Tumgik
#rzeźba głowy
st-anczyk69 · 9 months
Text
pokój Jakuba Adamczewskiego - krótka analiza programu ikonograficznego
(podstawą mojej analizy są ujęcia pokoju zaprezentowane przede wszystkim w epizodach 1, 3 i 4 oraz w filmiku "Welcome to my Dworek" z kanału Netflix na yt, mniej pomocniczy, ale równie warty obejrzenia jest filmik na instagramie Michała Sikorskiego (aktora wicelającego się w rolę Jakuba) "MTv Cribs x 1670" (michalsikorski.official))
Wygląda na to, że w pokoju Jakuba znajdują się cztery obrazy, pięć rzeźb i w ramie łóżka jedna płaskorzeźba.
Zacznijmy od obrazów:
Nad wejściem do jego pokoju, w miejscu, w którym tradycyjnie wiesza się krufcyfiks znajduje się obraz przedstawiający Chrystusa w typie Vir Dolorum (Męża Boleści) (czyli przedstawienie Chrystusa martwego lub zmartwychwstałego, eksponujące rany zadane mu podczas ukrzyżowania). To konkretne przedstawienie to reprodukcja obrazu z niderlandzkiego warsztatu Alberta Boutsa powstałego ok. 1525, znajdującego się w zbiorach The Met (The Man of Sorrows). [screen z 1 odcinka]
Tumblr media Tumblr media
Takie przedstawienie Chrystusa ma swoje źródła w ikonografii bizantyjskiej, a w Europie Zachodniej swoją popularność zyskało w ramach propagowanej w późnym średniowieczu pobożności polegającej na uczuciowym rozmyślaniu o męce Chrystusa i tzn. "współodczuwaniu".
Drugi obraz wisi nad łóżkiem Jakuba oraz pojawia się w pierwszej po czołówce scenie w odcinku 4, gdy na chwilę Jakub wiesza go w pokoju Stanisława. Jest to reprodukcja obrazu przedstawiającego Świętego Franciszka z Asyżu włoskiego malarza Antoniazza Romano z lat 1480-81, obecnie w zbiorach The Met (Saint Francis of Assisi). [screeny kolejno z 4, 1 i 3 odcinka]
Tumblr media Tumblr media Tumblr media Tumblr media
Święty Franciszek jest założycielem zakonu franciszkanów, który ukształtował w swoich pismach nowy rodzaj duchowości (duchowość franciszkańska), który charakteryzuje duża uczuciowość, wierne naśladowanie Chrystusa - zwłaszcza w aspekcie ubóstwa, bezwarunkowo miłość do bliźniego, a to wszystko połączone z radością życia i uwielbieniem Boga. Na obrazie święty prezentuje stygmaty na dłoniach i na boku.
Kolejne dwa obrazy wiszą nad biurkiem (kanonem?).
Pierwszy z nich, mniejszy i bliżej drzwi to reprodukcja obrazu hiszpańskiego malarza Franciso de Zurbarana z około 1640-45 przedstawiającego Świętego Benedykta z Nursji, znajdującego się w zbiorach The Met (Saint Benedict). [screeny z odcinka 3 i 1]
Tumblr media Tumblr media Tumblr media
Świętemu Benedyktowi z Nursji przypisuje się autorstwo reguły benedyktyńskiej. Jest on jedynym z Ojców Kościoła i głównym patronem Europy.
Ostatni obraz wiszący obok obrazu ze świętym Benedyktem, to przedstawienie Hieronimity, Brata Gregorio Belo z włoskiego miasta Vicenza pędzla włoskiego malarza Lorenza Lotto z 1547 roku, obecnie w zbiorach The Met (Brother Gregorio Belo of Vicenza). [screeny z odcinka 1 oraz ze wspomnianego wyżej (i podlinkowanego) filmiku z instagrama Michała Sikorskiego]
Tumblr media Tumblr media Tumblr media
Zdaje się (co widać na screenie instagramowym), że na reprodukcji dodano nimb wokół głowy brata Gregoria. Zasadniczo nie jest to przedstawienie świętego - o bracie Gregoriu nic nie znalazłam i zdaje się, że jest to po prostu przedstawienie mnicha (Hieronimity) podczas pobożnej kontemplacji męki Chrystusa (która jako projekcja jego rozważań ukazana została w tle - tak przynajmniej podaje notka na stornie The Met) w ujęciu powielającym schemat, w którym najczęściej przedstawiano Świętego Hieronima ze Strydonu, założyciela kongregacji eremickiej, do której należał sportretowany.
Pięć rzeźb znajduje się w rogu pokoju na przeciw drzwi wejściowych, tworząc rodzaj "ołtarzyka" przed którym stoi klęcznik. Figury ustawione są na prostych, niepolichromowanych drewnianych konsolach. W odróżnieniu od obrazu rzeźba jest obiektem przestrzennym, co znacznie utrudnia wybór takowej do scenografii - z obrazami sprawa jest prosta - w ramy wsadza się reprodukcje, która pokryta werniksem albo po prostu pokazana w naturalnym świetle w oku kamery niewiele różni się od faktycznego obrazu. Tymczasem wykonanie przekonującej reprodukcji rzeźby drewnianej jest zdecydowanie trudniejszym i bardziej pracochłonnym zadaniem. Stąd, wydaje mi się, rzeźby te nie powtarzają żadnych znanych dzieł, a są po prostu rzeźbami prezentującymi szeroko przyjęte typy figur dewocyjnych, jakie cały czas można kupić do kościoła lub kaplicy (na przykład tutaj - niepolichromowane rzeźby drewniane również dewocyjne, całkiem swoją drogą podobne do rzeźby środkowej). [screeny z odcinka 1 i z filmiku "Welcome to my Dworek"]
Tumblr media Tumblr media
Rzeźba środkowa przedstawia Chrystusa błogosławiącego i jest jedyną rzeźbą niepolichromowaną.
Pierwsza od lewej jest Maria z dzieciątkiem, następnie Święty Antoni Padewski (?), franciszkanin i cudo twórca (znajomy Świętego Franciszka z Asyżu), patron osób i rzeczy zaginionych, dzieci, małżeństw i narzeczeństw (według ludowej tradycji pomagający dziewczętom znaleźć dobrych narzeczonych). W ikonografii przedstawiany często (tak jak na naszym przykładzie) z Dzieciątkiem Jezus na ręce (wtedy zwykle w drugiej trzyma kwiat lilii - tutaj tego nie ma, nasz święty trzyma chyba coś innego, ale nie jestem w stanie powiedzieć, co to jest, stąd trochę niepewne rozpoznanie). [screeny z filmiku "Welcome to my Dworek"]
Tumblr media Tumblr media
Na prawo od dużej rzeźby Chrystusa znajduje się najpierw rzeźba Świętego Piotra - następcy Chrystusa jako głowy kościoła i tym samym pierwszego biskupa Rzymu. Święty Piotr jest uważany za najważniejszego spośród dwunastu apostołów, któremu Chrystus przekazał władzę nad Kościołem na Ziemi, co realizuje się w motywie przekazania Piotrowi przez Chrystusa kluczy - stąd klucz jako najbardziej rozpowszechniony atrybut tego świętego, widoczny również w dłoni naszej rzeźby. Ostatnia rzeźba na prawo to Święty Paweł (?) - rozpoznanie to opieram na trzymanym przez postać mieczu (stałym atrybucie Świętego Pawła), dodatkowo Paweł jest w ikonografii nadzwyczaj często przedstawiany właśnie wraz z Piotrem. Święty Paweł jest wedle tradycji uważany za Apostoła Narodów (choć formalnie nie był nigdy uczniem Jezusa; nawrócił się po jego Wniebowstąpieniu), jest również uważany za autora 1 Listu do Koryntian, którego fragmentem jest tzn. "Hymn o Miłości". [screeny z filmiku "Welcome do my Dworek" oraz z odcinka 4]
Tumblr media Tumblr media
Oczywiście z dużym prawdopodobieństwem każda z tych rzeźba jest powieleniem lub odległym echem jakiejś stosunkowo znanej kompozycji; ich dokładne opisanie i rozpoznanie pozostaje sprawą otwartą.
Jak już wspomniałam w pokoju Jakuba znajduje się jeszcze, w wezgłowiu łóżka płaskorzeźba. Przedstawia ona Świętego Jerzego podczas walki ze smokiem; jest to przedstawienie epizodu ze średniowiecznej legendy, często powtarzanej w średniowiecznych romansach. Święty Jerzy jest patron rolników, pasterzy i pól (jego dzień (23 albo 24 kwietnia) uważano za najlepszy dla rozpoczęcia prac polowych), pod jego patronatem powstało również wiele bractw rycerskich i zgromadzeń zakonnych oraz zakonów rycerskich. [screeny z odcinka 1 i 2]
Tumblr media Tumblr media
Poza tym zlokalizować można w pokoju Jakuba dwa (?) krucyfiksy; jeden stoi na kominku i jest to prosty w swojej formie, drewniany krzyż na podwyższeniu. Co do drugiego (krzyż również drewniany, ale z polichromowanym wizerunkiem Chrystusa, wiszący a nie stojący), to sprawa jest trochę bardziej skomplikowana, ponieważ widzimy go tylko w filmiku "Welcome to my Dworek", w pojedynczy, kadrze, nie widzimy go jednak ani razu w szerszym ujęciu pokoju; stąd wniosek, że jeśli w ogóle już się tam faktycznie znajduje, to musi wisieć między łóżkiem a drzwiami, w miejscu, którego ani razu nie widzimy, ponieważ zasłania je otwarte skrzydło drzwi. [screeny z filmiku "Welcome to my Dworek"]
Tumblr media Tumblr media
Wnioski
Trzeba przyznać, że po tej analizie wnioski są marne. Zdaje się, że obecne w pokoju Jakuba obrazy i rzeźby ani nie układają się w żaden przemyślany program ikonograficzny ani nie stanowią grupy precyzyjnie wybranej (O zaskoczenie!).
Najbardziej "pasujący" do konwencji tych wszystkich narzędzi "pokutnych" obecnych w pokoju Jakuba i sugerowanego tym samym zainteresowania cierpieniem wydaje mi się obraz Vir dolorum wiszący nad drzwiami i być może dlatego właśnie on jest w serialu najlepiej wyeksponowany.
Obraz z przedstawieniem Świętego Franciszka jest dla mnie zagadką, ponieważ zarówno to, że w swoim "stanie spoczynku" wisi nad łóżkiem Jakuba oraz to, że jest jak gdyby "obrazem symbolem" użytym w momencie, w którym Jakub chce pokazać, że zastąpi Stanisława w jego roli dziedzica (Stanisława reprezentuje tam obraz przedstawiający gitarzystę), wydaje się sugerować jakieś szczególne znaczenie tego przedstawienia dla Jakuba lub szczególne jego znaczenie jako "oznaczającego" Jakuba. Stąd zresztą w pierwszej chwili, bez przyjrzenia się i bez kwerendy uznałam, że to pewnie przedstawienie Świętego Jakuba - wtedy analogia, jako że obraz przedstawiał by patrona Jakuba, jego świętego imiennika, była by oczywista. Tymczasem przynajmniej bazując na tym co wiemy, nie da się w tym miejscu wytłumaczyć Świętego Franciszka.
(btw czy ktoś wie, czy w czasach nowożytnych określenie "Ojciec" było, tak jak dziś zarezerwowane jedynie dla zakonników-kapłanów czy zwyczajowo mówiło się tak też do księży spoza zgromadzeń zakonnych?)
Z tym, że choć ewentualna przynależność do zgromadzenia zakonnego, mogłaby tłumaczyć portret Świętego Franciszka (należałoby założyć wtedy przynależność Jakuba do zgromadzenia franciszkańskiego), to należy uwzględnić jeszcze przedstawienie Świętego Benedykta nad biurkiem, które równie dobrze mogłoby sugerować przynależność do benedyktynów. Poza tym brak w moim odczuciu jakiś oznak pobożności franciszkańskiej w Jakubie (ktoś by mnie zapytał czy widać jakąkolwiek pobożność, ale zdaje mi się, że bardziej valid byłaby próba powiązania go np. z bardziej jezuickim podejściem do sprawy (ale jezuitów brak pośród przedstawień w pokoju)). Może przewaga świętych franciszkańskich (Franciszek i rzeźba Antoniego Padewskiego) faktycznie coś sugeruje, ale wydaje mi się to raczej mało prawdopodobne biorąc pod uwagę całokształt.
Wspomniałam już o Świętym Benedykcie, co zaś do obrazu obok przedstawiającego brata Gregoria to w ogóle nie mam nic do powiedzenia poza tym, że wygląda to dla mnie na wybór całkowicie przypadkowy.
Moja teoria dotycząca obrazów jest dość prosta - być może Netflix ma umowę z The Met, która zezwala na dowolne użycie ich reprodukcji ich zbiorów w produkcjach Netflixa i tym samym jedynym, kryterium wyboru była przynależność do kolekcji The Met (choć chyba dałoby się wybrać lepiej).
Co do rzeźb to tak, jak już poniekąd napisałam, podejrzewam, że ich wybór odbył się na zasadzie "to co w miarę łatwo pozyskać to weźmiemy". Podobnie pewnie było z łóżkiem, bo nie podejrzewam, żeby płaskorzeźba była tam wtórnie wstawiona.
Oczywiście obecność każdego z przedstawień da się jakoś tam wytłumaczyć wewnątrz lore - najprostszym sposobem na to może być "Jakuba tak naprawdę w ogóle nie interesuje jakie obrazy wiszą w jego pokoju i jakie rzeźby tam stoją i zostały przez niego wybrane na chybił trafił" (chociaż dręczyć w tym ujęciu i tak będzie mnie ten Święty Franciszek).
Ale ja bym rzecz jasna wolała, żeby jakieś szersze ikonograficzne znaczenie w tym wszystkim było, a chyba go nie ma.
(W opisie pojedynczych obiektów starałam się mimo to w większości uwypuklić te ich znaczenia, które można jakoś zinterpretować na korzyść).
[edit - dalsze przemyślenia]
Jeśli teoria o ograniczeniu wyboru dzieł do zbiorów The Met narzuconym przez Netflix jest prawdziwa (czas zbudować hipotezę na hipotezie), to po dość szybkim ale chyba całkiem dokładnym obejrzeniu zbiorów The Met malarstwa Europejskiego (a te w przedziale lat 1300-1670 nie robią niestety zbyt wielkiego wrażenia) zaczynam chyba rozumieć modus operandi. Przede wszystkim wybór zawężono (dość mocno) do przedstawień portretowych, rezygnując z wybrania obrazów ukazujących epizody z historii świętej lub z życia świętych, ograniczając się zdaje się do zasady „jeden obraz - jedna postać, i to najlepiej nie wykonująca żadnej czynności” (decyzja, którą nie do końca umiem sobie wytłumaczyć!). Po drugie odrzucono wizerunki. Marii z dzieciątkiem, których w zbiorach The Met mnóstwo, zakładam, że w ramach większej „maskulinizacji” przestrzeni (że tak powiem) (wszak jedna tylko rzeźba Marii się pojawia, ale wyjątek potwierdza regułę i jedna jaskółka wiosny nie czyni). Po trzecie zdaje się, że odrzucono pomysł powtórzenia obecności jednej postaci (poza Chrystusem) dwukrotnie, co najpewniej sprawiło, że odrzucono obrazy przedstawiające Świętego Franciszka Frederica Barocciego i Il Grechetta, które są ładniejsze (ciekawsze!) i zdają się bardziej sensowne niż ten portret brata Gregoria, ale najwyraźniej, mimo że postać Franciszka podkreślono (pewnie wcale nie celowo), to najwyraźniej nikt nie chciał w to brnąć jeszcze bardziej.
Fajny też obraz Filippa Tarchiani przedstawiający samobiczującego się Świętego Dominika odrzucono być może ze względu na częściową goliznę świętego.
Tumblr media Tumblr media Tumblr media
W tak zawężonej grupie dokonany przez scenarzystów (albo kogoś tam) wybór (przypominam tylko przy założeniu konieczności wybrania dzieł z The Met!) staje się zrozumiały.
Dziękuję za uwagę! :)
Tumblr media
76 notes · View notes
dzismis · 4 months
Text
Niedoceniony za życia, sławny po śmierci
Sto lat temu, 3 czerwca 1924 roku, zmarł Franz Kafka. Za życia nie dane było mu cieszyć się sławą. Gdyby Franz Kafka (1883-1924) spacerował dziś po Pradze, byłby zdumiony: tu kursuje tramwaj, ozdobiony cytatami z jego tekstów, tam stoi jedenastometrowa, ruchoma rzeźba jego głowy autorstwa Davida Černego. W praskich księgarniach turyści kupują zaś jego książki wydane we wszystkich językach…
Tumblr media
View On WordPress
0 notes
arthubgaleria · 5 months
Text
Tumblr media
Galeria Art Hub zaprasza na wystawę prac Marty Nadolle - laureatki Paszportu "Polityki" 2023 - pt. "35". Wernisaż 20 IV o godz. 18.
Od autorki:
Często słyszałam, że 35 lat to górna granica bycia najbardziej widzialnym i atrakcyjnym artystą dla galerii czy instytucji sztuki. Większość konkursów i rezydencji artystycznych jest tylko do 35. roku życia. Zaliczasz się wówczas do kategorii "młody artysta".
Podobno najlepiej zajść w pierwszą ciążę do 35. roku życia - wtedy są największe szanse, że dziecko będzie zdrowe. Równocześnie mam w głowie moją mamę, która poświęciła się rodzinie i nie miała takich możliwości jak ja. Więc powinnam jak najlepiej to wykorzystać.
Sporo moich koleżanek w tym wieku ma już męża, własne mieszkanie, samochód i stabilną pracę. Ale coraz częściej mówi się o odpuszczeniu, nieprzemęczaniu, wdechu i wydechu.
Dziś kończę 35 lat, mam chłopaka, nie mam mieszkania, nie mam dziecka, mam zarys lwiej bruzdy między brwiami i chcę zrezygnować z pracy na etacie. Mój chłopak próbuje zniszczyć mi pomysł rzucenia etatu argumentując: "Jak będziesz w ciąży, to nie dostaniesz macierzyńskiego". W tym roku będę mieć
też najwięcej wystaw w moim życiu. Wierzę, że to jeszcze nie koniec.
Marta Nadolle
Artystka studiowała na Akademii Sztuk Pięknych w Gdańsku i Akademii Sztuk Pięknych w Warszawie. W 2014 r uzyskała dyplom z wyróżnieniem w pracowni malarstwa prof. Jarosława Modzelewskiego oraz pracowni Sztuki w Przestrzeni Publicznej prof. Mirosława Duchowskiego. Media, w których się porusza to malarstwo, rzeźba, haft, patchwork i mozaika.
W swojej twórczości Marta Nadolle przetwarza tradycję weduty (pejzażu miejskiego) przeplatając ją z inspiracjami czerpanymi ze sztuki ludowej. Zestawiając te zgoła sprzeczne tendencje przekracza podział na centrum i peryferia, publiczne i prywatne, gdzie wielkomiejskie narracje łączą się z intymnym rękodziełem i folklorem. Nadolle jest weducistką emocjonalnego pejzażu metropolii, w którym ludność współczesnych miast coraz rzadziej żąda chleba i igrzysk. Zamiast tego w nieśmiałym pragnieniu słychać wołanie o prawdziwą bliskość i odrobinę emocjonalnego spokoju.
Laureatka Paszportu "Polityki" 2023 w kategorii Sztuki wizualne.
0 notes
kajetanczerwinski · 11 months
Text
Tumblr media
Jak na dłoni ✍
Zielnik X Aliny Szapocznikow jest jednym z moich ulubionych dzieł sztuki – pewnie ze względu na swoją prostotę. Jak sugeruje tytuł, stanowi część większej serii podobnych "obrazów". Zabiegu, na jakim opiera się Zielnik, nie ma raczej sensu tłumaczyć. Jeśli jest coś, co mogę dodać od siebie, nie będzie to zapewne nic, do czego nie doszedłby samodzielnie uważny obserwator.
Chociaż Zielnik X to poruszająca rzeźba, kiedy na nią patrzę, kusi mnie, żeby powiedzieć: ja o 8:00 w poniedziałki, ja po sesji letniej, ja po lekturze Sienkiewicza. Im starszy jestem, tym trudniej przychodzi mi powaga. Bycie poruszającym i bycie komicznym to dwa końce podkowy – niby sobie przeciwne, a jednak niepokojąco bliskie. Wytworzenie dzieła poważnego, którego nie można łatwo wyśmiać, jest niezmiernie trudne. Poważny wiersz pisany poważnym stylem szczególnie łatwo pada ofiarą kpin. Trudniej wyśmiać wiersz o sprawach poważnych, ale napisany lekko.
To zresztą tylko jeden z problemów, które napotkałem jako początkujący pisarz. Proza ma własny język. Nie odtwarza innych form, bo to ona przychodzi nam najnaturalniej. Kiedy mówię ciemno, widzisz ciemno. Czy to ciemno jest niebieskie? Kiedy wspomnę "ciemno" na początku akapitu, zobaczysz je tylko tam, gdzie je przeczytasz. Czytając, nie tworzysz mentalnego obrazu – doświadczasz wrażenia przywołanego przez słowo. W którym rogu obrazu są ciarki? Gdzie w trójwymiarowej przestrzeni się znajdują? Jaka plama barwna je określa? Obrazy wkradają się do prozy nawet, kiedy ich tam nie chcemy. Jeśli powiem "roślina", słowo to może stanąć ci w gardle na bakier. Roślina jest przecież zielona. Nie zieleń masz sobie teraz wyobrażać – w pokoju jest przecież ciemno. Malując, użylibyśmy farby ciemnoniebieskiej, może tylko lekko zielonkawej, żeby oddać kontury liści i pochyloną łodygę. W głowie na słowo "roślina" pojawia się jednak zieleń, głupia i jaskrawa. Mechanizm ten stanowi przeszkodę dla pisarza, usiłującego odwzorować w głowie czytelnika organoleptykę – nie po prostu emocje, nie myśli. Ja chcę umieścić czytelnika w pokoju z rośliną. Jaką rośliną konkretnie? Aglaonemą. Ale czytelnik nie sprawdzi, czym jest aglaonema – nie umieści jej w obrazie mentalnym, na samo słowo zostanie wyrwany z transu. Użycie wyrazu sugerowałoby, że bohater książki je zna. A przecież nikt go nie zna! Reżyser pragnący aglaonemy w ciemnym pokoju, znalazłby ciemny pokój i umieściłby w nim aglaonemę – kwestia, czy bohater zna jej nazwę, nie ma znaczenia, o ile nie zostaje wspomniana w dialogu. Pisarz musi zadowolić się "rośliną". No, najwyżej "fikusem" albo "monsterą". I to jest już pewnym przegięciem, bo o ile księgowa może wiedzieć, jak wygląda monstera, nie musi wiedzieć tego nastolatek, który całe dnie spędza przy Xboxie. I tak samo – księgowa nie będzie raczej wiedziała, czym są Half-Life 2 ani Quake, nawet jeśli obecność tych konkretnych gier jest ważna z, dajmy na to, symbolicznego punktu widzenia. Nie powiedziałaby: miał na półce Half-Life'a i Quake'a, ale raczej: miał na półce pełno gier.
Co ważne, nie mowa tu o narracji pierwszoosobowej – o wyznaniach księgowej, o jej pamiętniku ani nawet jakiejś bliżej nieokreślonej, mentalnej perspektywie. Problem ten dotyczy narracji personalnej, usiłującej nie tylko zajrzeć do głowy bohatera, ale przetłumaczyć jak najwierniej jeden język doznań (doznań bohatera) na drugi język doznań (doznań czytelnika). Świadomość jest ich ciągłym źródłem, więc problemy nie odchodzą z czasem. To stwarza kolejny problem – symultaniczności. Jeśli nastolatek spaceruje przez piętnaście minut słoneczną ulicą, wspomnienie o słońcu tylko raz nie wytworzy w głowie odbiorcy odpowiedniego wrażenia. Jak często w takim razie należy wspominać o słońcu? Co pięć zdań? Co trzy? To z kolei skutkuje powtórzeniami. Nawet używając synonimów (których nie ma przecież nieskończenie wiele), wytrącalibyśmy czytelnika z wewnętrznego monologu. Słońce należy wspominać nieustannie, ale na ewoluujące sposoby; raz objawiać musi się bezpośrednio, na niebie, a raz w postrzeganych obiektach – rozgrzanym asfalcie, białych płaszczyznach na szkle, drżącym powietrzu. Oznacza to, że długość spaceru ograniczona jest naszą kreatywnością, a w pewnym momencie myśli muszą odbiec gdzie indziej. Co ważne, opis nie może stanowić bloku niezależnego od akcji, bo znudzi czytelnika. Musi zlewać się z myślami, słowami, dialogiem; musi przydawać atmosfery, orientować w przestrzeni, uzupełniać motywy. Ale wszystko to musi robić niepostrzeżenie, bo każde uzupełnienie wrażenia sensorycznego o słowa skutkuje retardacją akcji. Pisałem o tym w jednej z prac rocznych dotyczących Schulza. Sprawa dotyczy także Zanim zmorzy nas sen.
Funkcji opisu u Schulza nie można umniejszać – w Sklepach istnieją opowiadania w całości zredukowane do duszącego narrację, wiecznie retardującego opisu (Nemrod czy Pan Karol prezentują z entomologiczną precyzją dwa różne stworzenia pod pozorem opowieści). Chociaż mamy świadomość, że w opowiadaniach tych rzeczy dzieją się, czasu doświadczamy tu raczej jako wymiaru przestrzennego – rozmaite wydarzenia oglądamy podobnie do malowidła, które w pojedynczej klatce skupia i zamyka przerastający ją czas. Wobec skarlowaciałości czasu, „«pretekstowego» dziania się”, następuje przerost zmysłów. To sięgające jeszcze Homera żelazne powiązanie opisu z funkcją retardacyjną warunkuje upływ schulzowskiego czasu. Gdy opisujemy, „dzianie się” jest niemożliwe, ponieważ dynamika narracji wymaga szybkości następujących po sobie, możliwych do opisania „klatek”. Jeśli niemożliwa jest dynamiczna zmiana scenerii, zmysły wyostrzają się, żeby zaspokoić słowną próżnię. Iluzja jest nie tylko celowa, ale pogłębiana szeregiem zabiegów. Autor stara się bowiem uniknąć sytuacji, w której przedstawiona historia nie budzi już u czytelnika żadnych emocji. Gdy fabuła zostaje odpowiednio spowolniona opisem, sam opis podejmuje jej funkcje. Schulz personifikuje na przykład wybrane przedmioty nieożywione, zjawiska pogodowe czy optyczne, stwarzając wrażenie akcji wewnątrz opisu. Potencjalny cel tego okrężnego zabiegu, polegającego na spowolnieniu czasu i akcji do prędkości płynącego z wolna miodu, żeby następnie odbudować narrację wewnątrz opisu, pozostaje do interpretacji.
Schulz był zresztą dla Zanim zmorzy nas sen niemałą inspiracją – podobnie jak Proust, Joyce czy Capote, chociaż wszyscy oni byli raczej częścią procesu twórczego niż jego rezultatu. A skoro mowa o rezultacie... Ostatnio pisanie nie idzie mi łatwo. Rozdział ósmy przeszedł ogromną metamorfozę i uzupełniony został o niedokończoną jeszcze retrospekcję, podzieloną w dodatku na dwie części. Zresztą, niemal każdy rozdział, poza dwoma pierwszymi, jest w ten czy inny sposób uzupełniony o jakąś szkatułkową historię (niekiedy nawet o historię wewnątrz historii). Wszystko to niesamowicie komplikuje narrację. Chciałbym, żeby fabuła była absolutnie czytelna nawet dla najbardziej nierozgarniętego odbiorcy, czego nie ułatwia misterna konstrukcja. Zacząłem szkicować rozdział dziesiąty – przedostatni i właściwie ostatni duży. Jednocześnie nieustannie poprawiam stary materiał i zmiany zaczynają być wyłącznie kosmetyczne. W każdym razie kolejne opóźnienie nie napawa mnie optymistycznie. Może to dlatego, że mam tyle głupot na głowie? A może nie jestem dobrym pisarzem. Przerasta mnie czasem własna ambicja. Niezależne opowiadania, nawet równie długie, co rozdziały mojej powieści, jestem w stanie ukończyć w jeden wieczór, bo nie wymagają integrowania w nie całego powieściowego bagażu. Spowalnia mnie także klaustrofobia akcji. Jeśli powieść ma miejsce w jeden wieczór i oparta jest na myślach, obserwacjach czy rozmowach, pisanie przypomina próbę obmyślenia baletu na pięć tancerek, mającego miejsce w jadącej windzie.
To, że Zielnik X czasem mnie bawi, w niczym mu nie ujmuje. Pewnie fascynuje mnie właśnie dlatego, że tak przypomina mi o tym, co chciałbym osiągnąć we własnych pracach. Czy kiedy skończę, znajdę coś pod powierzchnią tej skóry? Utrwalanie jest tym samym co niszczenie. Szkoda, że to jedyne, co możemy.
Alina Szapocznikow, Zielnik X, zdjęcie mojego autorstwa
0 notes
Text
I
Tumblr media
   Rodzina Twardowskich od pokoleń mieszkała pod numerem czternastym przy ulicy Jeżyckiej. Wśród sąsiadów uchodziła za co najmniej osobliwą; Twardowscy, „Ci niegościnni” mieszkańcy domu o pruskim murze, za dnia „bezczelnie ukrywali się” przed wzrokiem zatroskanych sąsiadów, a pod osłoną nocy wychodzili na długie przechadzki po szemranych zakątkach Poznania. Okoliczne stateczne rodziny z nieukrywanym obrzydzeniem spoglądały na szpetny, nieodnowiony budynek. Stare okiennice i odrapane drzwi przywodziły na myśl wizję najgorszego elementu egzystującego wewnątrz. Nagromadzona przez lata niechęć w końcu uśmierciła zainteresowanie podejrzaną rodziną spod czternastki.
   Twardowscy skrzętnie korzystali z obojętności jeżyckiej społeczności. Nie poczuwali się do konieczności ukrywania podejrzanych zakupów, nie przejmowali się hałasem, czy nawet odgłosami wybuchów, dochodzącymi z ich mieszkania, i bez żadnego wstydu przyjmowali podejrzane typy pod dach.
   Krótko po godzinie dwudziestej pod szkaradne drzwi niesławnego domostwa przydreptał wyczekiwany gość. Mops chrapliwie zaszczekał pięć razy, każdorazowo rozkosznie podskakując.
   Z okna na pierwszym piętrze wychynęła ciemnowłosa głowa dziesięcioletniej dziewczynki. Piesek radośnie szczeknął jeszcze raz, niemalże stając na tylnych nóżkach z ekscytacji. Na widok zwierzęcia twarz dziewczynki się rozpromieniła, po czym zniknęła wewnątrz.
   Drzwi do domu otworzył smukły mężczyzna o poważnej minie. Piesek triumfalnym krokiem przekroczył próg. Na tak uroczy widok poważna mina mężczyzny rozpogodziła się.
   Krótkie łapki mopsa nie były w stanie pokonać wysokich schodów starego budynku. Mężczyzna chwycił go pod pachę i wszedł niespiesznie na piętro.
   Gdy zwierzę wyczuło bliskość swojej ukochanej właścicielki zaczęło wyginać się na wszystkie strony w próbie oswobodzenia. Mężczyzna z trudem doniósł pasażera do mieszkania, niemalże upuszczając go po drodze.
-  Hermesik!
   Dziewczynka uklęknęła na podłodze wyciągając ręce ku pupilowi. Zwierzę podbiegło merdając małym zawiniętym ogonkiem. Przytulała oraz głaskała je radośnie, pozwoliła nawet polizać się po policzku.
-  Sara - mężczyzna zawiesił na córce wzrok. - Poprzytulasz się do niego później. Widzisz, że przyniósł wiadomość.
   U obroży mopsa dyndał flakonik o płynnej zawartości. Sara posłusznie zdjęła zawieszkę, po czym opróżniła ją do metalowej miski. Właściciele cierpliwie czekali aż Hermes zakończy popisy, by wychłeptać ciecz do ostatniej kropli.
-  Hau! Hau! Hau! - piesek uradowany coraz podnosił głos i zataczał kolejne kręgi wokół właścicielki, z przystankiem na pieszczoty. – Hau! Łał! Jestem taki ważny! Hau! Łał! Hau!
   Sarze oraz jej ojcu stężały rysy, w skupieniu nasłuchiwali kolejnych słów.
-  No, jaką wiadomość przyniosłeś Hermesiku – Sara pogodnie zachęcała psiaka.
-  Hau! Ha! Hau! Wiem gdzie Zlot! Hau! Łał! Ha! Taki ważny! Hau! Łał! Jestem ważny? Hau! Hau!
   Euforyczne podrygi nie miały końca. Radość ze skumulowania wokół siebie (tak niespotykanej) uwagi przekraczała skalę radości pieska. Kręcił łebkiem, stąpał z łapki na łapkę. Słowa wypływały z małego pyszczka z odczuwalną trudnością.
-  Hau! Przy Wieży hau! Hau! Ab... hau! Ab... hau! … sorp... hau! Łał! … cji! Hau! Łał! Hau! Hau!
-  Wieża Absorpcji!? Ależ ty jesteś mądry pieseczek! - Sara tarmosiła pupila za fałdki skóry. - A od jakiej strony wejście Hermesiku?
-  Ha! Łał! Hau! Od Reja! Łał! Hau! Hau! Taki ważny! Jeść! Taki łał! Hau! Ważny! Hau! Łał! Jeść!
   Sara podała mu garść smakołyków. Ojciec dziewczynki energicznie zerwał się do wieszaka, przy drzwiach wejściowych chwycił  brązowy płaszcz.  
-  Tata! Dlaczego wychodzisz sam!? Obiecałeś mi! Że ja też będę mogła iść! Cały rok się przygotowywałam! - Sara z wyrzutem rzuciła w stronę wychodzącego ojca.
   Ten westchnął.
-  No to na co jeszcze czekasz? Ubieraj się.
   Mężczyzna stał z ręką na klamce, nerwowo przebierając nogami.
-  Hermesik, masz kolejne zadanie! - dziewczynka zwróciła się pospiesznie do rozradowanego zwierzęcia.
-  Hau! Łał! Tak! Łał! Hau! Hau!
-  Przypilnuj mamy!
-  Hau! Tak! Hau!
   Zwierzę nabrało przysmaku w pyszczek i odmaszerowało do drugiego pomieszczenia.
   Ojciec z córką żwawo zeszli po skrzypiących stopniach skacząc przez ostatnie. Z impetem opuścili klatkę schodową i pewnym krokiem przemierzyli jezdnię. Ojciec Sary nie zwalniał tempa; energiczny ruch unosił poły jego brązowego płaszcza. Pompon czapki dziewczynki podskakiwał wściekle na jej głowie gdy próbowała zrównać chód z rodzicem.
   W milczącym pośpiechu pięli się w górę ulicy Mylnej, przechodzącej w Strzałkowskiego. Wilgotny, nieprzyjemny wiatr smagał buzie obojga. Jasny księżyc odbijał się od mokrej nawierzchni, oświetlał noc lepiej niż latarnie.
   Sara opatulona szalami z trudem kręciła głową, mimo to rozglądała się na wszystkie strony. Z ciekawością chłonęła obraz zaciemnionych kamienic oraz smętnych blokowisk.
   Sztuczne światło lamp zanikało szybko, gdy brakowało powierzchni, od której mogłoby się odbić. Przerwy między zabudowaniami wydawały się jeszcze ciemniejsze. Sara ostentacyjnie zatapiała każdorazowo wzrok w czerń, w próbie udowodnienia odwagi samej sobie.
   Gdy obserwowała ruinę kamienicy ukrytą w mroku za blaszanym ogrodzeniem parkingu, uchwyciła niepokojąco szybki ruch. Poruszenie było jak mignięcie, natychmiastowo zamarło. Po chwili badania kształtów zdewastowanego budynku w nocy rozbrzmiał jazgot. Dźwięk zmroził Sarze krew w żyłach. Przypominał wrzaski bezpańskich kotów podczas marcowania. Nabrała powietrza w płuca. Jakby zahipnotyzowana, bezwiednie zbliżyła się ku dziwnemu zjawisku.
   Stanowcze kroki ojca zatrzymały się obok niej.
-  Dlaczego zbaczasz z drogi? Tak chciałaś iść ...
   Sara nie odpowiedziała nic. Wskazała palcem nierówne mury zniszczonej kamienicy, skrytej za blachą ogrodzenia.
   Powoli weszli na nieoświetlony parking, minęli linię światła, by móc dojrzeć skryte w ciemności ruiny. Upiorny dźwięk nie ustawał, teraz słyszalny dla obojga. W skupieniu badali oblane bladym światłem księżyca pozostałości drugiego piętra.
   Przez dziurę w ścianie niespiesznie wyjrzały dwa pokrzywione kształty. Błysnęły czerwienią ich ślepia.
   Ojciec syknął i zacisnął dłoń na nadgarstku córki. Zerwał się z miejsca.
   Sara nie opierała się mocnemu szarpnięciu. Świecące czerwienią punkty oszołomiły ją.
   Jarzące się oczy stworków błyskały kolejno w coraz bliższych punktach osaczając ruinę. Obserwowały Sarę i jej ojca z miejsca, gdzie brakowało sporego kawałka ściany, zza hałdy cegieł. Później wychynęły z okna na pierwszym piętrze. Gdy czerwone kropki zaświeciły niebezpiecznie blisko, bo tuż nad blaszanym ogrodzeniem parkingu, mężczyzna uciekał już z córką ku kręgowi światła ulicznych latarni.
   Ojciec potrząsnął energicznie ramionami córki.  Przytłumionym głosem wydyszał:
-  To były Gałgany. Lepiej szybciutko stąd uciekajmy.
  Sara wzdrygnęła się na hasło „Gałgany”, ocucona nim jak za pstryknięciem palców.
-  Osz w cząber parzony - jęknęła niewyraźnie.
-  Nie przeklinaj – ojciec automatycznie skarcił córkę i szarpnął w górę ulicy.
   Sara speszona uwagą rodzica grzecznie podążyła za nim. Po paru metrach z oburzeniem podjęła jednak przerwaną myśl:
-  Jak to możliwe, że te wstrętne niedorozwinięte Chowańce zamieszkały tak blisko nas? I tak blisko Paczepu? Myślałam, że hodowanie tych demonów jest nielegalne.
-  Same Chowańce mogą być hodowane, są pozytywnymi stworkami, pomagają w zarządzaniu gospodarstwem – wtrącił ojciec łagodnym, ale konspiracyjnym tonem.
-  Wiem, ale …
-  Z resztą żadna władza nie byłaby w stanie upilnować, żeby ludzie nie wkładali sobie jajek pod pachę i nie robili, tego co tam jeszcze się robi, żeby powstał Chowaniec – dodał ciszej: - nie myli się, nie modlili... - po chwili zamyślenia dodał słyszalnym już dla córki głosem: - Byśmy musieli być szpiegowani przez całą dobę, moja droga. A tego żaden alchemik by nie przetrwał. Oj nie! Nie ze swoją podejrzliwością.
-  No ale Gałgany tak łatwo powstają, wystarczy spartaczyć rytuał. Poza tym one są niebezpieczne, a jak dorwą się do alkoholu to już w ogóle.  Przecież Cześnik powinien coś zrobić za posiadanie tak agresywnych kreatur. Czy on w ogóle o tym wie? Czy on coś robi? Czy tylko chroni swój stołek?
-  Błagam Cię Saro, ciszej! Zapewne już całe Jeżyce wiedzą o czym rozmawiamy. Nie czas i nie miejsce dziecko.
   Dla pewności mężczyzna obejrzał się wokół siebie.
   Z kamienicy po drugiej stronie ulicy, na styku Strzałkowskiego z Dąbrowskiego, dobył się niski, chrapliwy głos.
-  Coś taki płochliwy Panie Poważny? Masz coś na sumieniu, że tak się lękasz o  życie? - Zaryczał rozweselony.
-  Prowadzę córkę późną nocą. Nie chciałbym, by czyjeś potworki wykończyły nas w drodze do ... celu – odparował ojciec Sary.
   Zwolnili tempa i wpatrywali się w zdobioną ścianę kamienicy na rogu ulicy. Trzy płaskorzeźby lwich głów urozmaicały kremową biel. Zwierzęcy ornament na wysokości pierwszego piętra poruszał się w rytm chrapliwych słów.
-  Spokojna twoja uczesana, nikt za wami nie idzie. Puściutko jakby siała spustoszenie dżuma. - Zaryczała rozweselona rzeźba.
-  Dzięki Simba.
   Ojciec z Sarą ruszyli żwawszym krokiem. Na twarzy mężczyzny zagościł złośliwy uśmieszek zadowolenia z poczynionej przyjacielskiej uszczypliwości.
-  Jak jeszcze raz mnie tak nazwiesz to koniec z uprzejmościami! - lew zaryczał.
   Donośna riposta rozbudziła jeszcze inne lwie głowy zamieszkujące pobliskie ściany. Po chwili grzmiały już nie tylko elewacje kamienic na ulica Strzałkowskiego, ale na wezwanie króla odpowiedziały wszystkie zwierzęta żyjące w okolicy.
   Ojciec z Sarą skręcili w Dąbrowskiego. Ruch uliczny huczał w uszach, jakby przekroczyli niewidzialną bramę do innego świata; samochody podskakiwały na wertepach kocich łbów, ludzie niemalże w biegu trącali innym przechodniom ramiona, rowerzyści wciskali się między pieszych, nie chcąc obić sobie tyłka na tradycyjnej jezdni. Tramwaje przypominały o swojej obecności irytującym dzwonkiem, który ledwo wybijał się ponad dźwięki kołomyi.
   Dotarli do Rynku Jeżyckiego. Zegar na słupie wskazywał dziewiątą.
   Minęli zaciemniony, podejrzany przybytek drugą stroną uliczki. Sara lustrowała osłonięty blaszanymi daszkami teren nieczynnego targowiska. Między stoiskami dojrzała przemykające, zakapturzone kształty.
   W ciemnej uliczce rozbłysł niebiesko-czerwony kogut policyjnego radiowozu.
   Od kamienic okalających Rynek odbił się dźwięk przewracanych szklanych butelek. Zakapturzone postacie puściły się biegiem w ulicę Dąbrowskiego.
   Kogut wydał ogłuszający ryk. Sara wraz z ojcem odruchowo zakryli uszy.
   Samochód przyspieszył, by pogonić potencjalnych meneli. Wytoczył się z wąskiej uliczki i włączył do ruchu symulując pościg.
   Sara wraz z ojcem z ulgą opuścili dłonie z uszu i skręcili w Słowackiego.
   Na tle czarnego nieba, w przestrzeni u wierzchołka ulicy, ukazała się podświetlona wieża zegarowa Zamku Cesarskiego, dumnie obserwująca Jeżyce.
   Z rytmicznego kroku Sarę wyrwał ból ramienia.
  Wrzasnęła. Z oburzeniem wymalowanym na styku brwi i nosa szukała sprawcy niespodziewanego bólu.
   Na chodniku przed Sarą leżał orzech.
-  Saro, nie pora teraz na szukanie skarbów z podróży.
   Ojciec również przystanął krok dalej.
-  Nie szukam skarbów! - zaperzyła się Sara, bliska płaczu.
   Nie zdążyła jednak wytłumaczyć postoju. Usłyszała uderzenie twardego przedmiotu o kość. Co zostało skomentowane znaczącym westchnięciem rodzica.
   Oboje w popłochu rozejrzeli się po ulicy.
   Kolejny orzech rozbił się o płytki chodnika tuż obok Sary.
   Gdzieś wysoko głośno zarechotał jędzowaty śmiech.
   Kolejny orzech trafił ojca Sary w brzuch.
   Skrzekliwy głos zawył ponad ich głowami:
-  Zdradzieckie Mole Niezrzeszone! Podłe pasożyty! Wychowani na księgach Cechu, gardzę wami!
   Przesączony złowróżbnym jadem głos należał do staruszki przechylonej przez ramę wąskiego okna. Pozycja napastnika mieściła się w wieżyczce zwieńczającej róg kamienicy przy ulicy Słowackiego i Placu Asnyka.
   Echo jej wrzasków wzbudziło lęk i szczekanie psa. Właściciel zwierzęcia wydawał się nieporuszony całym zajściem, jakby tylko Sara wraz z ojcem (no i ten pies) słyszeli jędzowaty głos.
-  Spijacie pot i krwawicę Ojców Założycieli! Hołota! Pewnie znów się skradacie do nas! Parszywe szczury! Gałgany niewdzięczne!
   Starucha bez wytchnienia wypluwała kolejne przekleństwa niczym nieprzerwana seria z karabinu. Kolejny orzech poszybował w odbiorców obelg. Trafił ojca Sary w udo.
   Mężczyzna pospiesznie wyciągnął z kieszeni małe szkiełko okolone metalową płytką z wygrawerowanymi napisami i przyłożył je do oka. Skierował na domniemane źródło ataku.
   Siwe włosy kobiety rozwiał wiatr, oczy szalały w furii. Wychylała się z mieszkania gdzie okna uzupełniono dyktą, a balkon przypominał pospiesznie złożony przerośnięty karmnik. Ściany budynku już dawno poczerniały od spalin i wołały o odnowienie odstraszającej elewacji.
   Mimo złego stanu mieszkania staruchy, ojciec Sary rozpoznał w niej matkę  dobrze sytuowanego karczmarza Paczepu, jego dobrego kolegi.
-  Chodź – kiwnął głową na córkę.
   Sara nie zareagowała od razu, wryta w ziemię. Obserwowała rodzica.
   Ten rozpoczął kompilację sprawnych ruchów przy pierścieniu, spoczywającym na jego kciuku. Zamknął oczy i szeptał coś pod nosem.
   W powietrzu świsnął kolejny pocisk napędzony dodatkową porcją szydzącego śmiechu.
   Z pierścienia mężczyzny wystrzelił przeźroczysty parasol.
   Orzech odbił się od wyczarowanego przedmiotu prosto w niewysoki, łysy żywopłot, który odgradzał błotnisty skrawek terenu pod murem kamienicy.
-  No rusz się dziecko. Nie będziemy walczyć z matką Dmidzbana. Ona jest pomylona.
  Złapał córkę pod ramię, jednocześnie ochraniając oboje przejrzystą tarczą. Przyspieszył kroku do truchtu. Obronna pozycja uniemożliwiała szybszy bieg.
  Zza pleców słyszeli jadowite krzyki:
-  Stójcie przebrzydłe pijawki! Niech no dostanę wasze parszywe gęby w swoje ręce! Powydłubuję mózgi wychowane na naszych pergaminach! Barachło plugawe!
   Przekleństwa odbijały się echem od budynków skupionych wokół pustego placu zabaw.
-  Czyli można usunąć kolejną ulicę z „bezpiecznych przejść” naszej mapy miasta? - Zauważyła Sara smutno, skulona pod ramieniem ojca.
   Mężczyzna zerknął jedynie na córkę; ojcowską buzię znaczyła nie tylko troska, ale też jakaś zaciętość, jakby wewnętrznie zmagał się nie tylko z ograniczonym miejscem do poruszania się w mieście.
   Przed Domem Tramwajarza weszli w ulicę Reja. Ojciec Sary przystanął i złożył parasol, który zniknął na powrót w pierścieniu.
   Dziewczynka zbadała wzrokiem drogę wiodącą ku Paczepowi. Przechodniów witały zabrudzone kamienice i chybotliwy chodnik, jakby płytki tylko czyhały na nieuważnych pieszych. Okna budynków ziały czarną pustką. Na domiar złego uliczne latarnie dogorywały nikłym, migotliwym światłem.
   Nabrała głęboki wdech.
-  Jesteśmy już blisko, prawda?
-  Zgadza się – odparł dziarsko rodzic.
-  Ulica wygląda na bezludną ...
   Zerknęła na zaniedbane ogródki; powyginane, łyse witki zapuszczonych krzaków przepełniały niepokojem.
-  ... zupełnie jakby przechodziła tędy Cicha.
   Sara skrzywiła się na wspomnienie słowiańskiego demona, którym niegdyś straszyła ją babcia Twardowska.
-  To pewnie straszak na Nieurokliwych. Oni będą się bali tędy przejść, a my będziemy mogli spokojnie wejść do Paczepu i wykonać nasze zadanie. Właściwie, to jest głównie TWOJE zadanie, moja droga.
   Ojciec dobrotliwie uśmiechnął się do córki, choć ta wyglądała jakby zobaczyła ducha.
-  Nie przypominaj mi – odburknęła.
   Pod numerem pierwszym przy Reja znajdowały się dwie pary drzwi. Te po prawo prowadziły do mieszkań lokatorów kamienicy.
   Drzwi z lewej strony, niepozorne, mniejsze, wiodły przez opuszczone mieszkanie do baszty jednego z największych (znanych) podziemnych zamków Europy. Największe zamki, w skali światowej, ukryto w podziemiach najstarszych metropolii Bliskiego Wschodu i Azji.
   Zamek Cześnika nie był jednak w całości ukryty pod ziemią. Na powierzchnię wystawały bowiem dwie baszty, dach sali balowej gdzie odbędzie się Zlot oraz gabinet Cześnika. Jedna baszta, zwana Wieżą Absorpcji, górowała na rogu ulicy Reja i Sienkiewicza; nic w niej nadzwyczajnego, poza jej wysokością liczoną od podstawy ukrytej pod ziemią. Druga wznosiła się między ulicami Jackowskiego i Wawrzyniaka.
   Miejsce Zlotu przebudowano całkiem niedawno, siedem lat temu, gdy zamknięto Zajezdnię na Gajowej. Po remoncie ogromny hangar, będący w latach świetności głównym magazynem Zajezdni, teraz sprawował funkcję imponującego, wysokiego stropu sali goszczącej najwspanialszą imprezę w naszym kraju, coroczny Karnawałowy Zlot.
   Sara wraz z ojcem podeszli bliżej drzwi prowadzących do Wieży Absorpcji, nieświadomie zwalniając kroku. Suterena, która miała stanowić przejście, sprawiała wrażenie równie bezludnej co ulica, przy której się znajdowała. Okna bez zasłonek ukazywały ciemny pokój.
-  Tato, a może spóźniliśmy się? Przejście na tak wielką imprezę raczej nie powinno zalatywać grobową ciszą, prawda? - Sara przerwała napięcie niepewnym szeptem.
   Ojciec pokiwał przecząco głową.
-  Żebyśmy nie zdążyli na otwarty portal do Zamku, Hermes musiałby zagubić się w akcji na przynajmniej dwie godziny. Co nie jest niemożliwe, jednak dopóki nie narysuję klucza, nie będę krytykował jego zdolności posłanniczych. Daj mi chwilę moja droga. A najlepiej, jakbyś stanęła na czatach z łaski swojej.
   Mężczyzna przystanął centymetry przed niepozornymi, małymi drzwiami. Wyciągnął wskazujący palec z długim paznokciem, który był na końcówce groteskowo zawinięty. Zamknął oczy. Chwilę mruczał, po czym narysował na drzwiach skomplikowany symbol, szepcząc coś pod nosem. Obleśny paznokieć błysnął w ciemnościach.
   Pokraczne drewniane drzwi ustąpiły ze skrzypnięciem i załamały się do wewnątrz.
   Sara przestała zwracać uwagę na ulicę, przykuła wzrok do ciemnej wnęki za plecami ojca. Bez zaproszenia, stanęła obok niego. Ten bezszelestnie ruszył z miejsca. Ostrożnie przekroczyli próg, niczym intruzi badając bacznie przestrzeń.
   W sieni sutereny nie było zbyt wielkiego pola manewru. Pomieszczenie wyglądało jak ciasna zabudowa dla paru schodków, które rozgałęziały się na dwa kolejne wnętrza. Jedno pomieszczenie zapraszało pustą futryną, drugie łypało lekko uchylonymi drzwiami.
   Mężczyzna ostrożnie pchnął butem drzwi do pokoju z widokiem na chodnik. Jego wnętrze było oświetlone światłem ulicznych latarni. Wydawało się być dawno opuszczone, prawdopodobnie w pośpiechu. Zdewastowana kanapa ponuro spoglądała z naprzeciwka. Zakurzony i pokancerowany stół zalegał pod ścianą, z oknem vis-a-vis.
   Ojciec wskazał ręką na zatęchły, ciemny pokój. Pusta rama odkrywała niepokojące ciemności. Przeszedł przez nią z wyciągniętym palcem wskazującym (tym z zakrzywionym paznokciem). Rodzic rozejrzał się w obie strony i ruszył jeszcze głębiej.
   Sara zalękniona podążyła za ojcem.
   Niemalże wrzasnęła gdy drzwi frontowe zatrzasnęły się z hukiem za jej plecami.
   Powstrzymała odruch zatykając usta obiema dłońmi.
   Wejściowe drzwi odcięły dopływ pomocnego światła z ulicy. Wokół zaległy egipskie ciemności, do których wzrok Sary musiał się jak najszybciej przyzwyczaić. Ledwo dostrzegła, że rodzic poruszył się o kolejne ostrożne kroki.
   Jego sylwetkę, na początku niezauważalnie, oświetlał promień wątłego światła. Poświata dochodziła z głębi mieszkania, jakby zza rogu kolejnego pokoju.
   Powolnie przekroczyli następny próg.
   Ojciec nerwowo pogrzebał w kieszeniach płaszcza.
   W najciemniejszy mrok pokoju rzucił kosteczkę. Ta rozpadła się bezgłośnie, a z drobnych cząsteczek jej pyłu uniosła się mgła dająca delikatne światło. Jasna chmura odkryła ścianę stojącą w głębi pomieszczenia oraz ukazała drugą parę drzwi.
   Ojciec pokazał córce, by pilnowała tyłów. Podszedł do owych drzwi. Były zamknięte.
   Z drugiej strony pokoju również znajdowały się drzwi. Te były uchylone. Za nimi znajdowało się źródło nikłej poświaty, a także coraz głośniejszy szum basowych głosów.
   Ojciec Sary zakradł się bliżej nich, zerknął ostrożnie przez szparę.
   Pomachał przyzywająco na córkę, po czym wszedł do jasnego pomieszczenia.
   W ścianie pokoju ziała dziura wysoka na dwa metry. Za nią, jak gdyby nigdy nic, stała kamienna klatka schodowa, oświetlona pochodniami. Zejście osłaniała półprzeźroczysta błona, która dygocząc sprawiała, że ciepłe światło pochodni cały czas tańczyło na ścianach.
   Wesołe światło niestety nie ocieplało wizerunku dwóch gadzich strażników. Istoty bardzo postawne, o szarawej chropowatej fakturze cia��a, stały nieruchomo. Zupełnie nie zaszczyciły reakcją skradających się przybyszy. Od szyi do połowy ud stwory okrywała kuta z ciemnej blachy zbroja. Jaszczurowate odnóża spoczywały gołe na zakurzonej wykładzinie. Oba przygarbione stwory trzymały włócznie i strzegły przejścia do mieniącego się rumianymi kolorami portalu.
   Ojciec i Sara podeszli bliżej. Strażnicy otaksowali przybyszy.
-  Cech? – Wychrypiał sapliwym głosem jaszczurowaty w zbroi.
   Sara stanęła obok ojca, powstrzymywała ręce, by nie chwycić za poły jego płaszcza.
   Zatrzymała wzrok na grocie broni strażnika, dumnie wisiał przy nim proporczyk prywatnej Gwardii Cześnika. Na przekór lękowi zmierzyła szkarady od czubka włóczni przez poobijany pysk, okute zbroją łuskowate cielsko po jaszczurowate pazury.
-  Niezrzeszony – odparł ojciec Sary.
-  W takim razie powiedz klucz – zarechotał Gwardzista nieprzyjemnie szczerząc igiełkowate zęby.
Ojciec Sary nabrał zatęchłego powietrza w płuca, wyprostował się dumnie i odpowiedział łamiącymi język słowami, których Sara nie była w stanie zrozumieć.
Obaj Gwardziści mlasnęli z przekąsem ustami bez warg, spojrzeli na przybyszy pogardliwie, po czym jednocześnie wskazali na portal zapraszająco.
5 notes · View notes
kovaludyswata · 4 years
Photo
Tumblr media Tumblr media Tumblr media Tumblr media Tumblr media Tumblr media Tumblr media Tumblr media Tumblr media
138) Kalasze (Chitral) (endonim: Kalasza), Kalash people, Kalasha (Kalasha: کاࣇاشؕا, romanised: Kaḷaṣa; Kalasha-ala: Kalaṣa; Urdu: کالاش‎), Kalash, Waigali, Wai – grupa etniczna licząca około 6000 osób, wyznająca odrębną archaiczną religię politeistyczną (ma około 3000 wyznawców; pozostali wyznają islam). Zamieszkują doliny Rumbur, Bumboret i Birir w masywie Hindukusz, na południe od miasta Czitral w Północno-Zachodniej Prowincji Granicznej w Pakistanie. Kalasze są jedyną grupą ludności praktykującą prastarą religię politeistyczną, jaka przetrwała na ogromnym obszarze islamskim od Turcji do Indii. W latach 80. i 90. stali się znani w świecie jako domniemani potomkowie żołnierzy Aleksandra Wielkiego (co jednak nie znajduje potwierdzenia w badaniach historycznych i genetycznych). Miejscowi muzułmanie odnoszą się do Kalaszów z pogardą, nazywając ich „Czarnymi Kafirami” (od arabskiego kafir – niewierny oraz od dominującego koloru stroju Kalaszów). Pierwsza wzmianka o Kalaszach to relacja z walk Timura z ludami Sia (późniejszymi Kafirami). Aleksander Wielki w 327 p.n.e., a później Czyngis-chan podbili ten region, jednak kraj Kalaszów do XVIII wieku faktycznie nie podlegał żadnej zewnętrznej władzy. Po islamizacji obszaru dzisiejszego Afganistanu i Pakistanu w ciągu VIII – X wieku, południowa, najbardziej niedostępna część masywu Hindukusz, zamieszkana głównie przez Tadżyków i ludy Szin (przodków Kalaszów) oparła się władzy miejscowych emirów i islamizacji, zachowując religię politeistyczną i kulturę ludową. Ten region został przez Arabów nazwany Kafiristanem, czyli Krajem Niewiernych. Zachodnią część regionu zamieszkiwali tzw. Czerwoni Kafirowie, wschodnią Czarni Kafirowie – Kalasze. Mimo że islam nakazuje pogan nawracać nawet siłą, przez wieki lokalni muzułmańscy władcy byli bezsilni wobec pogańskich mieszkańców Kafiristanu, skutecznie broniących swojej niezależności w trudno dostępnych dolinach górskich, i zadowalali się daniną. Kalasze od XVIII wieku znajdowali się pod rządami tolerancyjnych mehtarów z Czitral i żyli bez większych konfliktów z miejscowymi sunnitami i izmaelitami. W XIX wieku zaczęli być prześladowani przez emirów z Afganistanu i zmuszeni do przesiedlenia w najwyżej położone doliny górskie. W 1893 r. Wielka Brytania wytyczyła granice Indii z Afganistanem szczytami pasma górskiego, odcinając przy tym wschodnie doliny zamieszkane przez Kalaszów od reszty Kafiristanu. Dwa lata później w roku 1895 emir Afganistanu Abdur Rahman Chan (zwany „Żelaznym Emirem”) zajął zbrojnie Kafiristan i brutalnym terrorem (wymordował ponad 60% ludności) zmusił Czerwonych Kafirów do przyjęcia islamu. Kafiristan został nazwany Nuristanem (Krajem Oświeconych). Kalasze po brytyjskiej stronie granicy uniknęli tego losu, jednak trudne warunki życia powodowały, że ich liczba stale malała. Sytuacja zmieniła się w latach 70. XX w., kiedy odkryci przez europejskich i amerykańskich badaczy, Kalasze zaczęli otrzymywać pomoc z krajów zachodnich (głównie z Grecji); od tej pory ich liczba zaczęła rosnąć. Jednak nadal są dyskryminowani przez miejscowych muzułmanów, np. każdy Kalasz, aby znaleźć pracę, musi nawrócić się na islam. Muzułmanie uważają kobiety Kalaszów za rozwiązłe i często je napastują, bo nie zakrywają twarzy. Region Kalaszów drastycznie różni się od sąsiednich muzułmańskich. Kalasze stworzyli wydajny system irygacji pól, dzięki któremu uzyskują względnie wysokie plony zboża i kukurydzy, a także hodują kozy (gdy reszcie regionu Czitral grozi klęska nieurodzaju). Uprawiają również morwy i wytwarzają z ich owoców wino (zakazane przez islam). Kalasze mówią językiem Kalaszmun z rodziny indoeuropejskiej, grupy dardyjskiej. Zawiera w większości słownictwo pokrewne językowi khowar, który jest znany większości Kalaszów jako język dominujący w regionie Czitral. Od niedawna język Kalaszów jest zapisywany alfabetem arabskim i uczony w kilku szkołach. Kobiety noszą powszechnie bogato zdobiony strój (długa czarna suknia haftowana i naszywana muszelkami, monetami i koralikami); przy okazji świąt przywdziewają także bogato zdobione, ważące nawet kilka kilogramów nakrycie głowy. Mężczyźni ubierają się tak, jak ich muzułmańscy sąsiedzi. Kalasze zamieszkują charakterystyczne domy, budowane razem schodkowo na stoku górskim, z drewna i kamienia, o płaskich dachach. Sztuka Kalaszów to głównie rzeźba w drewnie (figurki, zdobienia kolumn i drzwi), malarstwo ścienne i bogate hafty. Częste są wyobrażenia ludzi, bóstw i zwierząt (zakazane przez islam). Biżuteria wykonywana jest ze srebra i pestek brzoskwini. Podczas różnych uroczystości Kalasze śpiewają pieśni zwane dradżahilak (ich treścią są ludowe podania i legendy) przy akompaniamencie bębenków; towarzyszą temu często tańce kobiet. W odróżnieniu od muzułmanów, kobiety kalaskie w życiu społecznym nie są odseparowane od mężczyzn (z wyjątkiem okresu menstruacji i okołoporodowego, kiedy stają się „nieczyste” i mieszkają w oddzielnych domach baszleni). Kalasze wierzą w 12 głównych bogów i bogiń personifikujących różne siły Natury (podobnych do tych z mitologii greckiej), z których najważniejszym jest Mahandeo (lub Khodai) protektor doliny, bóg wojny, plonów i pośrednik między ludźmi a Dezau (lub Paidagarau) – bogiem stwórcą. Bogini Dżesztak jest opiekunką małżeństwa, rodziny i ciężarnych kobiet. Powszechnie czczony jest Balomain, mityczny heros podobny do Heraklesa, który pośredniczy między Kalaszami a ich bogami (według legendy odwiedza doliny Kalaszów w czasie święta Czoimus). Ku czci bóstw wznoszone są z drewna i kamienia bogato zdobione świątynie oraz składane ofiary z kóz i żywności. Rozpowszechniony jest kult przodków. Solarny kalendarz obrzędowo-religijny Kalaszów zawiera wiele świąt, z których najważniejsze to wiosenne Dżoszi (składanie ofiar z mleka), Uszao (sierpniowe ofiarowanie zboża, sera i wina) i Czoimus (najbardziej uroczyste 10-dniowe święto przesilenia zimowego i Balomaina). Zachodni turyści (nie-muzułmanie) mogą uczestniczyć w tych uroczystościach. W ostatnich latach obserwuje się jednak tendencję do przechodzenia Kalaszów na islam. Kalasze nazywają swoją legendarną praojczyznę, Tsaim, ale nie określają jej miejsca. Twierdzą, że są potomkami żołnierzy helleńskich, którzy przyszli w góry Hindukusz z Aleksandrem Wielkim w IV wieku p.n.e., gdzie osiedlili się, poślubiając miejscowe kobiety. Jednak Kalasze są genetycznie różni zarówno od sąsiednich ludów jak i od populacji europejskich. Religia i kultura Kalaszów wykazuje pewne paralele do kultury starożytnej greckiej, jednak nie ma podstaw twierdzenie, że jej źródłem jest cokolwiek więcej niż wspólne indo-europejskie dziedzictwo.
1 note · View note
poiverine · 4 years
Text
Moledro
Then marble, soften'd into life, grew warm.
Wzrok, o którym sama myśl już od rana sprawiała, że czuł jak wzdłuż jego kręgosłupa przesuwają się niespiesznie zimne palce, zdawał się przeszywać go jeszcze zanim stojąc przed mieszkaniem starego pianisty, dał znać mieszkańcom o swoim przybyciu. Swoim zwyczajem odwlekał moment, gdy zastuka wreszcie w ciężkie dębowe drzwi, dając wędrującym po jego ciele niewidzialnym dłoniom (a także jego własnym, drżącym zawsze tuż przed przekroczeniem progu) czas na uspokojenie. Od śledzących każdy jego krok, każdy najmniejszy ruch, szybki oddech i skurcz mięśni oczu nadal oddzielała go szczelnie zapora wzniesiona, jakby nie z myślą o przyszłych pokoleniach zamieszkujących kamienicę, a właśnie o tych kilku chwilach każdego dnia, kiedy wyczekujący lekcji muzyki, czarnowłosy chłopiec mógł ukryć przejętą duszę za grubą ścianą.
Pierwsze mieszkanie na drugim piętrze kamienicy znajdującej się zaledwie dwie przecznice od Grimmauld Place, Alphard Black znał lepiej niż własną kieszeń. W dni takie jak ten - słoneczne, przepełnione letnią duchotą i ciepłem, które zdawało się wylewać nie tylko z pomiędzy rzadkich koron drzew, rosnących przy chodniku, ale też z czarnych jak smoła ulic i ślepych od odbijających się od nich promieni okien - niewielką odległość dzielącą dwa domy pokonywał z brakiem pośpiechu, jaki mógłby być godny podziwu.
Tam, gdzie przechodnie obok stawiali swoje zwyczajne, pewne kroki ludzi, którzy wiedzą dobrze, że są spóźnieni, choć nie są jeszcze pewni dokąd, on kontynuował swój marsz człowieka, który do końca dnia nie musi znaleźć dla siebie żadnego celu. Wydawać by się mogło, że na swojej trasie nie mijał wcale zbyt wielu zakrętów ani bocznych uliczek, a mimo to nie zdarzyło mu się jeszcze nie zgubić w drodze na lekcje fortepianu. Wszystko za sprawą prześladującego go już od rana, przenikliwego spojrzenia.
Z zamyślenia wyrwały go uchylające się ku wnętrzu mieszkania, które tak dobrze znał, drzwi, jednocześnie sprowadzając jego myśli na tor letniej rutyny, pozbawionej głosów odbijących się echem gdzieś między murami Hogwartu, przepełnionej za to zajęciami, które Irma Black wciąż uparcie znajdowała dla trójki swoich dzieci. Chochlik - skrzat domowy jego nauczyciela muzyki; starego pianisty, którego dłonie przestawały drżeć w chwili, w której spoczywały na klawiaturze - odprowadził go swoim zwyczajem, dusznym bez względu na porę roku korytarzem prowadzącym do salonu, w którym odbywały się lekcje. Alphard znał na pamięć każdy wiszący na ścianie obraz, każde wgniecenie w dywanie i zwisającą z sufitu pajęczynę, mimo to nie pospieszał zmęczonego skrzata, samemu odwlekając chwilę, w której przed dręczącym go spojrzeniem nie będzie chroniła go już żadna ściana.
Jak co tydzień, Chochlik zostawił go w pokoju, mrucząc pod nosem, że jego pan pojawi się lada moment, zanim zamknął za sobą skrzypiące drzwi. Alphard wiedział, że jak zwykle oznacza to, że swojego nauczyciela nie zobaczy jeszcze przez kolejne dwadzieścia minut, co jednak nigdy nie martwiło go  szczególnie. W dni takie jak ten, nigdzie się nie spieszył . Czekając, aż właściciel domu pojawi się w drzwiach, burząc się, jakby to Black był tym, który spowodował zamieszanie, Alphard przechadzał się wolnym krokiem wzdłuż ogromnych okien wychodzących na zalany słońcem dziedziniec kamienicy, oglądał grzbiety książek ciasno ułożonych na zajmujących ściany półkach i przygrywał dobrze sobie znane melodie na zajmującym sporą część salonu instrumencie.
Nigdy tylko nie patrzył w stronę stojącego w kącie marmurowego posągu.
Rzeźba wychylała się z miękkiego półcienia, pozwalając dosięgnąć się wpadającemu do pomieszczenia słońcu. Alphard wiedział, że przedstawia legendarnego króla żydowskiego, który używając procy powalił olbrzyma. Postać - albo raczej sam jej tors i zwrócona w kierunku pianina głowa - Dawida były tam, odkąd tylko pamiętał, a jego czujne, przenikliwe spojrzenie towarzyszyło mu gdziekolwiek by się nie ruszył.
Kiedyś lubił mu się przyglądać i już jako dziecko uważał rzeźbę za wyjątkowo piękną. Tym bardziej niezrozumiałym było dla niego , czemu od pewnego czasu - odkąd Lestrange i Rosier z taką pasją zaczęli poruszać tematy sięgające dużo dalej niż pocałunki, gdy tylko zauważyli, jak rozdrażnia to ich młodszych kolegów - zaczął unikać spojrzenia stale obserwującego go kamienia. Czekając w samotności na starego pianistę, ignorował jego obecność tak, jak ignorować można natrętną myśl, czy irytującą muchę. Bywały poranki, podczas których z pasją zaprzeczać gotowy był samemu jego istnieniu, jakby miało to naprawdę wyrwać kąt, w którym stał z rzeczywistości mieszkania starego pianisty, przypominający przerażającą swą tajemnicą stronę z zakurzonej książki.
Coś w spojrzeniu Dawida przerażało go w sposób, jaki zostawia na skórze chłodne ścieżki i ściska w podnieceniu serce. A jednak, mimo tego strachu, za sprawą jakiejś niepojętej siły, znalazł się nagle twarzą w twarz z mężczyzną wykutym z marmuru. Badawcze spojrzenie świdrowało go, zdając się na wskroś przenikać jego ciało i zaglądać prosto w głąb duszy, a spokojny, pełen skupienia wyraz skąpanej w słońcu twarzy zachęcał do tego, by podszedł jeszcze bliżej. Być może nawet, by pozwolił sobie podejść zbyt blisko.
Żaden głos w głowie nie krzyczał, by uciekał, ale Alphard był pewien, że nawet gdyby to zrobił, on i tak nie ruszyłby się ze swojego miejsca.
Ich twarze dzieliła teraz tak niewielka odległość, że można było ją zamknąć wyciągniętą dłonią. W głowie szumiało mu od myśli nie mogących znaleźć swojego miejsca w przypominającym labirynt umyśle, a serce to burzyło się, to znów z roztargnieniem próbowało wycofać się w ciasnej klatce piersi, kiedy jego gorący oddech dotknął - zadziwiająco chłodnego nawet pod złotym dotykiem słońca - marmuru. Zastygłe w wyrazie skupienia, rozchylone wargi Dawida były zaproszeniem, jasną dłonią wyciągniętą z ciemności i słodką pokusą do zrobienia jeszcze jednego kroku naprzód.
Stanął na palcach, nieśmiało unosząc dłoń do niewrażliwego na dotyk policzka przyszłego króla, jakby dawał mu czas na to, by ten mógł ją zatrzymać - czy to, by odsunąć ją z niesmakiem, czy żeby jak najdelikatniejszy kwiat móc ująć ją w swoją kamienną odpowiedniczkę, unieść do ust i ucałować każdy z drżących, bladych palców.
Kamień jednak milczał uparcie, zastygły w spływającym po jego sylwetce złotymi łzami słońcu, więc Alphard - nie namyślając się dłużej - ostrożnie wychylił się do przodu i dotknął ustami chłodnego marmuru.
Posąg nie odtrącił go ani nie zatrzymał i coś w tej obojętnej bezczynności sprawiło, że chłopiec poczuł się niemal zawiedziony - spodziewał się być może, że zupełnie jak w mugolskich baśniach, zaklęta postać ożyje pod jego dotykiem, a chłód pod palcami powoli zacznie zastępować rozlewające się po jego ciele ciepło - nic takiego się jednak nie stało. Dawid stał nadal dumny i niewzruszony, kompletnie nieruchomy, kiedy drżące niepewnie na jego zimnej skórze usta rozchyliły się niepewnie, chcąc jakby zachęcić martwy kamień do odpowiedzi, dając znać bezdusznemu marmurowi, że ten ma jego zgodę na kolejny krok.
Alphard starał się chłonąć przesuwający się wzdłuż jego kręgosłupa, przypominający gładzącą go pieszczotliwie dłoń, elektryzujący dreszcz, poczucie bezbronności i podporządkowania jakiejś niewidzialnej sile, nieporadność ciała, które nie znało jeszcze upojenia. Starał się zapamiętać dokładnie każde z tych uczuć i zastanawiał się, czy podobne myśli mogły pojawiać się między pocałunkami utrwalanymi na płótnach, których tyle widział lub między wersami ciężkimi od namiętności, których tyle przeczytał. Chciał zbliżyć się do marmurowej piersi tak, by między nimi nie było już więcej przestrzeni, w której mógłby mieć czas na myślenie, by poczuć krew szumiącą w pulsujących żyłach na kamiennym karku i dłoń wędrującą po jego kruchych pod dotykiem posągu ramionach i włosach.
Westchnieniem łapczywie wciągnął powietrze do płuc, dopiero wtedy zdając sobie sprawę, jak długo musiał wstrzymywać oddech, kiedy jego język zamiast uczucia, na swojej drodze napotkał jedynie chłodną obojętność nieruchomego posągu.
Zmrużone oczy zaczęły otwierać się powoli, prawie z nabożeństwem, jakby odwlekając chwilę, w której na miejscu zaklętego w marmur, przenikliwego spojrzenia, stanie przed nim już tylko kamienny blok, obrobiony pięknie przez czyjeś wprawne dłonie. Spod czarnych rzęs zobaczy jak spogląda na niego już nie zagadkowo żywa postać z kąta salonu, urzekająca tajemnica, a zwykła rzeźba, nie tylko pozbawiona serca - co wszakże niczym jeszcze nie odróżniałoby jej od Dumnego i Starożytnego Rodu Blacków - ale również obojętna na próbujące odbić się w jej pustych oczach słońce.
Dawid rzucał dalej swoje srogie spojrzenie w stronę nieistniejącego Goliata, a tymczasem stojącemu przed nim chłopcu, którego blade policzki powoli opuszczał rumieniec, w przypływie jakiejś niewytłumaczalnej euforii przeszło przez myśl, że to wszystko czyni go wręcz odpychającym.
Alphard Black obrócił się energicznie na piętach i z niemalże dziecinną manierą pomaszerował spokojnie w kierunku stojącego przy oknie pianina, przy którym rozsiadł się wygodnie przesuwając długie palce po dobrze znanych klawiszach.
Tumblr media
3 notes · View notes
autumn-jackalope · 5 years
Text
Parę słów o szacunku do siebie, czyli kto kogo tak naprawdę nie szanuje
Temat był już niejednokrotnie wałkowany na różnych forach, blogach i portalach społecznościowych; masa dziewczyn pozujących topless lub nago do zdjęć została choć raz w życiu nazwana szmatą, dziwką, słyszała pod swoim adresem „kurwisz się” albo  „nie masz do siebie szacunku”, ewentualnie, że „to nie jest miejsce na takie rzeczy”, bo potencjalnie „demoralizujesz moje dzieci, jak Ci nie wstyd?!”. W tym ja, nie raz, nie dwa, słyszałem to pod swoim adresem.
Zacznijmy może od kwestii szacunku do samego siebie; Według SJP, szacunek to „stosunek do osób lub rzeczy uważanych za wartościowe i godne uznania”. Czyli pojęciem szacunku do siebie możemy tak naprawdę określić to, że uznajemy swoją wartość, akceptujemy siebie, dbamy o zdrowie fizyczne i psychiczne, oraz życie w zgodzie ze sobą i swoimi przekonaniami. Jeżeli ktoś, wbrew naszej woli, każe nam publikować gdziekolwiek takie zdjęcia – fakt, nie jest to ok. Jeżeli fotograf każe modelce rozebrać się do zdjęć, chociaż umowa była inna – to nie jest ok. Jeżeli ktokolwiek bez waszej wiedzy i zgody rozpowszechnia wasze nagie/półnagie zdjęcia w celu skrzywdzenia was, czy bez waszej wiedzy – to też nie jest ok. Ale w momencie, kiedy dorośli ludzie, którzy sami za siebie odpowiadają i sami o sobie stanowią dobrowolnie wstawiają na jakikolwiek serwis nagie/półnagie zdjęcia ze swoim udziałem i nie jest to dla nich niekomfortowe, powiedzcie mi – gdzie ten wspomniany brak szacunku? Ludzie krzyczący „nie szanujesz się!” swoim zachowaniem starają się wpoić nam, że ich pojmowanie dobrego smaku i obyczajowości jest jedynym słusznym, wymagając respektowania swoich poglądów, w tym samym momencie depcząc cudze. Radziłbym takim osobom zastanowić się, kto i do kogo tak naprawdę w takiej chwili okazuje brak szacunku.
Demoralizowanie dzieci? Cóż. Regulamin facebooka jasno stanowi, że jest przeznaczony dla osób od 13 r.ż. w górę, tak samo instagram i większość portali społecznościowych. W tym wieku chyba każdy z nas wiedział, jak wygląda naga kobieta i nagi mężczyzna – chyba, że spał na lekcjach WDŻ i przyrodzie w szkole podstawowej. Nawet jeśli nie, współczesna telewizja reklamuje w okresie letnim stroje kąpielowe, przez cały rok emituje reklamy bielizny, w grach na komputer czy konsolę damska zbroja mogłaby z powodzeniem służyć za wymyślne bikini,  a na kanałach muzycznych możemy podziwiać półnagie modelki w teledyskach. Pamiętam, jak któregoś wieczoru wybraliśmy się ze znajomymi do baru – na zawieszonym telewizorze leciał akurat kanał muzyczny, nie pamiętam jaki; pamiętam za to, że na 10 teledysków, przy dobrych wiatrach może jeden z nich nie zawierał choć jednej roznegliżowanej pani albo faceta świecącego torsem. I naprawdę, nie wydaje mi się, żeby nastoletni dzieciak nadal myślał, że nasze zewnętrzne narządy płciowe wyglądają jak u Kena i Barbie; dla buzującego budzącymi się hormonami mózgu wyobrażenie sobie co znajduje się pod mizernym skrawkiem materiału nie stanowi większej trudności.
Pragnę też przypomnieć, że istnieje coś takiego jak blokada rodzicielska, czy choćby opcja „zablokuj użytkownika”. Czy chodzi o dziecko, czy bardziej pruderyjnych dorosłych – naprawdę, skorzystanie z tej opcji nie wymaga nadludzkiego wysiłku i nie boli. Nikt nikogo nie zmusza do obserwowania na instagramie roznegliżowanych modelek, nikt nikogo nie zmusza do odwiedzania stron pornograficznych, nikt też nie zmusza do korzystania z portali ułatwiających znalezienie partnerów seksualnych. Poza tym uważam, że skoro dziecko ma dostęp do takich treści a jego rodzic nie wyraża na to zgody, to czy faktycznie powinien demonizować i obarczać winą za to, że dziecko je ogląda osobę, która je udostępnia? Bo mi się wydaje, że to raczej ta osoba powinna popracować nad tym, dlaczego dziecko to robi, nad swoim podejściem do niego. Pomyśleć, czemu dziecko postępuje wbrew jego woli. Jeżeli ktoś namawia je do tego, by dodawało takie zdjęcia – zgadzam się, to jest mocno nie wporządku, eufemistycznie rzecz ujmując. I podchodzi pod paragraf, swoją drogą. Ale kiedy dorosła osoba wstawia gdziekolwiek siebie samego nago czy półnago, nie zmuszając nikogo ani nie namawiając do pójścia w jej ślady – ma do tego święte prawo. Tak samo jak osoba nie udostępniająca takich treści ma prawo wstawić zdjęcie świeżo upieczonego tortu, kotka, pieska, akwarium, swojego ogródka czy czego tam dusza zapragnie.
Dalej, przejdźmy do wyzywania ludzi od dziwek, szmat i zarzucania im, że uprawiają prostytucję, bo dodają nagie/półnagie zdjęcia. Chciałbym skromnie zauważyć, że prostytucja polega na pozyskiwaniu dóbr materialnych w zamian za usługi seksualne. Celem osoby prostytuującej się jest wywołanie podniecenia u klienta – po to, żeby dostać za to pieniądze, ubrania, gadżety itd. Czy Rafael Santi, uznany za boskiego artystę, namalował swoje „Trzy Gracje” chcąc wywołać w ludziach podniecenie? Czy Michał Anioł, wykuwając w kamieniu „Dawida”, chciał wywołać w ludziach podniecenie? Czy Leonardo Da Vinci, szkicując słynnego człowieka witruwiańskiego chciał wywołać nim podniecenie? Nie. Rafael Santi przedstawił nam piękno kobiecego ciała, wykorzystując motyw mitologiczny. Michał Anioł chciał przedstawić postać biblijną, Dawida, tuż przed walką z Goliatem. Równocześnie nadał jego wyglądowi cechy renesansowego kanonu piękna; do dziś rzeźba zachwyca nas idealnie oddanymi szczegółami ludzkiej anatomii – zagłębieniami mięśni, naczyniami krwionośnymi, szczegółowo oddanymi włosami. Szkic Leonarda był ilustracją do fragmentu Księgi III traktatu „O architekturze ksiąg dziesięcioro”;  autor pisze tam, że budowle sakralne powinny mieć proporcje człowieka; uznaje ludzkie ciało za model wszystkich proporcji, ponieważ idealnie wpisuje się ono w dwie „doskonałe” figury geometryczne, czyli koło i kwadrat.
I podobnie do tych artystów, współcześni fotografowie, bardziej lub mniej profesjonalni, stosują często nagie ludzkie ciało w formie „rekwizytu”, medium przekazującego rozmaite treści, jako element kompozycji, lub po prostu wykorzystują jego walory estetyczne celem ukazania jego piękna, chcąc po prostu wywołać w widzu zachwyt – czy to przedstawiając ciało kanonicznie dla danego okresu uznawane za piękne, czy to piękne w jego przekonaniu, czy to odbiegającego od ogólnie przyjętego kanonu piękna, czasem wręcz podkreślając lub skupiając się głownie na jego niedoskonałościach (co swoją drogą jest pojęciem względnym), chcąc pokazać inne spojrzenie na nie. Bardzo często pomaga to osobom odbiegającym od kanonu, mającym pewne stosunkowo nietypowe lub mające negatywny wpływ na postrzeganie samego siebie cechy zaakceptować siebie – chyba każdy z nas ma albo miał jakieś kompleksy i wie, że potrafią nam nieźle dopiec. Wracając jeszcze do prostytucji - jasne, celem niektórych zdjęć ma być po prostu wywołanie czyjegoś podniecenia, oczywiście, takie osoby istnieją – i zazwyczaj to zaznaczają. Odbiegając nieco od tematu, nie widzę nic złego w prostytucji – to zawód jak każdy inny. Jeżeli kobieta czy mężczyzna nie jest do niego zmuszana w jakikolwiek sposób – ma święte prawo go wykonywać, tak jak pani X ma prawo pracować jako pielęgniarka, a pan Y być elektrykiem. Oburzanie się o to, to jak oburzanie się, że pani X może zarazić się czymś od pacjenta (jasne, są pewne wytyczne, ale wypadki się zdarzają), a pan Y umrzeć na skutek porażenia prądem – no jak tak można?! Można na to odpowiedzieć argumentem, że przecież oni się przyczyniają do tego, że inni ludzie żyją lepiej/są bezpieczniejsi. Równie dobrze można na to odpowiedzieć, że prostytuująca się kobieta sprawia, że komuś jest lepiej, bo oglądając film pornograficzny z nią w roli głównej osoba która to robi może ulżyć swojemu popędowi seksualnemu, zaspokoić się, sprawiając tym samym, że dzięki temu poczuje się lepiej. Do czego zmierzam – zarzucanie komuś, że „się kurwi”, kiedy po prostu pozuje do półnagich czy nagich zdjęć jest lekko mówiąc nie na miejscu, skoro nie udostępnia tych ujęć w celu uzyskania dóbr materialnych; jest eż po prostu chamskie i ujmujące. Osoba pozująca do takiego zdjęcia może pałać równie wielką niechęcią do rozwiązłego trybu życia, co osoba hejtująca ją za to, że udostępniła taki a nie inny obraz samego siebie i jest to zwyczajnie dla niej krzywdzące. Nawet jeżeli pozuje w wyuzdanej pozie, nawet jeśli na tym zdjęciu jest obscenicznym wcieleniem “seksowności”, nie daje to nikomu prawa do okraszonego chamstwem, nienawiścią i jadem wrzucania jej do jednego worka z osobami uprawiającymi prostytucję.
Podsumowując: uważam, że osoby, które razi nagość mają do tego święte prawo – ale szanujmy się nawzajem i nie wchodźmy z butami do czyjejś głowy i życia. Jeżeli rażą nas takie treści – nie szukajmy ich na siłę tylko po to, żeby umoralniać innych i nie wciskajmy im na siłę swojego spojrzenia na świat. Jeżeli przewija nam się to mimo woli – naprawdę, świat bez chamskiego komentarza się nie zawali, można to pominąć. Nawet jeśli ktoś czuje taką potrzebę, można to robić w sposób nie raniący nikogo i nie będąc natrętnym. Kulturalna dyskusja na poziomie o tym, że coś nam się nie podoba, nie obrażając żadnej ze stron wygląda zupełnie inaczej, niż ta pod czyimś pełnym jadu i nienawiści komentarzem, rzuconym bez poszanowania dla drugiego człowieka. Używając pewnych pojęć (mam na myśli pojęcie „szacunku do siebie”, rzecz jasna) warto by było je rozumieć. Uważam, że ludzkie ciało jest czymś fascynującym; jest czymś, co od zarania dziejów inspirowało mnóstwo artystów, czymś co może być równie zachwycające, co piękny ogród, świątynia czy krajobraz. Czymś, co posiada każde z nas. Każdy z nas ma prawo do własnego zdania – ale nie oczerniajmy innych za to, że mają inne podejście do pewnych kwestii niż my.
3 notes · View notes
metal-minion-poland · 5 years
Text
Instalacja sztuki rzeźb metalu niczym 8 twarzy Greya!
Instalacja sztuki rzeźb metalu niczym 8 twarzy Greya!
W tym wpisie opowiem o mojej ostatniej pracy, która nazwałem instalacja sztuki rzeźb 8 twarzy artysty rzemieślnika amatora. Przede wszystkim pokrótce opiszę każdą z rzeźb, a jest ich w sumie 7 sztuk. Co więcej, odpowiem na pytanie! Czy instalacja sztuki rzeźb z metalu powstała z wizji podświadomości? 
Taka mała prośba aby ten wpis traktować z przymrożeniem oka.
Na początek opowiem, jak doszło do…
View On WordPress
0 notes
matyldasaresta · 2 years
Photo
Tumblr media
"Nasza miłość rosłą wraz z tą rzeźbą, z jej wyłanianiem się z białych czeluści marmurowej bryły." Zaczęłam czytać sobie toto tak od razu z buta, mając z tyłu głowy fakt, że nie przepadam za tematyką sztuki, historii i literatury faktu... A jednak. Urocza, słodko gorzka historia, oparta na faktach z ... zakończeniem (nie mogę napisać jakim, wiadomo dlaczego). Czytało się to samo, bardzo w klimacie Rozważnej i romantycznej. Taka prosta, dobra i szczera opowieść, ze śladowym rysem historycznym, bardziej oparta na emocjach i uczuciach. Polecam miłośni(cz)kom romantycznych opowieści. *** "Bachantka na panterze - to prawdziwa perełka; pierwsza w dziejach literatury powieść historyczna o rzeźbiarzu Theodorze Erdmannie Kalide, nazywanym „śląskim Michałem Aniołem”. Urodził się w roku 1801, w Chorzowie na Górnym Śląsku. Jego talent bardzo szybko zauważono i wysłano go, jako osiemnastolatka, na stypendium do Akademii Sztuk Pięknych w Berlinie. Tam powstawały jego wielkie dzieła, takie jak Śpiący lew, Chłopiec z łabędziem i Dziewczynka z lirą, ale przede wszystkim Bachantka na panterze - jedna z najwspanialszych, najbardziej śmiałych, kontrowersyjnych rzeźb w historii sztuki. Emanowała tak potężną zmysłowością i erotyzmem, że z jej powodu na wiele lat przekreślono karierę i cały wcześniejszy dorobek wielkiego rzeźbiarza, zaś jego modelkę wyklęto i skazano na zapomnienie. Ile trzeba było mieć w sobie miłości do kobiety, by - ryzykując całą swoją karierę - oddać w marmurze hołd jej pięknu? Jak bardzo trzeba było zaufać ukochanemu mężczyźnie, by poważyć się na zapozowanie mu do tak zuchwałej rzeźby? Które z nich zaryzykowało więcej? Połowa XIX wieku, Berlin. Sztuka i miłość. Rzeźba, która stała się legendą." https://www.instagram.com/p/CglqZZCMAhz/?igshid=NGJjMDIxMWI=
1 note · View note
pazurkoland · 3 years
Text
SZTUKA👩‍🎨
Czym ona jest tak naprawdę w świecie paznokci❓❓❓
Hm...🤔
Uważam że to zrozumie dopiero taka stylistka która zamiast robienia paznokci od rana do wieczora wraca do domu a w głowie ma miliony myśli co jeszcze mogłaby stworzyć bądź na jakie szkolenie mogła by się udać w osiągnięciu idealnych kształtów. 💅🔝
Znam takie "stylistki " dla których jest to tylko "robota" robią paznokcie i nie widzą czy one są wykonane prawidłowo czy też nie ⁉️
Nie potrafią ujżeć tego prawdziwego piękna jakie w sobie ma ta niesamowicie kreatywna praca.
Dla mnie paznokciec to coś co sprawia że mogę się w pewnym stopniu wyżyć artystycznie, tworząc piękny kształt który pod każdym kątem będzie wydawał się jeszcze piękniejszy poprzez swoją surowość to w pewnym stopniu rzeźba która jest stworzona moimi rękoma niczym dzieło artysty.👩‍🎨
Czy też tworząc różne zdobienia bliskie małym arcydziełom. To wszystko sprawia że ta praca sprawia mi niesamowitą przyjemność ten progress który się dzieje po każdym szkoleniu jest niezastąpionym doznaniem‼🤯🥰
Czym tak naprawdę jest sztuka❓
Moim zdaniem sztuka ma przede wszystkim na celu wzbudzać różne emocje w twórcy jak i obserwatorze.
Emocje moga być pozytywne np. zachwyt ale i te negatywne jak oburzenie.
Sztuka może nawet czasem nadać sens naszemu życiu.
Dlatego właśnie śmiem twierdzić że SZTUKA ma w świecie paznokci ogromne znaczenie a nawet można rzec że jest jego nieodzowną częscią.
Bo gdy buduje idealny kształt odczuwam wiele emocji i Ci którzy patrzą na nie z boku także odczuwają często pozytywne emocje 😍💅
A czy Ty się że mną zgodzisz❓
Czym dla Ciebie jest sztuka?❓
Bądź czym dla Ciebie jest praca stylistki paznokci❓
Po więcej emocji zapraszam na mój profil
👇👇👇👇👇👇👇👇👇👇👇👇
🔝@instruktor_karolina_brola
💅@instruktor_karolina_brola
💫@instruktor_karolina_brola
#pięknepaznokcie #paznokciowasztuka #sztukapaznokci #paznokciezinstagrama #nailart #faceartonnails #freehandnailart #perfekcyjnepaznokcie #mojapracamojapasja #paznokcuepolska #polskiepaznokcie #nailsireland #waterfordnails
instagram
0 notes
marcinczerkasow · 4 years
Photo
Tumblr media
Rozczarowany optymizm młodych adeptów sztuki, balansujących między krzywymi rynkowego zainteresowania ich działalnością a uwagą krytyki oraz instytucji, funkcjonuje często w ramach specyficznego romansu: wystawiając się na ryzyko niewidzialności, młodzi artyści podejmują tematy z pogranicza rezygnacji w świecie zdominowanym przez systemowy nadmiar obrazów ilustrujących przeciągający się koniec pewnego porządku. Czym staje się zaangażowanie w sztukę w czasach urynkowienia pomysłowości? Czy istnieje sztuka angażująca uwagę poza podziałem na sztukę zaangażowaną i komercyjną? Nie jest to pytanie o dyscyplinarną czystość, lecz o możliwość swobodnej gry wyobraźni wymykającej się rzeczywistości codziennego, w tym również rynkowego doświadczenia. Seria obiektów zaproponowanych przez Wojtka Didkowskiego wydaje się wprost nawiązywać do tu i ówdzie powtarzanej, choć niezbyt często przyjmowanej za dobrą monetę opinii, że sztuka już od dawna nie jest tym, na co patrzymy. Po przesunięciu mechanizmów wytwarzających znaczenie dzieła poza pole krytycznego komentarza istotną częścią doświadczenia sztuki stają się przede wszystkim kwestie o charakterze spekulatywnym. Nie chodzi tu jednak o spekulację filozoficzną, lecz tę rozumianą w kategoriach ściśle rachunkowych. W scenerii gwałtownie zorganizowanej ekonomii użytku niewiele miejsca pozostaje na spekulację spoza bardziej pragmatycznego słownika. A również w porządek tego słownika starają się ingerować przedstawione tutaj obiekty. Otrzymujemy zatem zestaw intrygujących figur odtwarzających topologię zajmujących Didkowskiego problemów: gry z rezygnacją, regułami artystycznej apriopracji, a także z kodami odwracającymi porządek komercyjnie sankcjonowanych narracji. Odlew głowy wciśniętej w tani plastikowy syntezator wydający monotonny, otępiający dźwięk; rzeźba osiedlowego murka, przywodząca na myśl parodię pomnika przełożonego na horyzontalny antymonument; zasłony umieszczone na karniszach wykonanych z luf wiatrówek, nawiązujące do ponurych okoliczności śmierci wokalisty blackmetalowego zespołu Mayhem; fotografia kwiatu tytoniu stylizowana na obraz à la Thomas Struth, dekontekstualizująca popularne przedstawienia tej rośliny w postaci produktu przetworzonego do masowego spożycia, prezentowana na tle boazerii z dwóch rodzajów drewna przesuniętych wobec siebie w czasie o 100 lat. W tym kontekście możemy zacząć nieco swobodniej myśleć o pewnej alegorii: pomiędzy konceptualnym gestem przeniesienia pierwszego przedmiotu codziennego użytku do przestrzeni galerii a rzeczywistością samego życia z czasem pojawił się czasowy dystans oddzielający również ostatni artystyczny gest Duchampa, z rozmysłem pochylającego się nad szachowymi figurami, od rozważań Setha Price’a dotyczących znaczenia sztuki wywiedzionej z aktywności ze sztuką niezwiązanej.
Jak swego czasu zauważył Marcel Broodthaers: „definiowanie artystycznej aktywności ma miejsce przede wszystkim w polu jej dystrybucji”. „W tym systemie chyba wszyscy gonią własny ogon”, powiedział Wojtek. Ostatecznie rzecz zatem w nieustannej cyrkulacji. Marcin Czerkasow https://magazynszum.pl/chasing-my-own-tail-wojtka-didkowskiego-w-galerii-ego/
0 notes
wegielekstudio · 5 years
Text
Pozwól sobie na:villa martima – willę z basenem
Etymologia słowa willa sięga starożytnego Rzymu, gdzie tym mianem określano wiejski dom bogatych obywateli otoczony ogrodem. Tym willi nowożytnej również powstał we Włoszech w okresie odrodzenia i z biegiem lat był rozbudowywany w kontekście ilości zdobień. W XX wieku włączono w ich stylistykę funkcjonalizm i konstrukcjonizm. Obecnie należy sobie postawić pytanie jak zaprojektować willę z basenem tak, aby nie był to tylko duży dom z basenem.
Funkcjonalizm nakazuje założyć nadrzędność funkcji użytkowej ponad estetyczną w architekturze, konstruktywizm natomiast podkreśla cechy konstrukcyjne budynku. Połączenie tych dwóch prądów w architekturze są współcześnie często budowane domu z wyraźnie geometryczną bryłą czy też połączonymi bryłami.
Projekt willi z basenem
Jeśli chcielibyśmy być precyzyjni rozbudowany projekt willi wymaga kilkunastu projektów pośrednich. W tym wypadku szczególnie polecane jest, aby klient współpracował z architektem od pierwszych szkiców, aż po odbiór całej inwestycji. Budowa własnego domu jest przedsięwzięciem bardzo osobistym i aby efekt był zadowalający należy jak najwięcej aspektów omówić.
Szczegółowy projekt budowlany układu wszystkich ścian
Początkowo należy ustalić zarys przestrzeni, którą chcemy zabudować, ilość kondygnacji, kształt budynku. Już tutaj należy nałożyć na bryłę rozkład instalacji elektrycznej, wodno-kanalizacyjnej, wybrać typ ogrzewania, ustalić na jakie rozwiązania wentylacyjne i ewentualne wyjścia kominowe się decydujemy. Z myślą o przyszłym projektowaniu ogrodu czy podjazdu planuje się główne wyjścia z budynku, ewentualny garaż czy taras. Jeśli mowa o drzwiach, do koniecznych elementów wykończenia domu, kiedy już wzrośnie w stanie surowym będzie projekt stolarki drzwiowej oraz okiennej oraz elementów ślusarskich.
Systemy inteligentne w domu
Współczesna inżynieria dostarcza nam narzędzia do zabezpieczenia naszego domu. Pierwsze co przychodzi tutaj do głowy to alarmy informujące o wtargnięciu na naszą posesję w celu rabunkowym. Innymi potencjalnymi niebezpieczeństwami jest pożar, zalanie, uderzenie pioruna – za pomocą nowoczesnych technologii możemy zminimalizować straty jeśli dojdzie do sytuacji awaryjnej. Wychodząc jednak naprzeciw potrzebom użytkowników możemy pójść krok dalej i zainstalować inteligentne systemy pozwalające nam sterować urządzeniami w naszym domu, nawet jeśli obecnie w nim nie przebywamy. System KNX może łączyć instalacje elektryczne, teletechniczne, HVAC, alarmowe, nagłośnienie, monitoring, jednocześnie zapewniając energooszczędność. Za pomocą Fibaro włączymy ogrzewanie przed przyjazdem do domu, odpowiemy na odwieczne pytania “czy na pewno zamknąłem drzwi” i zapewnimy sobie wielkie wejście włączając ulubiona muzykę już na podjeździe. Za pomocą Ampio w strategicznym punkcie dnia podniesiesz zdalnie sterowane rolety czy przewietrzysz dom.
Ogród i basen – własna przestrzeń na wolnym powietrzu
Dobra aranżacja ogrodu pozwala na podniesienie jakości spędzania wolnego czasu na wolnym powietrzu. Może nam go umilić pływanie w basenie, grillowanie na tarasie, ćwiczenie na zewnętrznej siłowni czy czytanie książki na leżaku podczas wsłuchiwania się w szum fontanny. Projektując ogród architekt pomoże dobrać roślinność, zaprojektować elementy kamieniarskie.
Projekt aranżacji wnętrza willi
Kiedy nasz dom już stoi, jest otoczony ogrodem i zabezpieczony nadchodzi czas na zaaranżowanie wnętrza.
To że postawiliśmy na prosta nowoczesną bryłę nie znaczy, że we wnętrzach nie możemy sięgnąć po klasyczne rozwiązania oraz już wspomniany w poprzednich artykułach eklektyzm. Sporo uwagi we wcześniejszych artykułach poświęciliśmy aranżacji pomieszczeń, które są najbardziej reprezentatywne w naszym domu. Projektując go musimy jednak przyjrzeć się również mniej oczywistym elementom jak projekt zabudowy szaf wnękowych i garderób, spiżarni, nietypowej zabudowy wnękowej. Na potrzeby przemieszczania się będą potrzebne opracowania aranżacji sieci korytarzy i schodów, zejść do piwnicy czy garażu.
Projekt zabudowy szaf wnękowych i garderób
Garderoba jest eleganckim i funkcjonalnym rozwiązaniem dla przechowywania ubrań, butów, akcesoriów czy dodatkowych kompletów pościeli, zasłon. Możemy zdecydować się na różne rozwiązania, garderoba może być wspólna dla domowników, albo dopasowana do sypialni. W pokojach przeznaczonych dla gości bądź korytarzach sprawdzą się natomiast szafy wnękowe. Myśląc o systemach przechowywania musimy rozważyć również projekty elementów stolarskich jakie możemy wykonać na zamówienie, takich jak regały czy osłony. W zależności od pomieszczenia mogą być to obiekty zamknięte, przeszklone czy całkowicie otwarte.
Pomoc w doborze obrazów i szeroko pojętej sztuki
Dobrze dobrana sztuka będzie uwieńczeniem dobrze rozplanowanego wnętrza. Jeśli sami nie mamy pomysłu na udekorowanie domu i dobranie odpowiedniego nurtu, warto powierzyć taką sprawę specjalistom, którzy na co dzień śledzą rynek sztuki i bywają w galeriach. Obraz czy rzeźba nie tylko ma pasować do wnętrza, w którym będzie się znajdować, ale też do nas samych. Magia dzieł sztuki polega właśnie na tym, że przemawiają one do nas w indywidualny sposób.
Artykuł Pozwól sobie na:villa martima – willę z basenem pochodzi z serwisu Projektowanie Wnętrz Warszawa Węgiełek.
0 notes
cepokfil-blog · 6 years
Text
Ogół
Czuję, że nigdy nie będę w stanie powiedzieć tego co myślę a to co myślę przenika się z emocjami; ze ściskiem z niepokojem z kolorami. W mojej głowie przenika się świat fizyczny, materialny z tym metafizycznym nierealnym i nieprawdziwym.
Zastanawiam się po co właściwie maluję. Sztuka aktualnie nie podlega definicji. Jest często kłamliwa, chciwa, głupia, próżna i bezwartościowa. Co znaczy dla mnie obraz który widzę? Zazwyczaj dzieło kręci się wokół człowieka, relacji.Mnie to kompletnie nie obchodzi. Chcę pokazać coś więkrzego i lepszego niż człowiek coś co nie potrzebuje okłamywać samego siebie by spać spokojnie. Co nie zna kłamstwa, co ewoluując nie wykształciło obłudy. Planetę, gwiazdę. Pokazać jej majestat, jej obojętność, materialność i brak potrzeb. Coś co nie panuje nad sobą nie myśli nie czuje i nie żyje. Coś co na prawdę istnieje. 
Ale jak to pokazać, przecież są różne środki wyrazu najbardziej pociąga mnie poezja, muzyka, rzeźba i malarstwo właśnie, są bardzo podobne, dopełniają się ale te określenia to sztywne ramy które nic nie znaczą wymuszają wyobrażenie sobie czynności machania pędzlem widzenia kolorów czy czytanie i redagowanie tekstu. Gdyby przyjąć że liczy się sam efekt końcowy czyli sam tekst, sam obraz, sam obiekt, sam dźwięk to sprawa staje się prostrza.
muszę założyć ramy żeby zrozumieć jak działa sztuka. TAK WIĘC SZTUKA TO KAŻDY SPOSÓB WYPOWIEDZI. KAŻDY NOŚNIK INFORMACJI. SZTUKA JEST INFORMACJĄ KTÓRA PRZYBIERA FORMĘ. JAKĄKOLWIEK. TO CZY COŚ JEST DOBRĄ SZTUKĄ CZY ZŁĄ ZALEŻY OD TEGO CZY FORMA INFORMACJI JEST “DOBRA” I CZY “DOBRA” JEST INFORMACJA.filozofia natomist pozwoli mi określić to wszystko o czym myślę. rozpisać myśli na wzory prawie matematyczne którymi określić będę mógł cały wszechświat i wszystko co w nim zawarte.  no i cały nadświat czyli coś więcej jeszcze ino
0 notes
alloparis-blog1 · 7 years
Text
5 tajemnic ogrodów Tuileries, o których nie miałeś pojęcia
Tumblr media
To, że ogrody Tuileries to jedna z największych atrakcji zarówno dla turystów, jak i dla rodowitych Paryżan, nie ulega najmniejszej wątpliwości. Warto je odwiedzić nawet dla zwykłego spaceru, odetchnięcia świeżym, historycznym powietrzem i zrobienia zdjęć niechlujnie rozrzuconym uroczym zielonym krzesełkom. Ale chyba przyznacie mi rację, że dużo fajniej, jest wykonać te wszystkie czynności mając w głowie trochę wiedzy, skąd , kiedy, jak, czy dzięki komu powstał ten najsłynniejszy paryski park, a także jak to możliwe, że rosną w nim malutkie bo malutkie,ale najprawdziwsze pomarańczki.
Na początek kilka słów wyjaśnień, co to właściwie za miejsce, to legendarne Tuileries?
Otóż nazwa pochodzi od fabryki dachówek, która znajdowała się w miejscu ogrodu (une tuile, dachówka). Ale to nie z powodu samego ogrodu fabryka została zlikwidowana. W 1594 Katarzyna Medycejska wybrała to miejsce jako lokalizację swojego nowego pałacu, nazywając go le palais des Tuileries (Pałacem dachówek) . Ogród otaczający nowo powstały pałac był to ogród w stylu włoskim. Składał się z z sześciu alej głównych biegnących z południa na północ i ośmiu, z zachodu na wschód, które wyznaczały tym samym kilkanaście stref. Każda z nich przeznaczona była do hodowli innych roślin, każda miała inne przeznaczenie (obszar drzew, obszar rabat kwiatowych, murawa etc.). Do głównych atrakcji ogrodu należały menażeria, skupiająca egzotyczne okazy zwierząt, grota udekorowana przez sławnego Bernarda de Palissy i fontanna. W latach 1605-1625 pojawiły się także sławna do dziś oranżeria oraz  hodowla jedwabników. Lecz ogród, który oglądamy dzisiaj, to nie ten w stylu włoskim, lecz w stylu francuskim, zaprojektowany w 1664 przez André Le Nôtre na polecenie Ludwika XIV. Obawiając się, że ogród zostanie zniszczony przez odwiedzających go Paryżan, Colbert walczy, by pozostawał on do wyłącznej dyspozycji rodziny królewskiej. Jednak dzięki interwencji Charlesa Perraulta, który staje w obronie Paryżan, ogród, oczywiście w odpowiednim stroju i w ciszy, bądź w akompaniamencie eleganckich, dyplomatycznych rozmów może odwiedzać każdy. 
A zielone krzesełka?
Tumblr media
A zielone krzesełka hojnie rozrzucone na powierzchni całego ogrodu pojawiły się po Drugiej Wojnie, by podkreślić francuską dewizę Liberté, égalité, fraternité, i tym samym spoić i wzmocnić paryskie społeczeństwo. 
Ja, informacje o Tuileries gromadziłam przez długi czas, ale spójrzmy prawdzie w oczy, głównie rzeczywiście siedziałam na zielonym krzesełku, aż tu nagle, pewnego dnia...
W ubiegły weekend (2-4 czerwca) , w ramach festiwalu Randez-vous aux Jardins, organizowanego co roku przez Ministerstwo Kultury, skorzystałam z wizyty prowadzonej przez jednego z ogrodników sztuki, którzy na stałe zajmują się ogrodem. 
Tumblr media
Oto więc, trochę dzieląc się z Wami tym, czego dowiedziałam się od mistrza, a trochę własnymi przemyśleniami, przedstawiam 5 sekretów Tuileries.
1. Koza na etacie
W Tuileries, od strony rue du 29 juillet na etacie zatrudnione są dwie kozy, a właściwie kozły. Dlaczego? Otóż, oczywiście z powodu rozrywki, jakiej dostarczają gościom, Mamo! Zobacz, koza prawdziwa, normalna , nie z plastiku! Ale nie tylko. Kozły pracują, łącząc przyjemne z pożytecznym. Jedząc, oszczędzają ogrodnikom wysiłku związanego z koszeniem trawników. Są bardzo głodne, tfu, dokładne i zanosi się na przedłużenie kontraktu na przyszły rok!
Tumblr media
2. Drzewo wszystkich samogłosek
Kierując się na północny- wschód od wejścia ze strony Concorde, ukryte między drzewami, tymi prawdziwymi, z drewna, leży drzewo. Drzewo- monument, z brązu. Dzieło włoskiego artysty Giuseppe Penone, L’Arbre des voyelles, przekazane dla ogrodu w roku 2000 roku. Dlaczego L’Arbre des voyelles (Drzewo samogłosek)? W języku włoskim, występuje ich bowiem pięć : a,e,i,o,u. I to właśnie drzewo w pozycji horyzontalnej, opiera się na ziemi przy pomocy pięciu gałęzi, z których każda prowadzi do pięciu różnych, żyjących drzew. Każde z tych drzew, reprezentuje inny gatunek,a ten z kolei inną wartość życiową. Jedno z nich, na przykład, iglak,symbolizuje uczucia i emocje w życiu człowieka etc. Podobno, jeśli dobrze się przyjrzymy,  w korzeniach drzewa Penone, zobaczymy każdą z pięciu samogłosek. 
Tumblr media Tumblr media
3. Samotny krasnal szuka przyjaciela i czeka na Ciebie
W 1992 roku, szwedzki rzeźbiarz, Erik Dietman, wykonał dzieło, które siedem lat później oddał paryskiemu ogrodowi. Co to za dzieło? I dlaczego je oddał? Rzeźba przedstawia bliżej nieokreśloną postać, krasnala, obcokrajowca, obcoplanetowca oraz... puste krzesełko, które czeka właśnie na Ciebie. Otóż legenda głosi, że artysta, mieszkający w lesie, z dala od ludzi, był bardzo samotny. Postanowił więc stworzyć tę dwuczęściową rzeźbę i umieścić ją w najsławniejszym ogrodzie w Europie, żeby znaleźć przyjaciela i na zawsze uciec od samotności. 
Tumblr media
4. Paryskie pomarańczki
Drzewka pomarańczowe pojawiają się w Tuileries dokładnie 12 maja. Wcześniej, w okresie zimowym śpią w piwnicach Oranżerii. W przeszłości bowiem, Musée de l’Orangerie służyło właśnie do hodowania i przechowywania tropikalnych roślin, krzewów  i drzewek, między innymi ogromnych zasobów drzewek pomarańczowych. Ze względu na częste zmiany miejsca zamieszkania, pomarańczki na stałe umieszczone są w drewnianych kwadratowych donicach na kółkach. Donice te, oprócz kółek, mają jeszcze jedna właściwość. Dzięki specjalnej konstrukcji umożliwiają one dostęp do ziemi, w której mieszkają drzewka z każdej z czterech stron. W ten sposób wymagające rośliny każdego roku otrzymują nową dawkę witamin i minerałów wraz ze świeżą ziemią dostarczaną im przez rodziców ogrodników.
Tumblr media
5. Tajemniczy Kot w butach
Jaki jest związek między zamieszkałym tu Kotem w butach, a faktem, że ogród otwarty jest dzisiaj dla każdego z nas? Tak jak wspomniałam we wstępie, Jean-Baptiste Colbert, prawa ręka Ludwika XIV , z obawy przed licznymi zniszczeniami, obstawał przy ograniczeniu dostępu do ogrodu do samej rodziny królewskiej oraz zapraszanych przez nią gości. To Charles Perrault, pisarz i baśniotwórca wziął w obronę Paryżan, mówiąc, że z pewnością stać ich na rozsądek i kulturalne zachowanie. 
Na jego cześć, władze państwa zamówiły popiersie , które w 1908 stanęło w sercu Tuileries. Autorem marmurowej rzeźby jest Gabriel Edouard Baptiste Pech. Perrault nie musi narzekać jednak na samotność. Wokół niego rzeźbiarz przewidział gromadę roztańczonych dzieci oraz... Kota w butach, postać której autorem jest sam Perrault i którą wydaje mi się, zna absolutnie każde europejskie dziecko. 
Tumblr media
Sami widzicie, że Tuileries to nie tylko 3000 zielonych krzesełek i ponad 300 milionów gości rocznie. To wiele wiele więcej. Mam nadzieję, że następnym razem, gdy wybierzecie się tu na wycieczkę poszukacie samotnego skrzata lub kozłów na etacie. Zapewniam Was, że wizyta jest wtedy jeszcze fajniejsza!
Gap
Tumblr media
Jardin des Tuileries
113 Rue de Rivoli, 75001 Paris
0 notes
metal-minion-poland · 5 years
Photo
Tumblr media
Efekt finalny rzeźba figuratywna 3d głowy z recycled. #metalminionpl #drezdenko #polska #mojasztuka #sztuka_pl #sztuka #sztukawspółczesna #rzeźba #spawacz #arty #art #artist #artisticphoto #polskiartysta #artysta #artystaamator (w: Metalminionpl) https://www.instagram.com/p/B2pBqvYIIM0/?igshid=znsfolhjh2pr
1 note · View note