Outwit, Outplay, Outlast - rozdział II: dzień 22
Autorki: dancesongsoul, lookatyourchoices
Tłumaczenie: Madeleine
Opis: “Tommo i Harry mają zamiar to zrobić. Nie wiem kiedy, ale zamierzają to zrobić. Mają materac, poduszki, wszystko jest na swoim miejscu, a oni zamierzają to zrobić. Naprawdę życzę im powodzenia” - Taylor Swift, Chapera
Lub Survivor All-Stars AU, w którym Harry i Louis są w tej grze tylko po to, by wygrać milion dolarów, ale kończą z czymś o wiele lepszym.
Gościnnie żółte kąpielowe szorty Harry'ego, Louis w snapback'u i nieuczciwe działania OT5
-------------------------------------------------
>>masterpost<<
-------------------------------------------------
DZIEŃ 22
Louis zrywa się na dźwięk trzasku i Nialla krzyczącego – Drzewo!
Pierdolone dupki. Louis nigdy nie zrozumie potrzeby Liama i Nialla by wstawać o bladym świcie i budzenia wszystkich pozostałych członków plemienia swoimi wybrykami.
Harry pociąga lekko nosem i jeszcze głębiej chowa twarz w szyję Louisa, a Louis czuje jak nagle całe rozdrażnienie z niego znika. Chowa swój uśmiech we włosach Harry’ego i przyciąga go bliżej, ponieważ po ostatniej nocy Louis chce być blisko swojego chłopca.
Liam i Niall nadal robi�� zamieszanie, sprawiając, że Harry znów się porusza, co natomiast sprawia, że Louis ponowie jest zirytowany. Robią to ostatnio coraz częściej i zaczyna to być nudne. Chapera ma wystraczająco dużo drewna na ognisko. Naprawdę nie ma powodu, aby ścinali go więcej i wszystkich budzili. To niegrzeczne.
W brzuchu Louisa pojawia się niespokojne uczucie, nawet gdy głaszcze Harry’ego po włosach, aby go uśpić. To jest to samo uczucie, które Louis czasem ma przed naprawdę złym dniem. Louis karci się za bycie paranoikiem i rozkazuje sobie po prostu cieszyć się dniem, ale nawet jak Harry i reszta się już obudzili i zaczęli poranną rutynę, to to uczucie wciąż nie znika.
„Niall i ja zdecydowanie jesteśmy tymi pracowitymi pszczółkami w Chapera. Nie zbyt pasuje mi to, że oni tam wszyscy siedzą na tyłkach i nic nie robią, kiedy my wykonujemy całą ciężką pracę za nich, ale… Nie mogę tam po prostu podejść i powiedzieć ‘Ruszcie dupy z łóżek i zabierzcie się do pracy!’ Nie mogę tak powiedzieć.”- Liam, Chapera
Późnym rankiem w ich skrzynce pocztowej pojawia się niewielka puszka z farbą, bez instrukcji, co z nią zrobić.
- Wydaje mi się, że to farba do ciała. Żebyśmy się pomalowali na wyzwanie – mówi Zayn, a reszta się z nim zgadza. Kto się lubi malować dłońmi?
- Hej Lou? – Podchodzi Harry, wyciągając w jego kierunku puszkę z farbą. – Pomalujesz mnie?
- Jak jedną z moich Francuzek? –Żartuje Louis, biorąc od Harry’ego farbę, który przewraca oczami i chichocze.
Louis przybiera bardzo poważny wyraz twarzy i odchyla się, podnosząc ręce, by obramować Harry’ego tak, jakby obramowywał płótno.
- Hmmm. I co mam z tym zrobić? Na płótnie jest już tyle bazgrołów! – Mówi, wskazując na kolekcje tatuaży Harry’ego.
Harry dąsa się – Mówiłeś, że lubisz moje tatuaże.
Louis przybliża się ponownie do Harry’ego i szepcze do jego ucha – Bo lubię – po czym przeciąga farbą po jednym z dodatkowych sutków Harry’ego, wydobywając z niego pisk i Harry próbuje mu się wyślizgnąć, ale Louis trzyma go mocno w miejscu za ramię.
Harry przestaje się wyrywać, więc Louis zaczyna go łaskotać zamiast malować, ale ostatecznie kończą z jakimś skomplikowanym wzorem wychodzącym z wytatuowanego motyla. Harry spogląda na swój tors, a jego sutki zdecydowanie się ożywiają z zainteresowaniem i uśmiecha się.
- Dzięki Lou – Podnosi wzrok z błyskiem w oczach. – Teraz twoja kolej.
Harry kończy ścigając Louisa przez dobre dwie minuty, śmiejąc się i krzycząc przez cały czas, po czym przygniata Louisa do ziemi i zaczyna jeździć pokrytymi farbą palcami po jego klatce piersiowej. To jak pewien rodzaj słodkich tortur, gdy Harry dotyka go z czystko funkcjonalnych powodów. Gdy Harry kończy, obaj mają zaszklone oczy. Kiedy wracają do reszty plemienia, Niall zaczyna się śmiać i krzyczy – Lepiej, żebyście nic niegrzecznego tam chłopcy nie robili! Wszyscy musimy tam spać.
- Zamknij się, Ni – Mówi Harry z rumieniąc się, ale na jego twarzy pozostaje uśmiech.
Louis obejmuje go ramieniem – Yeah. Jakbym pozwolił żeby pierwszy raz Harry’ego był w jakimś brudnym obozie. Nasz Harold to delikatny kwiat, który zasługuje tylko na najpiękniejszy romans! – Deklaruje dramatycznie Louis.
Niall ze śmiechu prawie się przewraca. Harry daje Louisowi kuksańca w żebra, wciąż różowy pomimo niezadowolonego spojrzenia skierowanego na Louisa – Nie jestem rumieniącą się dziewicą, Lou.
Louis wzdycha i trzepocze rzęsami – Ale jesteś taki piękny, gdy się rumienisz.
- Oboje jesteście obrzydliwi – Wcina się Zayn, robiąc krok do przodu, aby zabrać farbę z dłoni Harry’ego. – Musimy skończyć się malować, zanim będziemy musieli iść.
Nastrój staje się nieco poważniejszy, gdy Zayn zaczyna malować coś wyszukanego na piersi Liama.
- Myślicie, że to scalanie?- Pyta Niall.
- Nic innego nie przychodzi mi do głowy – odpowiada Jesy, ze swojego miejsca na piasku.
Louis trochę jej współczuje, że Jesy jest jedyną kobietą w plamieniu hałaśliwych chłopców, ale wydaje się mu, że radzi sobie z tym na tyle dobrze na ile można się tego spodziewać. W tym momencie ona i Harry są prawie przyjaciółmi. Nie to, że Louis ma ich na oku czy coś.
To niepokojące uczucie pojawia się ponownie, kiedy Harry mówi – Nigdy nie wiadomo. Chodzi mi o to, że wciąż rzucają nam kłody pod nogi, więc to może być kolejna.
Louis wysyła cichą modlitwę by faktycznie było to scalenie. Są teraz w doskonałej pozycji, mają przewagę liczbową na Mogo Mogo, nikt raczej nie chce przejść na drugą stronę, a on i Harry ustanowili już swoją pozycję władzy w plemieniu.
Błagam, niech to będzie scalenie.
„Podchodzimy do wyzwania i nie wiemy, czy będzie to scalenie, ale wiemy, że coś się na pewno wydarzy” – Jesy, Chapera
- Chapera! – Woła Jeff, gdy wchodzą do pomieszczenia – Dobrze wyglądacie!
- Dobrze się bawiliśmy – odzywa się Harry, a Zayn dodaje – Dzięki za farbę!
Gdy siadają na macie, wywołane zostaje Mogo Mogo.
- Chapera, po raz pierwszy widzicie nowe Mogo Mogo. Eleanor została przegłosowana na ostatniej radzie plemiennej.
- Dobrze – Louis słyszy, jak Liam mamrocze pod nosem. Najwyraźniej ta dwójka niezbyt się dogadywała gdy byli w Sabogdze.
Kiedy Louis przygląda się drugiemu plemieniu, zdaje sobie sprawę, że nie pomalowali się i zamiast tego niosą farbę ze sobą. Louis zastanawia się przez chwilę, czy faktycznie powinni byli nie użyć farby, ale wyraz twarzy Jeffa uspakaja go i daje do zrozumienia, że to nie Chapera głupio wygląda tylko Mogo Mogo.
- Wysłaliśmy wam trochę farby i jak wszyscy widzimy, Chapera jej użyła, podczas gdy Mogo Mogo nie. Tommo, czy to oznaka ducha zespołu?
Louis wzrusza ramionami i próbuje się nie uśmiechać- Tak, chyba tak. Dobrze się tu bawimy… malując się nawzajem.
Chapera wybucha na to śmiechem, a Mogo Mogo wygląda gorzej niż zwykle. Dobrze, myśli Louis. Im niższe ich morale, tym lepiej dla Louisa i jego plemienia.
Kiedy Jeff pyta Mogo Mogo dlaczego nie użyli swojej farby odpowiadają jakąś bzdurą, że chcą ją zachować, a Louis nie może powstrzymać niedowierzającego parsknięcia. Harry szczypie go w bok.
Jeff w końcu wyjaśnia dlaczego tu są, i mówi im, że będą odbywać się prywatne rozmowy jeden na jednego z członkami z innego plemienia. Tom wybiera pierwszy i pada na Louisa, co jest do bani, bo Louis typa nie znosi. Tom jest zbyt nachalny i irytujący.
Z drugiej strony, dostaną luchboxy z jedzeniem do podzielenia, a ponieważ ich plemię ma dwóch dodatkowych graczy, Harry i Zayn są razem. Przynajmniej oni będą się dobrze bawić.
Kiedy siadają, Louis otwiera koszyk i bierze trochę jedzenia, ale Tom natychmiast rozpoczyna rozmowę. – Jestem gotowy na scalenie. Jestem gotowy na to, abyśmy wszyscy byli jednym plemieniem, aby były indywidualne wyzwania, żeby naprawdę rozpocząć grę.
Wygląda jak Gollum, gdy siedzi tam taki zgarbiony, z szeroko otwartymi oczami i z odrobioną desperacji w głosie. Louis chętnie uświadomiłby go jak bardzo nieistotny jest w tej grze, ale nie wychyla się i trzyma usta na kłódkę, tak jak polecił mu Harry.
Reszta ich lunchu przebiegła w podobny sposób: Tom mówił, Louis słuchał i jadł. Kiedy zostają wezwani z powrotem do Jeffa, ten mówi im, żeby stanęli gdzie chcą, a przez Louisa przebiega dreszcz ekscytacji, ponieważ to musi oznaczać scalenie. Musi.
- Rzucie swoje chusty – Mówi Jeff z uśmiechem, a Louis odetchną z ulgą. Miał rację. Spogląda wzdłuż linii i wyłapuje wzrok Harry’ego i pokazuje mu kciuki do góry.
W porządku. Pierwszą rzeczą, którą będą musieli zrobić, gdy dotrą do nowego obozu, będzie rozmowa-..
Myśli Louisa zmieniają się w biały szum, gdy Tom wyciąga zupełnie nową czerwoną chustę. Chustę Chapery. Co kurwa.
- Co? Myślałeś, że się scalacie? – Mówi Jeff z wyraźnym uśmiechem w głosie. Louis ma ochotę mu przywalić. – Po prostu trochę zmieniamy rzeczy. Tom jest teraz członkiem Chapery.
Louis ma wrażenie, że serce u wypadło i leży na pisaku u jego stóp. Spogląda nerwowo wokół siebie i oddycha przez nos. Wszystko będzie dobrze, dopóki wyciągnie ten sam kolor co Harry.
Louis wyciąga zieleń Mogo Mogo i ogarnia go fala gniewu. Cała jego ciężka praca w Chaperze poszła się pieprzyć. W jeden cholernej chwili.
- Do twarzy ci w zielonym – Mówi drwiąco Jeff, gdy Louis idzie w kierunku maty Mogo Mogo.
- Nie. Wolę czerwony – Mówi, kiedy mija Harry’ego. Harry próbuje się uśmiechnąć uspokajająco, ale Louis widzi, że jest tak samo zaskoczony tą sytuacją,
- Tommo, nie wyglądasz na szczęśliwego.
- Dostaną nasz obóz?
Jeff kiwa głową, a Louis wzrusza ramionami. – W takim razie nie. Nie jestem szczęśliwy.
Niall jest następny i wyciąga zielony, więc przynajmniej Louis będzie miał w pobliżu kogoś, kogo lubi. Bressie wyciąga czerwony i mruczy pod nosem jak dziwne jest to, że wychodzi na to, że plemiona po prostu zamieniają się kolorami. Leigh-Anne czerwony, Liam zielony, Mary czerwony.
Dosłownie nic się nie zmieniło, a Louis zaczyna myśleć o numerach. Chapera miała dwóch członków więcej niż Mogo Mogo, więc zamiana prawdopodobnie ma na celu wyrównanie liczby graczy. Chapera miała dwóch członków więcej niż Mogo Mogo, więc zamiana prawdopodobnie ma na celu wyrównanie liczby graczy w każdym plemieniu. Oznacza to, że prawdopodobnie jeden członek Chapery znajdzie się w Mogo Mogo. A Harry jest ostatnim wyciągającym chustę.
Louis ma wrażenie, że przestał oddychać, gdy Jesy wyciąga zielony, pozostawiając Zayna i Harry’ego jako dwóch ostatnich. Jeden będzie czerwony, a drugi zielony. Sądząc po wyrazie twarzy Harry’ego on też o tym wie.
- Coś jest w tych plemionach! – Mówi radośnie Jeff.
Dupek.
Zayn wkłada rękę do urny i wyciąga zieloną chustę.
Nie, myśli Louis. Nie nie nie! Nie tak miało być, on i Harry do końca razem. Taki był plan.
Ale bez względu na to, jak bardzo umysł Louisa protestuje, Harry podchodzi z ponurym wyrazem twarzy i spuszczonymi z rezygnacji ramionami i wyciąga czerwoną chustę.
- Harry jako jedyny pozostanie w swoim pierwotnym plemieniu. Nie do wiary.- Louis żałuje, że nie może wyciszyć Jeffa, ale jego zmysły pracują teraz na najwyższym poziomie, próbując wychwycić każdy najmniejszy szczegół o Harrym, jakby to był ostatni raz kiedy go zobaczy i – kurwa, nie. To nieprawda. Z Harrym będzie wszystko w porządku.
Harry podchodzi do swojego nowego plemienia z uśmiechem na twarzy, który jest tak sztuczny, że Louisowi robi się niedobrze. Louis obserwuje Harry’ego, ale Harry nie spogląda w jego stronę, co – tak przyzna, że trochę boli, ale też nie może powiedzieć, że nie rozumie. Jemu też byłoby trudno spojrzeć na Harry’ego, gdyby został zmuszony do przejścia do plemienia prawie obcych mu ludzi. To musi być dla niego trudne. I Louis żałuje, że nie może czegoś dla niego zrobić. Żałuje, że to nie on został wybrany.
- Trochę dziwne, co, Liam? – Pyta Jeff.
- Bardzo dziwne.
- Prawie jak los? – Jeff jest zbyt cholernie zadowolony z tego wszystkiego i Louis jest sekundy od powiedzenia mu czegoś, gdy Liam kontynuuje – Cóż… Harry powinien być z nami – A Niall woła: - Tak! Harry powinien być tu.
Louisowi serce pulsuje w piersi. Wszyscy kochają Harry’ego; należy do ich małej prowizorycznej rodziny, a Jeff nie może tego po prostu zabrać.
Louis spogląda na Harry’ego, żeby zobaczyć jak się czuję, ale Harry patrzy zdecydowanie na Jeffa, twarz ma zamarłą w pół-uśmiechu, który niczego nie zdradza. Jego Harry jest zmartwiony, a Louis nic nie może z tym zrobić.
W końcu Jeff odprawia ich, by „udali się do swoich nowych domów”, a Harry odwraca się w kierunku swojego starego plemienia i macha, wpatrując się przez chwilę w Louisa. Przełamuje to ciężką atmosferę wokół nich i Niall biegnie i porywa Harry’ego w uścisk, a tuż za nim jest Jesy.
Louis podchodzi do nich i nagle Harry odrywa się i zarzuca mu ramiona na szyję, trzymając się go jak życia. Louis masuje go po plecach, próbując uspokoić, gdy Harry ciężko oddycha mu do ucha.
- Wszystko będzie dobrze – Louis szepcze mu do ucha z większym przekonaniem, niż faktycznie czuje. Ściska swojego chłopca i chce, aby jego słowa były prawdziwe. Harry będzie w porządku.
Harry tylko kiwa głową i głaszcze kark Louisa, jakby to on próbował uspokoić jego, co powoduje, że coś ciężkiego osadza się w klatce piersiowej Louisa, gdy już się od siebie odsuwają.
Odejście Harry’ego i zmiana obozu jest najbardziej emocjonalnie wyczerpującą rzeczą, która się przydarzyła Louisowi od samego początku gry, a Louis zastanawia się, czy może już skończyło mu się szczęście, które do tej pory mu towarzyszyło.
„Zdecydowanie mam wrażenie, że to ja wypadłem najgorzej w tej całej sytuacji. Byłem taki zły. Kiedy Jeff wyciągnął urnę pełną nowych chust – główną myślą, która przeszła mi przez głowę, było ‘proszę, wyciągnij ten kolor, który będzie miał Louis.’” – Harry, Chapera
- Witam w Chaperze! – Mówi Harry, zataczając ręką w kierunku obozu. – Mam nadzieje, że będzie wam wygodnie.
Przez pierwsze kilka sekund, kiedy wszyscy są pod wrażeniem i nie robią nic innego poza gapieniem i byciem oszołomionym z zachwytu, Harry czuje przypływ dumy z tego, że jego plemieniu udało się osiągnąć coś takiego na plaży. Można powiedzieć, że jest to jeden z najlepszych obozów w historii Survivor. Bungalow jest świadectwem tego, jak dobrze im szło i namacalnym dowodem na to, jak bardzo zasłużyli na te wszystkie wygrane.
Ale potem wszyscy rzucają się do przodu i zaczynają dotykać i przywłaszczać sobie wszystko, co tylko wpadnie im w ręce, a Harry czuje się, jakby połkną właśnie kotwicę, bo taki ciężar czuje nagle na dnie żołądka.
Miał nadzieję, że mimo wszystko, powrót do znajomego otoczenia sprawi, że poczuje się lepiej, ale chyba jest tylko gorzej być tu z ludźmi, którzy tu nie należą.
- Nigdy nie myślałem, ze znów zobaczę pastę do zębów!
- Nie ma kurwa mowy! Czy to jest szachownica?
- Cholera jasna, to jest prawdziwy materac, naprawdę będziemy spać na materacu!
Harry wie, że mieli ciężko w swoim obozie. Gdyby był na ich miejscu, pewnie też pobiegłby do najbliższej butelki szamponu. Ale to nie znaczy, że łatwo się to ogląda.
Tom bawi się instrumentem, którego Niall uczył rzeźbić Zayna; Bressie bawi się w skalnym ogrodzie, z którego Jesy była bardzo dumna, Leigh-Anne przestawia sprzęt do połowu ryb Liama; Mary przesiewa prowizoryczną kuchnie, w której spędzał większość wieczorów, próbując gotować dla wszystkich, podczas gdy Louis starał się go rozproszyć.
Harry czuje kolejne ukłucie bólu. Utrata swoich towarzyszy była okropna, ale utrata Louisa… Myśli, że mógłby stawić czoła wszystkiemu, o ile obok niego byłby Louis.
Jednak nie ma już sensu myśleć w ten sposób. Dał sobie wcześniej radę bez Louisa, więc da i teraz.
Oprowadza wszystkich po obozie przez resztę popołudnia, starając się im jak najlepiej pomóc w zadomowieniu. Musi być jak najbardziej użyteczny, ponieważ jeśli nowa Chapera przegra w wyzwaniu, Harry będzie oczywistym wyborem na eliminację.
W tej chwili jego najlepszym rozwiązaniem jest zachęcenie plemienia do spróbowania gry. Scalenie nie może być zbyt odległe, a kiedy już nastąpi, gracze będą musieli pomyśleć o ostatecznych liczbach i o tym, z kim chcą (lub nie chcą) konkurować w ewentualnych wyzwaniach o nietykalność lub nagrody.
Może uda mu się ich przekonać do głosowania na kogoś innego w plemieniu, kogoś kto po scaleniu będzie większym zagrożeniem. Albo może obiecać im miejsce w swoim sojuszu z Louisem, skoro Mary z pewnością już im o nim powiedziała.
Nieuchronnie jego myśli kierują się do Louisa, który prawdopodobnie znajduje się w tej samej sytuacji w Mogo Mogo. Reszta plemienia pewnie też zdaje sobie sprawę, że wkrótce nastąpi scalenie. Nie będą już potrzebować Louisa, aby wygrać challenge; zamiast tego będzie ich największą konkurencją w poszczególnych wyzwaniach. Jeśli Mogo Mogo zostanie wysłane do trybunału, imię Louisa na pewno pojawi się jako jedna z możliwości do eliminacji.
Harry dokłada wszelkich starań, aby o tym zapomnieć. Musi się skupić na nauce dynamiki plemienia, aby mógł wymyślić plan na uratowanie samego siebie.
„To trochę dziwne, że oni wszyscy tu są. Czują się tutaj jak u siebie w domu, ale muszę się jakoś do tego przyzwyczaić. Na pewno to nie jest mój dom, bez ludzi, którzy go stworzyli. Trochę do bani” – Harry, Chapera
„Utrata Harry’ego i obozu za jednym zamachem – nie czuliśmy, że mamy wiele do świętowania.” – Zayn, Mogo Mogo
Atmosfera w obozie Mogo Mogo jest w najlepszym razie ponura, nawet z koszem jedzenia, który na nich czekał. Nikt tak naprawdę nie rozmawia, ale tym razem Louis nie ma ochoty przerywać ciszy. Jest zbyt zajęty, myśleniem o swoim Harrym w gnieździe wrogów. Serce go boli na myśl o szansach Harry’ego – i faktu, że nic na to nie poradzi.
To przytłaczające uczucie polega na tym, że zawiódł Harry’ego i nie może tego znieść.
Louis nie jest głupi. Wie, że jego uczucia do Harry’ego wymknęły się spod kontroli. Ale teraz – będąc rozdzielonym – Louis zaczyna zdawać sobie sprawę, że jego uczucia mogą być większe niż ta gra, czego świadomość jest zarówno przerażająca, jak i wspaniała. Ale głównie przerażająca. Zwłaszcza, gdy Louis nie jest pewien, co dokładne czuje Harry.
Liam leniwie dzióbie patykiem w ogniu ze smutnymi oczami szczeniaka, w końcu przerywając ciszę. – Szkoda, że Harry’ego tu nie ma.
Louis zdecydowanie nie patrzy na nikogo, choć czuje na sobie ich spojrzenie.
- Szkoda – Zgadza się Zayn, a kątem oka Louis widzi, jak reszta kiwa głowami, ponieważ – kurwa – wszyscy kochają Harry’ego. Nie można temu zaprzeczyć. A gdyby Louis myślał choćby częścią mózgu zamiast całym swoim cholernym sercem, to byłby zadowolony, że tak się stało.
Jest to idealny sposób na umycie rąk z sojuszy z poważnym zagrożeniem wygranej bez konieczności dźgania go w plecy. Ponieważ Harry jest poważnym zagrożeniem. O ile Louis próbował zignorować ten fakt, nie oznacza to, że staje się to mniej prawdziwe. Powinien być teraz szczęśliwy. W końcu chce to wygrać, prawda?
Louis kręci ze smutkiem głową. Może gdyby nie zainteresował się Harrym na samym początku, sprawy wyglądałyby inaczej, ale teraz – teraz, gdy wie, jak to jest spać obok Harry’ego, mieć go gdy potrzebowałby kogoś kto go uspokoi i sprawić, by Louis dobrze się bawił.. Louis nie sądzi, że da radę grać dalej bez niego.
- Mają schronienie. Dostali jedzenie. Mają wszystkie poduszki i koce. Cały sprzęt do połowu ryb. Wszystko. – Narzeka Liam, szturchając ogień nieco bardziej agresywnie, podczas gdy reszta grupy milczy.
- Wiesz co w tym jest jedyną dobrą rzeczą? – Jesy pochyla się do przodu, jedząc orzechy. Louis chciałby, żeby go oświeciła co jest takiego dobrego w sytuacji, w której wylądowali. – Niech będą pod wrażeniem wszystkiego, co zrobiliśmy. Niech zobaczą jak żyliśmy. Może to jeszcze bardziej ich przygnębi, bo są do dupy.
Normalnie Louis rzucałby się o niesprawiedliwość tego wszystkiego, ale szczerze mówiąc… to najmniejsze z jego zmartwień w tej chwili.
- Mam nadzieję, że wszystko z nim w porządku – Louis nie zamierzał się odzywać, ale nie mógł się powstrzymać – Naprawdę mam nadzieję.
- Harry? – Zayn trąca go kolanem. – Wszystko będzie dobrze. To tylko kilka dni.
- Tak! Musi być – wtrąca Niall.
Jeśli będzie miał szczęście, wisi niewypowiedziane w powietrzu.
- Gdybym to był ja, to byłbym w stanie… - Co? Jego podświadomość drwi z niego. Na pewno zostałbyś przegłosowany. Czy tego właśnie kurwa chcesz? - …czułbym się znacznie lepiej.
Czuje współczujące spojrzenia na sobie i tym razem nikt nie oferuje żadnych słów pocieszenia.
Jest tylko jedna rzecz. Louis chwyta nietkniętą butelkę wina i berze długi łyk. Jeśli nic nie może zrobić, równie dobrze może się upić i spróbować o tym zapomnieć. Brzmi jak solidny plan.
Kończy swój łyk i podnosi butelkę.- Za Harry’ego! Mam nadzieję, że mu się uda!
- Yep, a jak inaczej. – Niall podnosi drugą butelkę.
- Da radę – mówi Jesy z pewnością.
Po pewnym czasie wszyscy się rozchodzą. Niektórzy idą spać, ale Louis wędruje w dół do skał na linii brzegu i siada, popijając butelką wina i patrząc na księżyc jak zakochany głupiec, którym jest.
Jest bardzo świadomy faktu, że ekipa filmowców jest ustawiona w pobliżu niego i cały czas go filmuje, ale go to nie obchodzi. Jego zlany w trupa mózg z roztargnieniem zastanawia się, w jaki sposób z edytują relację jego i Harry’ego. Jeśli przekręcą to w coś, czym nie jest. Lub jeśli wyemitują prawdę – Louis jako kretyn, który zakochał się w swoim rywalu.
Louis kręci głową, próbując ją trochę oczyścić. Musi się skoncentrować i wymyślić sposób na uratowanie Harry’ego. Nie może się teraz poddać.
I tak Louis siedzi dalej na kamieniach, aż słońce zaczyna zerkać za horyzontu i analizuje każdy możliwy scenariusz. Gdy z powrotem słyszy budzących się do życia w obozie ludzi, w jego żołądku panuje zimna pewność. Już wie, co musi zrobić.
„Nie obchodzi mnie, że drugie plemię ma nasz obóz. Nie dbam nawet o to, że mają cały nasz dobytek. To jak bardzo na to narzekamy, nie ma żadnego znaczenia. Co mnie denerwuje, to to, że mają tam mojego Harry’ego” – Tommo, Mogo Mogo
<< dzień: 21 || dzień: 23 >>
+komentarz
4 notes
·
View notes