cel nad cele. obecnie waga wynosi 62, więc no te 3 kilo, bardzo realne.
7 notes · View notes
happyg-olucky · 2 years
Text
Koleżanka z liceum zaproponowała na fejsie klasowe spotkanie w weekend majowy. Na razie słaby odzew. A ja osobiście ucieszyłam się, że w tym terminie mam już imprezę na którą faktycznie chcę iść. Dobrze szkołę wspominam, ale no sorry z tymi ludźmi mnie już nic nie łączy.  Jednocześnie myślę sobie, że jak ktoś tyle lat nie znalazł okazji i inicjatywy to trzymania kontaktu to po co teraz robić to na siłę. I tu mam głównie na myśli przyjaciółko kuzynkę, o relację z którą jeszcze jakis czas temu próbowałam się starać. A potem stwierdziłam, ze na to nie zasługuje i odpuściłam.
A ten wieczór spędzę na okrągłych urodzinach przyjaciółki z ludźmi na których  mi zależy i na których faktycznie mogę liczyć.
W ogóle jakoś imprezowo ta wiosna się jawi bo najpierw te urodziny, tydzień później również 40 kolejnego kolegi.  Potem zaraz nasza komunia, a po niej urodziny D. i też mam nadzieję, na jakieś, może wyjazdowe świętowanie.
10 notes · View notes
baggykaro · 1 year
Text
a więc pierwszy majowy post 💙
to nasz miesiąc :)))
starting weight: 57,2 😒
moje zasady na -10kgmaj:
1. limit to max 700kcal bilans
2. 2l wody dziennie
3. 0 fastfood i jedzenia out/ zamawiania
4. daily treningi (brzuch/nogi/ręce) (bez treningu tylko jeśli w pracy biegałam/ miałam dzień sprzątania w domu)
5. no binge days
u mnie działa taka zasada żeby nie przesadzić bo wtedy mam napad ://
będzie super 💙🦋
trzymam kciuki za wszystkich
5 notes · View notes
pisarkanaspektrum · 1 year
Text
Omdlenia wazowagalne
Byłam u lekarza i ogólnie nic mądrego z tej wizyty nie wynikło, ale dowiedziałam się, że taka pewna rzecz, co mi towarzyszy całe życie, nazywa się zespół omdleń wazowagalnych. Z tego, co zrozumiałam, chodzi o to, że mój organizm reaguje trochę zbyt nerwowo na całkowicie normalne czynności – jak podniesienie się z łóżka, wstanie z krzesła, schylenie się po coś z podłogi i wyprostowanie – w wyniku czego dochodzi do gwałtownego rozszerzenia naczyń krwionośnych, spadku ciśnienia krwi i w efekcie do omdlenia. Ogólnie mój organizm nie jest fanem szybkiej zmiany pozycji ani pozycji pionowej. Co można z tym zrobić? Ano w sumie nic. W zaleceniach dostałam picie wody, zdrową dietę i unikanie sytuacji w których może dojść do omdlenia. Ach, przepraszam, trening pionizacyjny mogę sobie robić, biorąc jednak pod uwagę, że moje objawy w tej chwili nie są aż tak nasilone jak w dzieciństwie i tak się do nich przyzwyczaiłam, że czasem nawet nie zwracam na nie uwagi, to mi się zwyczajnie nie chce.
Jakieś mam mieszane uczucia względem tej diagnozy. Teoretycznie powinnam być zadowolona, że kolejna przypadłość została nazwana, ale jakoś czuję głównie irytację. Może dlatego, że liczyłam, że się jednak trochę więcej na tej wizycie dowiem. A może dlatego, że usłyszałam, by robić to, co i tak już robię. Piję wodę i jem w miarę dobrze, o czym pisałam wcześniej. Zdążyłam też w sobie przez lata wyrobić odruchy obronne.
Jedyne co, to cieszyć się, że u mnie nie jest z tymi omdleniami najgorzej. Tzn. u mnie występują głównie zawroty głowy, mroczki przed oczami, uczucie słabości i stan przedomdleniowy, ale nie padam na twarz na środku ulicy. I jak wspominałam wyżej, już dawno nauczyłam się poruszać w określony sposób, by sobie krzywdy nie zrobić. Kiedyś na przykład, gdy poczułam, że omdlenie nadchodzi, klapnęłam na środek ubłoconej od śniegu podłogi w autobusie, bo nie ma czasu na proszenie, by ktoś ustąpił miejsca, tylko trzeba wsadzić łeb między kolana i samo przejdzie. No i tak się żyje, dla mnie to całkowicie normalne.
Chyba po prostu w ostatnim czasie jestem bardziej zmęczona niż zwykle i nie mam siły użerać się z kolejną rzeczą. Mam ważniejsze sprawy na głowie. A to przez długi czas nie był dla mnie problem, ale teraz dostał konkretną nazwę i ciągle o nim myślę. Ech, potrzeba mi choć trochę spokoju, a niestety bardzo długi weekend majowy zapowiada się pracowicie i stresująco.
3 notes · View notes
Video
youtube
Zamach majowy (Polska sanacyjna 1/4)
0 notes
krakowcity · 4 months
Text
Weekend atrakcji w Dworku – Dni Dzielnicy IV i Dzień Dziecka (25–26 VI)
Zaplanujcie ostatni majowy weekend w Dworku Białoprądnickim, biorąc udział w zabawach, grach, warsztatach, pokazach i koncertach – w sobotę wystąpi uwielbiany przez krakowską publiczność Kraków Street Band, a w niedzielę legendarny zespół dla małych i dużych dzieci – Fasolki. Na wydarzenie zapraszamy wraz z przewodniczącą Rady Dzielnicy IV Prądnik Biały Barbrą Polną oraz Radą i Zarządem Dzielnicy…
Tumblr media
View On WordPress
0 notes